Reklama.
O brutalności (i spostrzegawczości) naszych „bacho" już zdaje się pisałam. Może powinnam pójść po rozum do głowy i przyznać szczeremu dziecku rację. Ale nie chcę się poddać. Nie chcę! Oglądam swoje zdjęcia z czasów, gdy byłam chuda. „Ale ze mnie była laska" jęczę do męża. Zero wsparcia. „Kocham Cię taką jaka jesteś. Chcesz schudnąć, chudnij. Nie chcesz, to nie, ale już nie marudź".
Boże, ale marudzenie i planowanie to moja specjalność. „Od jutra jestem na diecie" obiecuję sobie codziennie. Nie jem śniadania (wiem, błąd), na obiad – już potwornie głodna – wcinam kanapkę (ech, żeby jedną), na kolację (wściekła z powodu obiadu) już się poddaję.
„Od jutra" mówię sobie i jem wszystko co wpadnie mi w ręce. A że mieszkam z dwoma facetami (mąż i syn), którym gotuję i którzy kochają jeść wpada mi w ręce naprawdę dużo. „Boże, przesadzasz" oponuje ukochany, gdy nakładam sobie drugą (ogroooomną) porcję makaronu. „Kochasz mnie podobno taką jestem" mówię z zapchaną buzią.
Zasypiam wściekła i z poczuciem winy (jak mam mieć kontrolę nad cholernym życiem skoro nawet nie mam kontroli nad tym co jem!?). Budzę się wściekła, bo znów przewalam szafę w poszukiwaniu ciuchów i pasują na mnie tylko sukienki worki.
Nie pociesza mnie to, że nie jestem wyjątkiem. Zerknijmy do badań. Kobiety są na diecie średnio przez 17 lat swojego życia. Kobieta w ciągu całego swojego życia chudnie średnio 9 razy. Przeciętna kobieta odchudza się dwa razy w ciągu roku. Ponad 33 proc. przyznaje się do słomianego zapału. Tylko 1 procent kobiet wytrzymuje na diecie rok. Co trzecia kobieta wytrzymuje krócej niż 6 miesięcy. Motywują nas wakacje (O, dobry moment, by zacząć teraz, przecież do wakacji na pewno zdążę), ślub (już po ptakach), albo inne ważne wydarzenia w życiu (nie mam żadnych).
Moje życie to nieustanna walka między mną grubą, a chudą. One są dwie. Nie cierpią się.
Ja gruba jestem:
– w większości jednak zadowolona ( z życia, bo nie z siebie)
– szczęśliwa
– tolerancyjna dla innych
– życzliwie do nich nastawiona
– mniej skupiona na sobie
(ale jednak wciąż marząca o rozmiarze 36)
– w większości jednak zadowolona ( z życia, bo nie z siebie)
– szczęśliwa
– tolerancyjna dla innych
– życzliwie do nich nastawiona
– mniej skupiona na sobie
(ale jednak wciąż marząca o rozmiarze 36)
Ja chuda (o ile jeszcze dobrze to pamiętam) jestem:
– podirytowana (szczególnie wieczorami)
– obsesyjna (koleżanki się śmieją, że po 17.00 jadam tylko korniszony i potrafię nie zjeść obiadu z powodu ziarenka ryżu na mięsie (nie jadam wtedy węglowodanów)
– zadowolona z siebie
– podirytowana (szczególnie wieczorami)
– obsesyjna (koleżanki się śmieją, że po 17.00 jadam tylko korniszony i potrafię nie zjeść obiadu z powodu ziarenka ryżu na mięsie (nie jadam wtedy węglowodanów)
– zadowolona z siebie
1. Mam kilka, potem kilkanaście lat. Trenuje pływanie. Tata jest zadowolony. Lubi wysportowane dziewczyny (rządzi chuda).
2. Mam 18 lat. Kocham się bez wzajemności, jem dużo czekolady i kanapek. Tata strofująco: „córeczko…" (rządzi gruba).
3. Mam 24 lata i powodzenie u większości chłopaków. Mówią, że jestem śliczna. Uczę się jaką władzę ma nad światem ładna i szczupła dziewczyna (rządy przejmuje chuda).
4. Mam 29 lat. Rodzę pierwsze dziecko. W ciąży tyje. Ponieważ mam szerokie biodra wygląda jakbym po prostu była walcem. Na dwa tygodnie przed porodem słyszę: „Ty jesteś w ciąży?! Myślałam, że tak przytyłaś (wiadomo kto rządzi).
5. Mam 32 lata. Mieszczę się w dżinsy przyjaciółki modelki i pierwszy raz w życiu słyszę, że jestem za chuda (też wiadomo kto rządzi).
6. Mam 38 lat. Dżinsy przyjaciółki modelki mogę sobie co najwyżej wcisnąć na łydkę (władzę ma znów gruba).
Czasem myślę: „Czy to się, ku**a, skończy?!"
Przerobiłam wszystko: diety jednoskładnikowe (tak, niestety odchudza się większość Polek), iluś tygodniowe. Wydałam całą pensję na wizytę u dietetyczki, która opracowała specjalnie dla mnie dietę matabolic balance. Świetnie tylko, że nie byłam w stanie napisać na niej żadnego tekstu, bo myślałam tylko o tym, żeby rzucić się na coś co ma więcej niż 100 kalorii. Mózg mi nie pracował, słowa nie płynęły, tylko sączyły się jedno na godzinę. Masakra.
Przerobiłam wszystko: diety jednoskładnikowe (tak, niestety odchudza się większość Polek), iluś tygodniowe. Wydałam całą pensję na wizytę u dietetyczki, która opracowała specjalnie dla mnie dietę matabolic balance. Świetnie tylko, że nie byłam w stanie napisać na niej żadnego tekstu, bo myślałam tylko o tym, żeby rzucić się na coś co ma więcej niż 100 kalorii. Mózg mi nie pracował, słowa nie płynęły, tylko sączyły się jedno na godzinę. Masakra.
Potem biegałam/ chodziłam na fitness/ ćwiczyłam w domu z Ewą Chodakowską. Energii starczało mi na miesiąc, dwa. I znów od nowa to samo. Pani w rozmiarze 36, pani w rozmiarze 42. Jakby na ich miejsce nie mogła pojawić się zrównoważona kobieta w rozmiarze 38– 40.
Jesteś tym, jak wyglądasz – słyszymy dzisiaj. Dieta mówi o nas bardzo wiele. O naszym charakterze, podejściu do życia. Podobno najbardziej odchudzają się perfekcjonistki, osoby z nadmierną potrzebą kontroli, lękowe.
Już w połowie XX wieku przeprowadzono badania dotyczące negatywnych skutków odchudzania. Ograniczając drastycznie liczbę spożywanych kalorii narażamy się na: zaburzenia sny, wrażliwość na światło i hałas, obsesyjne myślenie o jedzeniu, ograniczenie kontaktów z innymi, depresję. Nie powinniśmy tracić więcej, niż 10 proc masy ciała w ciągu 6 miesięcy. Szybsze odchudzanie zwiększa ryzyko efektu jo-jo i powrotu do punktu wyjścia– czytam.
Tak, tak, tak. Idzie wiosna.
Moja przyjaciółka mówi córce: „Kochanie, nie jedz tyle" (już sobie wyobrażam tę córkę za ileś lat). Ale wyobrażam sobie też swojego syna. Przecież nie byłabym sobą, gdybym nie pomyślała co on z tego zapamięta.
A zapamięta (przypuszczam), że:
– kobiety się albo głodzą, albo jedzą w nadmiarze
– waga jest ważna, bardzo ważna (jeśli jest niska mama czuje się fajna, jeśli wysoka mama uważa, że jest do niczego)
– nie ma stanów pośrednich (w końcu matka albo biega 10 km dziennie, albo z trudem zwleka się na spacer)
– kobiety się albo głodzą, albo jedzą w nadmiarze
– waga jest ważna, bardzo ważna (jeśli jest niska mama czuje się fajna, jeśli wysoka mama uważa, że jest do niczego)
– nie ma stanów pośrednich (w końcu matka albo biega 10 km dziennie, albo z trudem zwleka się na spacer)
Ratunku, ratunku, ratunku.
Szukam kobiet (ludzi), którym udało się schudnąć raz, a dobrze.
Szukam kobiet (ludzi), którym udało się schudnąć raz, a dobrze.