REKLAMA
Sex…dzieci. Związek między tymi dwoma słowami jest dość oczywisty dla dorosłych osób. Oczywiście opinie na ten temat różnić mogą się odcieniami, bo jedni powiązanie między podanymi hasłami od razu odszyfrują, inni będą je jeszcze kamuflować, czy też wiązać z emocjami lub uczuciem największym, jakim jest podobno miłość.
Prawdą jest, że powstanie Dzieci powinno się wiązać najpierw z uczuciem miłości, potem dopiero z sexem z niej wynikającym, potem sex ten zwany w przypadku miłości częściej kochaniem się daje nam potomstwo, które to z kolei powinniśmy wspólnie – tj. dwoje rodziców (mama i tata) - wychowywać. W rzeczywistości, jak wiemy, choćby z wielu wpisów blogowych na stronach MamaDu, bywa różnie.
Powiedzmy jednak, że częściej czy rzadziej zdarza się schemat:
Miłość, sex, dzieci itd.
Tylko, czy potem można mówić o schemacie: Dzieci sex miłość?
Czy
Dzieci miłość sex?
Czy po prostu
Dzieci sex …
… dalej ma rację bytu??? /dla rodziców samotnie wychowujących dzieci/
Moje dzieci wydawały mi się kwiatem miłości mojej i tego, który ojcem dzieci jest, ale być może, że to tylko mi się wydawało, być może była to miłość wyobrażeniowa skoro z trójką moich dzieci jestem sama. Tak, czy inaczej dzieci są moją największą miłością, miłością ponad życie.
I tak będzie. Przynajmniej długo jeszcze.
Tylko …. czy określenie „ponad życie” jest do końca adekwatne? Z jednej strony tak. Przecież jako matka, do tego wariatka, zrobię dla moich dzieci właściwie wszystko, zrezygnuję z wielu rzeczy, by one tylko były szczęśliwe. Jednak, jeśli żyję, i jeśli chcę, by dzieci moje miały też prawdziwie życie, życie szczęśliwe ze szczęśliwą matką, czy mogę pozbywać się prawdziwego życia? Życia szczęśliwego? Życia, w którym zaspokajam swoje najważniejsze potrzeby (w tym bliskości – nie tylko z Dziećmi, czułości, przytulenia i wreszcie sexu)?
I tu, dlaczego schemat miłość (największa w końcu do dzieci) nie idzie już w parze ze słowem sex (szczególnie w przypadku większej ilości dzieci), a bardziej wiąże się z płytami DVD zamiast…na otarcie łez? Bo, że ze spaniem z dziećmi zamiast, to oczywiste;) Mam na myśli przypadek kobiety/matki samotnie wychowującej dzieci.
Czy ja dodaniem do słów dzieci i miłość słowa sex kogoś skrzywdzę? Czy skrzywdzę dzieci tym, że przytulę się z kimś silniej, że przeżyję z kimś chwilę ekstazy? Chyba nie? Może nie?
Ale być może, że skrzywdzę tego, kto do mnie przytulać się by zechciał, bo mogłabym go może nabawić wrzodów na żołądku, koszmarów sennych, czy…lęków po….?
Dlaczego kobieta powabna dla mężczyzny, w połączeniu „kobieta plus dziecko” (z przeszłości kobiety) jeszcze jest całkiem powabna, „kobieta plus dwoje dzieci” już nieco traci, natomiast „kobieta plus troje dzieci (na stanie)” jest już postrachem? Ta kobieta? Czy jej dzieci? Czy to znaczy, że tego mężczyznę pożrę, czy pożremy wspólnie?
Przecież sexu pragnę tylko ja, a nie moje dzieci. O tym nawet bym nie żartowała.
Postanowiłam nie bawić się w kotka i myszkę i przy pierwszym poznaniu/zetknięciu z mężczyzną, który mnie nie zna, mówię zdecydowanie: „Mam troje dzieci” i … wszystkie nawet silnie rozbuchane emocje upadają.
Czy z matką trojga już nie można uprawiać sexu? Czy w trakcie tego aktu podpisuje się jakiś cyrograf, o którym ja nie wiem? Czy to może znaczy, że jeśli kobieta z trójką była w stanie przegonić mężczyznę, Ich ojca, to jest straszną jędzą?
Kiedy zostałam sama z dziećmi (nota bene nie przegoniłam tego, który się wyprowadził, choć nie raz miałam na to ochotę), byłam atrakcyjną podobno, ponętną, interesującą, inteligentną podobno, młodą podobno, kobietą. Teraz jeszcze chyba jestem w miarę. W przeciągu czterech lat miałam też związek, który wydawał się być „obiecującym” do momentu, kiedy mężczyzna ów stwierdził, że on musi mieć „wszystko albo nic” i zaczął planować karkołomne przeprowadzki, wspólne mieszkania, potem z przerażeniem próbując z tego uciekać, bo przecież „nie daje rady”. A, czy to on zajmował się trójką moich dzieci? Nie!! Robiłam to ja! Co więcej: Nie szukałam ojca dla moich dzieci, bo one go mają. Szukałam dojrzałego;) partnera.
Hasło "wszystko albo nic” wydaje mi się co najmniej – znów - nieadekwatne, bo co to znaczy? Wszystko, czyli on, ja i dzieci? codziennie w każdej minucie razem? Aż do uduszenia? Mnie wystarczyło partnerstwo, to, że ktoś jest, to, że ja jestem dla niego, jego akceptacja dla moich dzieci, nie bycie non stop razem fizycznie, nie zabieranie drugiej stronie jej planów, marzeń, a pozwolenie na jego marzenia, danie mu prawa do wolności, czego i ja oczekiwałam, wzajemne wspieranie.
A tu: „Wszystko albo nic”. Rany!!!???
Czyli: wszystko – co to znaczy wiedzą Ci, którzy to wypowiadają, przy czym okazuje się, że potem na to „wszystko” nie mają siły (w rzeczywistości tego nie chcą), albo… nic.
Nic - to wiem, głównie ja, bo pozostaje mi brak bliskości, brak świadomości, że ta druga osoba jest, brak czułości, o miłości nie wspomnę, brak wreszcie sexu. Definitywnie brak sexu, którego mi coraz bardziej brak…
Żeby go mieć muszę chyba ukrywać moją tożsamość matki wariatki Trojga. Może Trójcę utożsamię z Jednym? Będę nazywać Jednością? Brzmi prawie po katolicku, a nikogo nie chciałabym obrażać.
Mężczyźni! Wolni mężczyźni!! Pytam Was: Co strasznego jest, przerażającego nawet dla Was w określeniu „Matka wychowująca troje dzieci”?
Czy ta kobieta pozbawia się kobiecości w momencie wypowiadania zdania „Mam troje dzieci”, czy troje dzieci odziera ją z powabu, atrakcyjności, seksualności?
A może niektórzy boją się o swój genotyp? Jeśli ma troje, może sięgnie po więcej?
Na to pytanie zdecydowanie odpowiadam NIE! (choć ojciec mojej Trójki sięgnął i nie miał z tym wielkiego problemu).
Ok. Włączam film DVD. Filmy są czasem niesamowitymi bajkami. Zamiast realnej bajki „Królewna Ścieżka i Troje krasnoludków:)”.

PS. W momencie, kiedy tekst miał zawisnąć (w rzeczywistości powstawał wczoraj, gdy byłam w domu sama), moje dzieci myły zęby w łazience. Raptem huk!! dość duży. Biegnę do łazienki. Najmłodszy leży na wznak, widać, że spadł z podstawika i uderzył głową o podłogę. Nie muszę pisać jak wyglądała „stop klatka” i opisywać tu własnych uczuć. Myślałam, że skończy się szpitalem. Tak źle chyba nie jest. - Po domowej „reanimacji” synek śpi. Na tyle spokojnie, że ja tu wróciłam, ale sex z czaszki mi wyparował. Po godzinie od wydarzenia pozostała tylko refleksja, że faktycznie mógłby być gdzieś ten KTOŚ…, ale jestem JA mama Trojga.