Koniec z krytykowaniem innych matek. Może by tak to odwrócić? Uczyć się od nich, podziwiać je? Dzięki nim zauważać jakie popełniamy błędy. Przetestowane. Sprawdzone. Polecam.
My, matki jesteśmy czasem strasznie męczące. Zamęczamy siebie, że nie jesteśmy idealne. Nasze drugie imię to: wina. Winna, że za mało opieki. Winna, że jej za dużo. Winna, że za bardzo skoncentrowana na dziecku, że skoncentrowana za mało.
Zamęczamy też nasze koleżanki i przyjaciółki (trochę po to, żeby same nie mieć za dużych wyrzutów sumienia). „Powinnaś przestać karmić, powinnaś zacząć karmić. Powinnaś i to, i tamto. On się za bardzo garbi, garbi za mało. Za dużo biegasz po lekarzach, za mało biegasz". Czasem mówimy wprost ( te odważniejsze), czasem tylko wzdychamy znacząco. (czyt. zrozum, że zupełnie nie pochwalam tego, jak wychowujesz swoje dziecko, powinnaś to zmienić, wiem lepiej).
Wszystko wciąż wokół tego, co powinnyśmy robić my, albo te inne. Matki.
To jakaś obsesja naszego pokolenia. Bycie idealnym. Bycie wszechwiedzącym. Wtrącanie się. I obgadywanie. Oraz nieustanne analizowanie siebie. I krytykowanie siebie. Brrr.
Potrafimy przyczepić się do wszystkiego
– M. jest matką nie najlepszą, bo jej syn ma niewłaściwe majtki do kąpania (a co to są, k…., właściwe majtki?)
– L. jest matką nie najlepszą, bo jej syn je za dużo płatków ( a co to znaczy za dużo?)
– K. jest matką nie najlepszą, bo zamiast puścić córkę na park liniowy wolałaby pojechać z nią na plażę (no bo matka musi dawać wolność i puszczać dziecko wolno).
I tak dalej, i dalej, i dalej. I dalej.
Im więcej mam w sobie złości do siebie, tym jestem bardziej wściekła na inne matki. I tak sobie zbieram ich małe słabości do pudełeczka. I mówię: och, jestem matką cudowną, taką cierpliwą (bo naprawdę rzadko krzyczę. Nie to co A.). Och, jestem matką cudowną, bo taką czułą ( bo naprawdę dużo przytulam. Nie to co B.). Och, jestem matką cudowną, bo taką rozumiejącą (bo dużo naprawdę rozmawiam. Nie to C.). Upycham tak swoje matczyne wady głęboko. Co mnie obchodzi D., która codziennie rano robi naleśniki ( ziew, nuda). Co mnie obchodzi C. , która zmusza syna do sportów (koszmar, groza).
Niby sprytnie, a jednak trochę niszcząco.
Ale w końcu do głosu dobija się kobieta świadoma. I zwyczajna. Matka nieidealna. I im więcej mam w sobie zgody na to, tym bardziej doceniam inne matki. Patrzę na nie i myślę: „Wow, będę się od nich uczyć. Nie zazdrościć im, nie potępiać, tylko po prostu uczyć".
Moje impresje z przebywania z innymi matkami:
– K. jest świetna, bo cudownie stawia granice (kiedyś powiedziałabym, że jest zbyt surowa). Mówi „nie" i pilnuje tego „nie". Chciałabym, by moje „nie" też było takie twarde.
– M. jest świetna, bo jest prawdziwa. Gdy się złości, krzyczy trochę jak dziecko i nie jest do końca stabilna (kiedyś myślałam, że matka musi być zawsze opoką). Dziś już wiem, że matka powinna być prawdziwa. Że po prostu bywa różna. Raz jest silna, raz słaba. Raz jest oazą cierpliwości, a innym razem po prostu wymięka.
– O. jest cudowna, bo mówi o swoich potrzebach. (kiedyś uważałam, że matka nie ma prawa mówić o swoich potrzebach). Dzięki O. wiem, że czasem warto powiedzieć: „Hej, potrzebuję cię kochane dziecko. Chcę spędzać z tobą czas".
– P. jest najlepsza na świecie, bo o szóstej rano robi córce naleśniki (też chce je robić, bo radość dziecka bezcenna).
– A W. bawi się cudownie z dziewczynkami i ma wyobraźnię tak ogromną, że mogłaby napisać najlepsze książki dla najmłodszych (dlaczego wcześniej wolałam widzieć, że jest taka zakręcona?)
Rozejrzyjcie się. Za co podziwiacie inne matki? Swoje przyjaciółki, koleżanki? Czy po prostu obce matki na placu zabaw? Czego możecie się od nich nauczyć:), co wnieść z tego do swojego macierzyństwa?
Naprawdę byłybyśmy dużo lepszymi matkami, gdybyśmy uczyły się od innych kobiet. A nie uważały, że wiemy wszystko najlepiej.