To jest moje dziecko!
Matka żona i kłopoty
23 grudnia 2014, 07:42·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 23 grudnia 2014, 07:42Drodzy „niedobrzy ojcowie", moglibyście w końcu się ogarnąć? Przez was cierpią inni mężczyźni. My kobiety, często wrzucamy ich z wami do jednego worka i mówimy: „Nie ma gorszego drania niż facet po rozstaniu".
Przypadek pierwszy. Marcin. Jego była regularnie zabiera telefon, który kupił synowi, żeby mieć z nim kontakt. „Nie chciałeś żyć z nami? To ponoś teraz tego konsekwencje" słyszy M. M. ma problem, żeby wyegzekwować spotkanie, wakacje, święta. Jeśli jest grzeczny (czyt. zgadza się na wszystko) była „udostępnia" syna. Jeśli mówi w jakimś przypadku „nie" (ostatnio sprawa dotyczyła prywatnej szkoły dla dziecka), ona go karze. Ostatnio kara była surowa. Nie tylko wyłączony telefon, ale też nie otwieranie drzwi, gdy M. przyjechał po dziecko w „swoim" dniu.
Przypadek drugi. Piotr. Jego relacja z byłą żoną to rollercoaster. Na własne oczy widziałam, jeszcze przed ich rozstaniem, jak ona manipulowała ich wspólnym synem, dziesięciolatkiem. „Tata wychodzi? O 22. No tak, kocha inną panią. Nas już nie". Albo: „Zobacz draniu co robisz dziecku". Znam obu panów. Lista ich grzechów jest pewnie długa. Ale też wiem, że bardzo kochają dzieci.
Wiele moich przyjaciółek, koleżanek dalszych i bliższych toczy na co dzień boje z ojcem swojego dziecka. Widzę, jak to wygląda. Przyjaźniłam się kiedyś z mężczyzną, który regularnie odwoływał spotkanie z córką. Bo wolał wyjść na piwo z kolegami, wyjechać z nową kobietą, albo po prostu się wyspać. „Co ma za znaczenie te kilka godzin? Przecież w końcu ją zobaczę" bagatelizował. Nie jestem już jego koleżanką. Nieodpowiedzialność jest jak trąd- rozprzestrzenia się na wszystkie sfery życia. Pracę, przyjaźń, wszystko.
Dlaczego „ci źli" nam to robią? Może to bardziej pytanie do mężczyzn. Pozwolicie nam zrozumieć dlaczego porzucacie (jesteście porzuceni), a potem odwracacie się od własnych dzieci? Nie macie czasu, cierpliwości? Dlaczego tak nienawidzicie byłych partnerek? Może prawdą jest to, co napisała kiedyś Barbary Pietkiewicz w Polityce. „Nie ma silniejszej nienawiści niż ta, którą odczuwa mężczyzna do kobiety, którą zranił".
Ale równie mocno potrafi nienawidzić kobieta. Tego, który ją skrzywdził. I o tym też są te historie. W gabinecie dr Barbary Arskiej Karyłowskiej, znanej psycholożki dziecięcej (zresztą nie tylko jej) usłyszałam kiedyś, jak bardzo kobiety potrafią odsuwać dziecko od ojca. Jak bardzo rozliczać go z każdej winy, nie mieć woli porozumienia. A facet odpuszcza, coraz bardziej odpuszcza, bo gdzieś tam jest przecież ta druga. Druga kobieta. Milutka, cieplutka. Nie zadaje pytań, nie krzyczy, nie oczekuje. To jej czas. Mój mąż powiedział kiedyś, że mężczyźni częściej uciekają od pretensji, roszczeń i oczekiwań. Że to instynkt. Trzeba naprawdę dojrzałego faceta, żeby tego nie robił.
Moja przyjaciółka A. trzy lata temu rozstała się z ojcem swoich dzieci. W zasadzie to on ją porzucił. A. mówi, że moment, w którym zrozumiała, że on jej już nie kocha, był jednym z najgorszym w życiu. Myślała tylko o tym, że skoro nie może już mieć jego miłości, będzie miała chociaż nienawiść. „Skoro zdecydowałeś o rozstaniu, to …". To ja nie odbiorę telefonu i wytknę Ci każdy błąd. „Miałeś zadzwonić o 22. teraz jest 22.10, dzieci śpią". Małe kopniaki. W końcu wojna. Bo jej eks nie był idealny. Naprawdę się spóźniał, zabierał dziecko bez szalika na spacer, przez cały dzień podawał chrupki. „Nie mogę mu oddawać dzieci! Jest nieodpowiedzialny, prawda?" pytała. Co miałam odpowiedzieć? Że mój mąż też potrafi cały dzień dawać dziecku chrupki (chociaż do drugiej w nocy gotowałam krupnik) i nigdy nie powie synowi, żeby umył zęby. Że któregoś dnia wróciłam z pracy o 22. 00, a mój syn w najlepsze wcinał czekoladę i trzecią godzinę grał na komputerze? No ale miłość cierpliwa jest. I tolerancyjna. Złość już niekoniecznie.
Co się stało z A.? Z czasem- dzięki terapii– zobaczyła wszystkie swoje „podświadome" manipulacje. „No gdzie chcesz syneczku spać?" „Z Tobą, mamo", „Tata będzie bardzo zły, ale cieszę się, że chcesz wrócić do domu". O czym myślało wtedy dziecko? Jak odbierało jej komunikat? A przecież A. mogłaby po prostu odpowiedzieć: „Dziś śpisz u taty, oboje jesteśmy rodzicami, ale jutro spędzimy fajny dzień". Wolała jednak rzucić byłemu: „On nie chce u ciebie spać. Co ja na to poradzę?". Wczoraj mi powiedziała: „Napisz o tym, wiem jaka byłam podła. A wydawało mi się, że robię to dla dzieci".
Mam też inną przyjaciółką. Jest psychologiem. I ma bardzo dobre relacje z eks. Czasem mówię: „Jesteście tacy idealni…". Słyszę: „To ciężka praca, odpuszczanie, wybaczanie, zapominanie tego, co bolało, gdy byłam w związku. „Moje dzieci są najważniejsze. A one kochają swojego ojca" powtarza. Idzie na tyle ustępstw, że czasem aż mi od tego niedobrze. Ale widzę. Są rodziną patchworkową. Naprawdę dobrą.
Małgorzata Gołota napisała, że to matki są za wszystko odpowiedzialne. Jesteśmy rozliczane z aborcji, to my „musimy" trwać przy dziecku na dobre i złe. To prawda. Ale jest też druga strona. W walce z mężczyzną o dziecko prawie zawsze wygramy. Według danych GUS np. w 2011 na około 37,5 tysiąca orzeczeń ojcu powierzono opiekę w 1641 przypadkach. Dane odzwierciedlają też emocje wielu kobiet. Często uważamy, że dziecko jest bardziej „nasze" niż „jego". Kiedyś prawie rozwiodłam się z Mężem. W szale wrzucałam do walizki rzeczy swoje i Syna. „Co ty robisz?" spytał. „Wyprowadzamy się!" „My?" drążył. „Przecież to tak samo twój syn, jak mój". Padały słowa o opiece naprzemiennej. Byłam wściekła. Czy to nie ja byłam w ciąży? Nie ja rodziłam? Nie ja nie mam już tak świetnych piersi jak kiedyś? Spędziłam dwa lata na codziennym wstawaniu w nocy? Czy to nie ja pierwsza reaguję, gdy jest chory, załatwiam lekarzy i jestem najcierpliwsza? Ja, ja, ja. A potem siadałam nad tą walizkę i mówiłam: „ no masz rację, to jak chcesz?". Mój syn tak bardzo kocha swojego ojca, że jestem świadoma, że jeśli którekolwiek z nas powie: „koniec”, to nie będzie wątku: „Dziecko zostaje z mamą".
Nie bronię zaburzonych ojców. Znikających panów, bez cienia odpowiedzialności, emocji. Psychopatów, jak z tekstu Małgosi Gołoty, którzy nie czują odpowiedzialności za nic. Najchętniej chciałabym, żeby nie istnieli. Bronię zwykłych mężczyzn. Tych, którzy przestają nas kochać. Ale chcieliby wciąż kochać nasze dzieci.