„Musimy o tym napisać" rzuciłam w redakcji. Jedna z koleżanek: „Ale ja niczego nie wybaczyłam. Wręcz przeciwnie. Widzę, że można być zupełnie innym". Inna: „Na pewno bardziej ich zrozumiałam. Ale czy wybaczyłam?".
Moje koleżanki są ode mnie młodsze, mają mniejsze dzieci. „Poczekajcie jeszcze trochę" zażartowałam. Ja wybaczyłam wszystko.
Kłótnie
O porządek. O pieniądze. O mnie. Mama czasem mówiła: „My się kłócimy, ale wciąż cię kochamy". Miałam osiem lat. Czułam lęk – jak każde dziecko, których rodzice się kłócą. Dlatego nikt mi dziś nie wmówi, że gdy dziecko słyszy: „Kochamy cię" to od razu się uspokaja.
Bogata w tę wiedzę obiecywałam sobie: żadnych kłótni przy dziecku. Bo to cholernie słabe.
Przez pierwsze kilka lat życia mojego syna nie kłóciłam się jego ojcem w ogóle. Nawet, gdy byłam bardzo zła. Zatykałam buzię macierzyńską miłością i milczałam grzecznie, sumiennie, cierpliwie. Dziś się kłócę. I powtarzam czasem: „bo ty zawsze", „bo ty nigdy". Potem przepraszam. Jestem prawdziwa.
Więc przepraszam moich rodziców, że myślałam, że będę inna, lepsza.
I dziękuję, bo dzięki temu, że nasz dom nie był idealny jestem bardziej odporna na stres. Nie dziwią mnie kłótnie między ludźmi, jestem tolerancyjna dla ludzkich słabości.
Rozwód
Moi rodzice rozwiedli się, gdy miałam 20 lat. Myślałam, że to w ogóle nie będzie boleć. Bolało. Długo uważałam, odpowiedzialność to trwanie. I ratowanie związku za wszelką cenę.
Dziś tak nie uważam. Wokół mnie rozwodzą się ludzie. Znam kobiety, które mają dylematy. „Czy ja mogę się rozstać skoro mam dziecko?". Dziś myślę, że największy grzech to bycie nieszczęśliwym. I trwanie w złej relacji.
Więc przepraszam moich rodziców, bo już wiem, że ludzie czasem przestają się kochać. Bo ktoś kogoś zdradza, zakochuje się w kimś innym. Bo wspólny świat zaczyna uwierać. Jestem im wdzięczna za odwagę. Najgorsze co możemy dać naszym dzieciom to fikcja. Złudzenie szczęśliwej rodziny.
I dziękuję, bo przez to, że moi rodzice tak emocjonalnie szybowali wybrałam na męża mężczyznę, który potrafi koić, dać wsparcie.
Wiedziałam, że poczucie bezpieczeństwa to jest dla mnie jedna z największych wartości.
Złość
„Odrób lekcje" mówię grzecznie. „Nie teraz" słyszę jęk syna. Powtarzam tak dwadzieścia razy. Po drugiej stronie ziew. Zmęczona po pracy, pochylona nad kolejnym tekstem zaczynam krzyczeć: „Miałeś odrobić lekcje!!!". Albo dziś rano. Słyszę samą siebie i nie wierzę: „Czy to takie trudne pamiętać rano o plecaku i umyciu zębów?!!!" , „Czy ty musisz tak bałaganić?!!! Ile razy mam powtarzać…" Boższ, koszmar. To samo krzyczał do mnie tata. „Mój ojciec to potwór" myślałam.
Więc przepraszam, bo już wiem, że to, że zostajemy rodzicami nie sprawia automatycznie, że stajemy się święci. Że zamieniamy się w oazy cierpliwości.
I dziękuję, bo w sumie to jednak ważne nie bałaganić, pamiętać o umyciu zębów i o obowiązkach. Dziś, kiedy sama jestem matką rozumiem to doskonale.
Nakazy i zakazy
„Najpierw odrób lekcje, dopiero potem film", „Jedz ładnie",„Wróć o siódmej, bo chcemy zjeść rodzinną kolację", „Wyprostuj się" , „Powiedz dzień dobry" słyszę swój głos.
A co myślałam o rodzicach, którzy mnie tak ograniczali? Nuda, koszmar, terror.
Więc przepraszam, bo już wiem o co im chodziło i wiem, że chcieli dobrze. I rozumiem, bo przecież dziś jestem taka sama.
I dziękuję, bo właśnie dzięki temu jestem dobrze wychowana, potrafię się zachować w większości sytuacji, kocham rodzinę i wiem, jak ważne jest to, żeby zjeść rodzinną kolację.
Sport
„Wybieraj basen albo karate" mówię do syna. „Nie chcę uprawiać sportów!" odpowiada on. No cóż, mam pecha może, jestem matką dziecka, który woli książkę, zabawy i swój własny świat bardziej niż piłkę, spacery czy kajaki. Odpuszczam, niestety.
Więc przepraszam mojego tatę, bo teraz wiem, że w sportach nie powinno się odpuszczać. To hartuje charakter, uczy dyscypliny.
I dziękuję, bo dzięki jego uporowi umiem jeździć na nartach, świetnie pływać, a moje dzieciństwo pełne jest wspomnień z fascynujących wyjazdów, wypraw górskich, narciarskich, i żeglarskich.
Dojrzałość uczy pokory. I tolerancji. Może są rzeczy, których nie da się wybaczyć? Ale czasem myślę, że psychologia zrobiła nam w głowie totalny burdel. Bo rodziców można obwinić za wszystko. A przecież oni byli tylko ludźmi, ze swoimi obciążeniami, bólami, ciężkimi doświadczeniami. Zupełnie jak my. Nie mieli tylko tej wiedzy dzięki której można się zmieniać.