Czy my kobiety możemy czasem być brzydkie? Możemy przestać słuchać opinii innych na swój temat? Przestać porównywać się z innymi kobietami. I słuchać rad: „jak o siebie zadbasz trochę, naprawdę będziesz laską". Co to za jakaś obsesja!
Przeczytałam wczoraj tekst na portalu foch.pl. „O brzydocie– czy mogę czuć się piękna, mimo wszystko". Autorka pisze: „Z ręku na sercu, nikt nigdy nie powiedział, że jestem piękna". I opisuje los brzydkiej kobiety. Historie mniejszych i większych upokorzeń. Do tekstu dołączone jest zdjęcie. Nie komentuje go, bo to jest indywidualna, intymna historia kobiety, która uważa, że jest brzydka. Tym bardziej zirytowały mnie komentarze pod tekstem: „Wcale nie jest tak źle" albo „Nie masz na co narzekać, odrobina pracy nad sobą i z każdej dziewczyny da się zrobić laskę. Sprawdzone wielokrotnie".
Po pierwsze: Droga Autorko, mnóstwo ludzi w moim życiu powiedziało mi, że jestem piękna (śliczna, ładna itd). Ale to tak naprawdę niczego nie zmienia.
Znam miliony pięknych, atrakcyjnych kobiet, które żyją w niewoli kompleksów. Ta myśli, że ma za duże uda ( nie ma), ta, że za grube kostki ( nie ma). Jest za niska, za wysoka, czoło za duże. Kobieta jest sobie w stanie wymyślić każdy kompleks. Choćby taki, że ma oczy zbyt skośne. Bo w większości w każdej z nas jest ta mała dziewczynka, która kiedyś nie usłyszała od taty (mamy), że jest piękna. Albo starsza dziewczyna, która choć raz podpierała ścianę na dyskotece, albo którą odrzucił ważny chłopak ( pozdrawiam P.:)
Po drugie: My kobiety też często się dobijamy nawzajem. „Ta za gruba", „O rany, jaka brzydka", „Mogłaby coś ze sobą zrozumieć". Niewiele z nas wie, że degradowanie tamtej jest próbą poradzenia sobie z własnym poczuciem, że mogłabym więcej i lepiej. Jakże często krytykujemy swoje rywalki. Czy to w życiu prywatnym, czy zawodowym.
Znałam w swoim życiu jedną naprawdę piękną kobietę. Taką, że dech zapierało wszystkim, gdy na nią patrzyli. Nigdy w życiu nie usłyszałam od niej nic krytycznego. Nigdy nie oceniała innych kobiet. Nie musiała. Wiedziała, że jest z nas najpiękniejsza:). Albo uroda to było dla niej coś tak oczywistego, że nie musiała szukać jej u innych kobiet.
Nawet wśród przyjaciółek panuje moda „życzliwej szczerości". Ostatnio przyjaciółka spojrzała na mnie i w przypływie szczerości rzekła: wiesz, gdybyś znów schudła, to wciąż mogłabyś mieć każdego faceta. Chcę schudnąć– dla siebie. Dlatego zaczęłam biegać, ale czy to tak trudno zrozumieć, że wcale mi nie zależy, żeby mieć każdego faceta. Słowo, przysięgam! Czasem te uwagi są niepotrzebne, choć wiem, że moja przyjaciółka mnie motywuje i chce dla mnie dobrze.
Po trzecie: uroda jest jednak trochę przereklamowana. Przez lata pracowałam w środowisku, gdzie uroda znaczy wszystko. A wczoraj rozmawiałam z artystką, która powiedziała: „A wiesz, że w moim środowisku przesadne dbanie o siebie jest po prostu źle widziane". No i pamiętajmy, że uroda to jednak rzecz względna. Banał, banałów, ale jednak o tym czasem zapominamy. Kiedyś – w moim najlepszym okresie– jakiś facet powiedział do swojego kumpla: „Ja to w ogóle nie rozumiem dlaczego ona wam się tak podoba– ma za małe oczy i w ogóle jest taka jakaś nijaka ( nawiasem mówiąc wielu mężczyzn mówiło potem, że zakochało się w moim spojrzeniu). Rany, zwariować można by było, żeby tak brać wszystko do siebie.
Po czwarte: dystans do własnej urody kobiety powinny przekazywać sobie z pokolenie na pokolenie. Powinnyśmy uczyć inne kobiety, że kobiecość to jest mądrość, zmysłowość, siła, wiedza. Że to jest właśnie uroda. Dziś ktoś mi powiedział, że się boi brzydkich ludzi. A mnie przeraża takie stwierdzenie. Ile kryje się za tym lęku, bólu– jak w każdej awersji wobec kogokolwiek kto nie jest idealny (fizycznie). Porażające jest patrzenie na to co robią kobiety, żeby tę gładką i piękną twarz zatrzymać.
Nie twierdzę, że nie wklepuję kremów przeciwzmarszczkowych. Może kiedyś nawet skorzystam z darów medycyny estetycznej.Nie zarzekam się, wciąż mam gładką buzię. Ale ta walka o urodę jest po prostu straszna. To, że jesteśmy w stanie wydać każde pieniądze i zrobić ze sobą wszystko. Kiedyś jedna z najpiękniejszej polskich aktorek starszego pokolenia powiedziała mi podczas wywiadu, że dziś już wie, że to, że żyła swoją urodą to jej życiowa pomyłka. Bo uroda jest piekłem, bo tak wiele dzięki niej osiągasz, załatwiasz. A potem starzenie się się strąca cię na dno. Od nowa uczysz się kim jesteś. I na początku nie masz żadnego punktu zaczepienie. Bo czujesz, że jesteś nikim.
Po piąte: powodzenie u mężczyzn, praca. Przepraszam. Nie przesadzajmy, że uroda jest w tym taka istotna. Wszystkich najważniejszych mężczyzn poznawałam, gdy byłam szczerze mówiąc, w opłakanym stanie– albo nieumalowana, albo zmęczona, albo zwyczajnie gruba. Nikt mnie nie przekona, że to takie istotne. Szczególnie, że wczoraj czytałam badania, z których jasno wynika, że mężczyźni przede wszystkim poszukują kobiet ciepłych i czułych. I łatwo ich oszukać, bo dla nich często miła równa się ładna.
Co różni mega laskę od zwyczajnej dziewczyny? (a byłam i jedną, i drugą). To, że rzeczywiście za laską oglądają się faceci, proponują jej kawę ( wino) na stacji benzynowej, w kawiarniach, zaczepiają. To, że wchodzisz na imprezę i wszyscy patrzą na ciebie. I słyszysz: jesteś piękna, doskonała. Jeśli to mają być powody dla których warto być piękną– dziękuję bardzo.
Chcę być zwyczajną kobietę. Czasem ładną, czasem nie. Czasem umalowaną, a czasem nie. Mam dość tej presji i wiem, że dużo kobiet mi znanych czuje podobnie.
Częściej myślę i zastanawiam się czy jestem mądra, czy odpowiednio dużo wiem o świecie, czy jestem na tyle silna, by być wspaniałą kobietą. Dobrą i niezależną.
I przy okazji bardzo chciałabym poprosić mężczyzn, bliskich przyjaciół, żeby nie mówili nam: „nie jesteś taka brzydka", „nie wszyscy muszą być idealni", „nie jest tak źle". Dziękujemy, do widzenia z tym. Lepiej nie mówić nic.