![Fot. Unsplash /[url=https://download.unsplash.com/uploads/1411115362846f0257a48/3f4eb74a]Nick Diamantidis[/url] / [url=http://bit.ly/CC0-PD]CC0 Public Domain[/url]](https://m.mamadu.pl/89131eb2e19fd15e7e5a152a529359c8,1500,0,0,0.jpg)
„Kojarzy się z żalem i pustką, poczuciem braku. Mówi się, że można na nią chorować, a nawet z jej powodu usychać. Niektórzy twierdzą, że czyni człowieka nieszczęśliwym. Jak przemienić tęsknotę we wspierające doświadczenie?" czytam. Ratunku. A po co to robić?!
REKLAMA
„Mam dla ciebie pomysł na tekst" rzuca redakcyjna koleżanka. „Wyślę Ci inspirację" dopisuje. Klik i odbieram wiadomość: „dlaczego całe życie tęsknimy, co robi z nami tęsknota, jak ją odpuszczać, jak z nią żyć, jak uczynić z niej wspierające doświadczenie". Klik.
„Czym jest dla ciebie tęsknota?" pytam. „To ucisk w żołądku" mówi ona. Dopytuję drugą przyjaciółkę, psychologa: „Jest utratą, ale i nadzieją". „Dzięki niej wiesz, co jest dla ciebie ważne".
– Tak strasznie tęsknię za młodością– mówi bliska mi starsza osoba.
– Tęsknię za domem – mówi przyjaciółka, która dziesięć lat temu poznała mężczyznę, Włocha. Wyszła za mąż, przeprowadziła się tam. Dziś nie marzy o niczym innym tak mocno, jak o powrocie.
– Tęsknię za Nim – mówi koleżanka, rozwódka.
– Tęsknię za tamtą pracą.
– Tęsknię za tamtym życiem, facetem, chwilą, okolicznościami, wolnością, nadzieją, zdrowiem.
– Tęsknię za moim M. kiedyś.
– Tęsknię za domem – mówi przyjaciółka, która dziesięć lat temu poznała mężczyznę, Włocha. Wyszła za mąż, przeprowadziła się tam. Dziś nie marzy o niczym innym tak mocno, jak o powrocie.
– Tęsknię za Nim – mówi koleżanka, rozwódka.
– Tęsknię za tamtą pracą.
– Tęsknię za tamtym życiem, facetem, chwilą, okolicznościami, wolnością, nadzieją, zdrowiem.
– Tęsknię za moim M. kiedyś.
Mam wrażenie, że z każdej strony otacza mnie jakieś „tęsknię". Czasem boję się, że to potrafimy najlepiej. Tęsknić za tym, co straciliśmy. Rozważać, żałować. Że to jest część masochistycznej natury człowieka. Że zaczynamy czuć, gdy zaczynamy żałować. Coś przegapiliśmy, coś zostawiliśmy, coś straciliśmy.
Podobno, to dobrze tęsknić – tak mówią psycholodzy. Że to rozwija, uczy, pokazuje co jest ważne. Przepraszam, dla mnie to rozwiązanie niekonieczne. Widziałam tylu ludzi, których niszczy i zabija tęsknota. Mało to rozwijające, mało uczące. Bardziej upokarzające. Co jest fajnego w tęsknieniu za młodością, gdy jesteśmy starzy? Co jest dobrego w tęsknieniu za kimś, kogo utraciliśmy i kto już nigdy nie będzie taki jakbyśmy chcieli? Co jest dobrego w niszczącym i – przepraszam – bezproduktywnym ucisku w żołądku? I za nadzieją, która przynosi niewiele więcej poza oczekiwaniem.
Moja babcia zawsze powtarzała – tęsknij tylko chwilę. Zobacz, co dzięki temu rozumiesz, co możesz zyskać. Ale jeśli nie możesz, to przestań tęsknić, bo ból bez powodu jest niszczący.
„Zadzwoń do niej" mówię więc mojemu przyjacielowi, który tęskni za żoną, z którą się rozstał – bo nie rozumiem tego niepotrzebnego „tęsknię", za którym nie idzie żadne rozwiązanie.
„Zadzwoń do niej" mówię kumplowi, który się zakochał, ale wciąż ma jakieś dylematy. A ja tylko czuję tykający zegar utraty. Że jeszcze tylko pół słowa, pół gestu i już naprawdę nie będzie miał gdzie i po co dzwonić. „Wróć do domu, tu też jest praca" mówię przyjaciółce, która wyszła za Włocha. Zrób coś z tym – dopóki możesz.
„Zadzwoń do niej" mówię kumplowi, który się zakochał, ale wciąż ma jakieś dylematy. A ja tylko czuję tykający zegar utraty. Że jeszcze tylko pół słowa, pół gestu i już naprawdę nie będzie miał gdzie i po co dzwonić. „Wróć do domu, tu też jest praca" mówię przyjaciółce, która wyszła za Włocha. Zrób coś z tym – dopóki możesz.
Tak rozumiem każde „tęsknię". Że idzie za nim jakieś rozwiązanie. Jakiś pomysł na to, by wrócić do tego, co było. Albo stworzyć od nowa coś, co będzie choć trochę podobne. Większość rzeczy za którymi tęsknimy wciąż i znów możemy mieć. Wtedy ta tęsknota jest piękna, bo mówi co jest ważne. Tęsknotę nieodwzajemnioną wyrzucajmy do kosza – bo za nią stoi każda depresja, każdy niepotrzebnie nalany sobie kieliszek wina, każdy płacz i każda nieprzespana noc. To strasznie niszczące i nie wiem czemu ma tak naprawdę służyć. Katowaniu się?
Wiem wszystko o tęsknocie. Wiem dużo o jej braku. Mój dziadek był marynarzem, więc moja babcia wiecznie tęskniła. I wciąż czekała. Z perspektywy lat rozumiem to czekanie, bo mieli piękną, pełną miłości starość. Razem.
Rozumiem tęsknotę mamy, która od lat nie odprowadziła mnie na pociąg, bo tak zawsze żegnała mojego tatę. Na długie miesiące. Ale jej tęsknota miała sens – bo ktoś kochał ją tak samo mocno, jak ona jego.
Więc wierzę w każdą tęsknotę za którą jest rozwiązanie. Po co nam inna?
Jakiś czas temu dowiedziałam się, że mój tata jest chory. To było kilka tygodni temu. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że mogę go stracić. I że w końcu będę tęsknić. Tak naprawdę. Za dzieciństwem, bezwarunkową miłością, domem. Mogłabym o tyle rzeczy mieć do taty żal – ale już nie mam. Bo szkoda mi czasu. I nie chcę cierpieć. I nie chcę mówić: „tęsknię" dopóki mogę po wszystko sięgnąć. I wszystko mogę od niego mieć.
Jakże często sami z tego rezygnujemy. Bo łatwiej tęsknić, niż powiedzieć po prostu „bądź". Mówmy „bądź". A potem nie tęsknijmy. Szkoda czasu.
