![Fot. Pixabay / [url=https://pixabay.com/en/girl-woman-people-holding-yogurt-791563/]Kaboompics[/url] / [url=https://pixabay.com/en/service/terms/#download_terms]CC0 Public Domain[/url]](https://m.mamadu.pl/f784c1c5b35c1a83e02c3c6466516953,360,0,0,0.jpg)
REKLAMA
Najpierw jest decyzja „od jutra, od poniedziałku się odchudzam". Bardzo poważne słowa, zapowiedź zmian (srutututu, akurat!). Potem nadchodzi jutro czy tam poniedziałek. Na śniadanie nie jesz niż nic (albo mało). Trzymasz się cały dzień i jesteś przekonana, że TYM RAZEM uda się na pewno. Idziesz biegać. W końcu biega cały świat, prawda?Przyjaciele Cię wspierają i mówią, że na pewno dasz radę. Ty wymiękasz. Pierwszego, drugiego, czy tam siódmego dnia. I tak w kółko. Proces się powtarza kilka, kilkadziesiąt, kilkaset razy. Przyjaciele już nawet nie słuchają, a Ty pogrążasz się w niechęci do siebie samej (pułapka). Robisz podstawowy błąd, słuchasz tych, którzy mówią: „po prostu przestań żreć i zacznij uprawiać sport. Co to za problem?!"
Te cudowne rady. Kocham je! To teraz uściślijmy. Powiedzieć grubasowi, żeby przestał jeść takim tonem to tak jak:
– powiedzieć alkoholikowi lekko: „po prostu przestań pić, łatwizna"
– powiedzieć zakochanej do szaleństwa w jakimś draniu kobiecie: „ zostaw go, kochanie. Milion innych facetów chodzi po świecie".
Niby prawda, jasne. Niby łatwizna, oczywistość.... Dla każdego kto nie ma tego problemu.
– powiedzieć alkoholikowi lekko: „po prostu przestań pić, łatwizna"
– powiedzieć zakochanej do szaleństwa w jakimś draniu kobiecie: „ zostaw go, kochanie. Milion innych facetów chodzi po świecie".
Niby prawda, jasne. Niby łatwizna, oczywistość.... Dla każdego kto nie ma tego problemu.
„Grubas" nie może ot tak po prostu przestać jeść, bo jedzenie jest– jak wszystko inne– nałogiem. Służy do regulacji napięcia psychicznego, radzenia sobie z pustką, złością, nudą. Jest nawykiem utrwalonym latami. Żeby schudnąć (raz na zawsze) trzeba mieć tego świadomość.
Od lat walczę z wagą i byłam już doprawdy wszędzie
I inni w podobnej do mnie sytuacji też tam byli (opowiadali). To takie bardzo śmieszne anegdotki, które tak naprawdę są dowodem jednego wielkiego żenu i braku kontroli nad swoim życiem. I tak:
I inni w podobnej do mnie sytuacji też tam byli (opowiadali). To takie bardzo śmieszne anegdotki, które tak naprawdę są dowodem jednego wielkiego żenu i braku kontroli nad swoim życiem. I tak:
– czyszczenie lodówki o 23.00 (nie, ja przecież nie jem żeberek, nie znoszę majonezu, ser żółty to kaloryczne zło, biały chleb? Śmierć). Wszystkie zasady o 23.00 tego Złego dnia idą do diabła. „Jesteś gruba, pogrążasz się" szepcze Dorosła w Tobie. Nieznośna mówi: „Mam to gdzieś! Jutro też jest dzień".
– Wyjadanie jedzenia jeszcze w sklepie albo w samochodzie na parkingu. „Mamo, dlaczego nie ruszamy" pyta dziecko. „A sekundę, sekundę" odpowiadasz, choć powinnaś rzec, że po prostu kompulsywnie wpier….asz polędwicę sopocką zagryzając ją winogronami.
– niejedzenie ciasta przy gościach, ale pożeranie go w kuchni, po kryjomu, w takim tempie, że partner, który wchodzi – przypadkiem– do pomieszczenia pyta z przerażeniem: „Kochanie, co ty wyprawiasz?", „Ja? Nic. Nic, oczywiście".
I tak dalej, i dalej. Brrr.
Będziesz tak tkwić w tym impasie dopóki nie uświadomisz sobie, że
– do szczupłości nie wiedzie żadna krótka droga (dramat dla kogoś kto nie potrafi odraczać gratyfikacji).
– że odchudzanie to zmiana całego sposobu myślenia (czyli np. konfrontowanie się z nudą i pustką, a nie zapychanie jej).
– że każde od jutra i od poniedziałku jest tylko i wyłącznie dawaniem sobie czasu na to, żeby jeszcze trochę powrzucać w siebie setek tysięcy kalorii, które – owszem – gwarantują relaks i przyjemność, ale jednocześnie odkładają się na twoim tyłku, brzuchu i ramionach (bleee).
– do szczupłości nie wiedzie żadna krótka droga (dramat dla kogoś kto nie potrafi odraczać gratyfikacji).
– że odchudzanie to zmiana całego sposobu myślenia (czyli np. konfrontowanie się z nudą i pustką, a nie zapychanie jej).
– że każde od jutra i od poniedziałku jest tylko i wyłącznie dawaniem sobie czasu na to, żeby jeszcze trochę powrzucać w siebie setek tysięcy kalorii, które – owszem – gwarantują relaks i przyjemność, ale jednocześnie odkładają się na twoim tyłku, brzuchu i ramionach (bleee).
I nie utyjesz tak bardzo, że nie poznasz swojej twarzy w lustrze (Boże, ten potwór to ja???? Zwróćcie mi moją ładną, subtelną twarz). No przykro mi, kochanie. Sama ją sobie zabrałaś. No cóż, sama ROZSĄDNIE odchudzam się tak naprawdę dopiero trzy tygodnie. I zupełnie inaczej niż kiedyś.
1. Catering dietetyczny. Takie wyjście poradziła mi znajoma, której udało się schudnąć 15 kg. Posłuchałam, jestem zachwycona. I też polecam każdemu, kto ma problemy z pilnowaniem ilości i godzin posiłków. Masz określone porcje, jesz o określonej godzinie. Koniec kropka.
Te porcje nie są małe. Jestem w szoku, że można się tak najeść. A wszystko ma 1200 kalorii. Regularne jedzenie uspokoiło mnie wewnętrznie. Ja – kobieta chaosu – stałam się bardziej ogarnięta. Choć wciąż Zła we mnie powtarza: „I naprawdę wierzysz, że schudniesz jak będziesz wcinać pięć porcji dziennie? Hahahahaha, śmieszna jesteś".
2. Regularny trening. Nie histerycznie bieganie 8 kilometrów, a potem zakwasy nawet w oku tylko spokojny trening dostosowany do twoich możliwości ( też trudne dla osoby, która żyje według zasady wszystko albo nic).
Podsumowanie:
1. Przełam się, przeżyj upokorzenie, przeżyjesz już doprawdy wszystko. Ja dostałam w prezencie od bliskiej osoby kilkadziesiąt godzin z osobistym trenerem. Niestety, Pan Przystojny musiał mnie zważyć ( Chryste Panie, wolałabym przejść nago przez miasto), zmierzyć mnie (ledwo oddycham na samo wspomnienie) i zobaczyć jaką jestem ofiarą losu.
No cóż. Okropne, ale zrozumiałam jedno – oni, trenerzy na siłowni, są jak ginekolodzy – niejedno widzieli, niewiele ich to obchodzi, ich zadaniem jest nam pomóc.
Więc ja serdecznie pozdrawiam Waldka, najlepszego trenera na świecie, który mówi mi, że dam radę, gdy już ledwo oddycham i mówię, że basta i koniec. A on mówi: „chcesz mieć w życiu sukcesy? Walczysz, żaden koniec".
1. Przełam się, przeżyj upokorzenie, przeżyjesz już doprawdy wszystko. Ja dostałam w prezencie od bliskiej osoby kilkadziesiąt godzin z osobistym trenerem. Niestety, Pan Przystojny musiał mnie zważyć ( Chryste Panie, wolałabym przejść nago przez miasto), zmierzyć mnie (ledwo oddycham na samo wspomnienie) i zobaczyć jaką jestem ofiarą losu.
No cóż. Okropne, ale zrozumiałam jedno – oni, trenerzy na siłowni, są jak ginekolodzy – niejedno widzieli, niewiele ich to obchodzi, ich zadaniem jest nam pomóc.
Więc ja serdecznie pozdrawiam Waldka, najlepszego trenera na świecie, który mówi mi, że dam radę, gdy już ledwo oddycham i mówię, że basta i koniec. A on mówi: „chcesz mieć w życiu sukcesy? Walczysz, żaden koniec".
2. Gdy poczujesz, że nadchodzi TEN moment, gdy zaraz Druga Ty zaatakuje lodówkę – wyjdź z domu. Natychmiast. Przebiegnij się. I zastanów się, jakie masz emocje. Co chcesz rozładować?
3. Pogódź się, że to trwa. Koleżanka, która schudła 15 kg mówi: „Przez pierwszy miesiąc po prostu lepiej się czujesz, w drugim zauważasz różnicę, w trzecim widzą ją twoi znajomi".
Ten trzeci punkt to koszmar koszmarów. Głodówka przynosi lepsze efekty, a tak to wciąż jesteś grubasem tylko nie masz przyjemności, których grubasy mają tyleeeeee (ciasteczka, ptasie mleczko, makarony, sery itd).
Ale to minie.
Minie, prawda?! Szkoda, że w wakacje zostanę grubaską. Mogłam się za to wziąć wcześniej. Ale przynajmniej jestem grubaską z wielką nadzieją na bycie fit, czego i wam z całego serca życzę.
Minie, prawda?! Szkoda, że w wakacje zostanę grubaską. Mogłam się za to wziąć wcześniej. Ale przynajmniej jestem grubaską z wielką nadzieją na bycie fit, czego i wam z całego serca życzę.