Nic nie wkurza mnie tak jak marudzenie. – Ty to masz fajne życie – słyszę czasami. – Chciałabym być taka odważna – też się zdarza. Życie mam faktycznie fajne, ale zawdzięczam to sobie i swoim decyzjom. Odwagi jest tu akurat najmniej.
- Nie cierpię swojej pracy. Szef mnie wkurza, jest debilem. Gdybym tylko mogła zmienić pracę, zrobiłabym to od razu – słyszę i mówię: - To zmień. – No co ty, wiesz jak trudno, gdzie ja znajdę nową. To nie jest tak, że sobie postanowię i zmienię. A ja czuję, jak żyłka zaczyna mi pulsować coraz mocniej. Próbuję jeszcze: - Ale nikt nie mówi, żebyś została bez pracy, możesz się rozejrzeć, powysyłać cv. – Ale gdzie? Z moimi umiejętnościami… Przy takiej rozmowie nie dużo mi potrzeba, żebym zaczęła gryźć. Opanowuję się i tylko w głowie mi krzyczy: - To po ch*** narzekasz, skoro nic nie chcesz zmienić. Wydaje mi się naturalne, że jak mi źle, to zrobię wszystko, żeby źle mi nie było. Okazuje się jednak, że to nie działa tak prosto. To znaczy działa, ale nie chcemy tego zobaczyć.
- Moja teściowa doprowadza mnie do szału. Mam dość mieszkania z nią. We wszystko się wtrąca, neguje nasze zasady wychowywania dzieci – po raz kolejny słyszę od znajomej. – Wyprowadźcie się, przecież nie musicie z nią mieszkać – proponuję. – No, ale wiesz, to nie takie proste, gdzie znajdziemy mieszkanie, poza tym kredyt… - Możecie zawsze wynająć, nie trzeba kupować od razu – podsuwam. – Niby tak… no ale wiesz… Wiem CO?!? Wiem tyle, że tej znajomej w efekcie jest wygodnie i dobrze, a marudzenie ma w swojej naturze. Więc albo pogodzi się z sytuacją, że w ich życie miesza się codziennie teściowa, dzięki czemu nie są obciążeniu kredytem, albo zdecyduje się coś zmienić, żeby przy kolejnym spotkaniu nie zaczynać: - Wiesz, co moja teściowa ostatnio zrobiła…
- Już z nim dłużej nie wytrzymam. Wszystko mnie już wkurza – zostawione w salonie skarpetki, kubek z kawą nie tak postawiony. Wkurza mnie tym, że jest – skarży się koleżanka. – To zmień coś – sugeruję wcale nie mając na myśli odejścia. – No a dzieci, przecież nie mogę ich pozbawić ojca – pada przytomna odpowiedź. – Ale ja nie mówię o rozwodzie, idź, albo idźcie na terapię, porozmawiajcie, może wyjedźcie gdzieś sami, bez dzieci. No musisz coś zrobić, bo się zamęczysz i w końcu go zostawisz, a przecież tak go kochałaś – próbuję tłumaczyć, a ona macha zniechęcona ręką: - Daj spokój, co to zmieni. Z własnego doświadczenia wiem, że może zmienić bardzo dużo.
Po każdym z takich spotkań, czy odbytej rozmowie zastanawiam się, dlaczego tak bardzo boimy się zmian. To tak, jakbyśmy ubrali za ciasne spodnie i zmusili się do chodzenia w nich przez tydzień, a przecież wystarczy je ściągnąć. Nie trzeba się od razu odchudzać. Zawsze sobie powtarzam, że każda zmiana, choćby na początku wydawała się nie wiem, jak złym rozwiązaniem, przynosi pozytywne efekty. Zawsze może się okazać, że lepiej wyglądamy w spódnicy.
Pewnego dnia wyprowadziłam się, rzuciłam pracę, zamieszkałam w zupełnie nieznanym mi miejscu. Czułam, że jeśli nic w swoim życiu nie zmienię, ominie mnie coś ważnego, ucieknie bezpowrotnie. Na szali położyłam związek i miłość oraz stabilność i pewność. Nie było wątpliwości. Kiedy z Najstarszym Dzikiem zamieszkaliśmy wspólnie nad morzem wszystko, co budziło moje obawy, szybko znalazło swoje rozwiązanie. Dostałam pracę w branży, na której zupełnie się nie znałam, a która pozwoliła mi poszerzyć własne horyzonty. Urodziłam dwóch Dzików, poznałam wspaniałych ludzi. Przeżyłam najszczęśliwsze i najgorsze chwile mojego dotychczasowego życia.
I ponownie stanęłam na progu zmiany. Tym razem decyzja była trudniejsza, bo nie decydowałam jedynie o samej sobie. Coś jednak pchało mnie do przodu. Wywróciliśmy swoje życie do góry nogami kolejną przeprowadzką. A ja dodatkowo spełniłam jedno ze swoich głęboko, jak się okazało ukrytych marzeń i wróciłam do zawodu, który kocham, choć tę miłość daleko wypchnęłam poza margines codzienności. Okazało się, że wszelkie obawy i strachy o Dzików były bezpodstawne. Szybko zaaklimatyzowali się w nowym środowisku. Stali się bardziej otwarci, odważniejsi. Paradoksalnie zauważałam, jak wzrasta ich poczucie bezpieczeństwa.
Oprócz tych zmian było wiele mniejszych i jeszcze mniejszych. O drugim dziecku, o zmianie kilkukrotnie pracy, o skupieniu się na sobie, o samotnym wyjeździe w Bieszczady, o przygarnięciu psa, którego ktoś przywiązał do drzewa, o zmianie koloru włosów. Przyjaciółka mówi: - To jest odwaga, a jej odpowiadam, że wcale nie czuję się odważna. Wręcz przeciwnie, każdej mojej zmianie towarzyszył ogromny strach.
Bałam się, czy nie podejmuję złej decyzji, czy nie będę rozczarowana, w końcu czy nie wpadnę z deszczu pod przysłowiową rynnę, czy kogoś nie skrzywdzę swoim działaniem. – Mam dzieci, nic nie mogę zrobić – często słyszę i chcę krzyczeć, że to nieprawda. To tylko najprostsza wymówka. Jeśli jesteś nieszczęśliwym człowiekiem, twoje dzieci też nigdy do końca nie będą szczęśliwe, one odbijają nasze emocje, a pod wpływem zmian można się temu naprawdę dokładnie przyjrzeć.
Dlaczego boimy się zmian? Może dlatego, że nie chcemy wziąć odpowiedzialności za swoje życie. Łatwiej zwalić swój „ciężki los” na niesprawiedliwego szefa, wkurzającą teściową, mało wyrozumiałego i jeszcze mniej empatycznego partnera, a nawet na dzieci, które stanowią przeszkodę do rozwoju. Łatwiej powiedzieć, że to ich wina, niż przyznać, że jesteśmy tchórzami. Że potrafimy jedynie marzyć wieczorem o tym, co byśmy zrobili, gdybyśmy mogli. A dlaczego nie możemy?
Moja przyjaciółka, fanka (w przeciwieństwie do mnie) coachingu do wyrzygania powtarza jeden frazes: „Jeśli zamkniesz drzwi, otworzą się wszystkie okna”. I chociaż wkurza mnie takim gadaniem, to w tym jednym zdaniu muszę jej przyznać rację. Co jakiś czas warto przewietrzyć swoje życie, dać możliwość otwarcia okien i pójścia do przodu. To naprawdę nie boli. I nie jest takie straszne, jakby się nam wydawało. Nie trzeba przecież od razu zmieniać swojego całego życia. Może wystarczy na dobry początek obciąć włosy, tak jak zawsze chcieliśmy.
Ja pewnie za jakiś czas będę wyglądać kolejnej dużej zmiany na horyzoncie, w końcu mam jeszcze jedno wielkie marzenie do spełnienia.