Fot. Pixabay/ [url=http://pixabay.com/pl/summerfield-kobieta-dziewczyna-336672/]Unsplash[/url] / [url= http://pixabay.com/pl/service/terms/#download_terms]CC O[/url]
Fot. Pixabay/ [url=http://pixabay.com/pl/summerfield-kobieta-dziewczyna-336672/]Unsplash[/url] / [url= http://pixabay.com/pl/service/terms/#download_terms]CC O[/url] Minimalizm to sposób na dobre życie
REKLAMA
Trudno mi się zatrzymać. Wiecznie za czymś gonię. A to za kolejnym biegiem, a to za rozwojem Dzików, a to znowu za realizacją założonych celów, spełnianiem własnych marzeń i czasami marzeń innych. Więcej i mocniej, tak by nic mi nie uciekło, aby życie było wypełnione po brzegi treścią . Tyle tylko, że tu nie liczy się ilość, ale jakość. Nie wiem nawet, kiedy dojrzałam do tego stwierdzenia. Może to efekt ostatnich zmian (tak wiem, muszę o nich kiedyś napisać), przewartościowania, ustawienia na nowo priorytetów? A może dostrzeżenia siebie?
Mam koleżankę, która mówi: - Będę grać na pianinie, uczyć się japońskiego, chodzić regularnie na basen i biegać. A do tego joga o poranku i dwójka dzieci do ogarnięcia. Kiedyś bym pomyślała o sobie odbijając się w jej lustrze: - Ale z ciebie looser, ona tyle może, a ty? Chociaż na ten angielski byś poszła. Inna zapisała się na kolejne studia, pracuje od świtu do nocy, w weekendy rzadko bywa w domu. Trójka dzieci, które albo same się ogarną albo przy pomocy ojca lub babci. I ja obserwująca ją: - I kim Ty jesteś? Studia skończyłaś, też mi coś wielkiego…
logo
Fot. Pixabay/ [url=http://pixabay.com/pl/kobieta-%C5%82%C3%B3%C5%BCko-kobiet-atrakcyjne-506120/]AlexVan[/url] / [url= http://pixabay.com/pl/service/terms/#download_terms]CC O[/url]
Tak było. Odbijałam się w innych, jak w prześmiewczym lustrze. A kiedy zaczęłam to dostrzegać, zrozumiałam, że ich droga nie jest moją. Że kolejne przebiegnięte kilometry, że upieczony dziesiąty bochenek chleba w tym tygodniu, że szarpanie się z myślą, co zrobić, żeby mieć więcej – pieniędzy, uznania, znajomych, wrażeń jest pozbawione sensu. Stanęłam z boku i przyjrzałam się sobie. To, co zobaczyłam we własnym lustrze, lekko mnie przeraziło.
Sfrustrowana baba, która chce wszystkim dogodzić, sprawić , aby wszystkim było miło i przyjemnie, a kiedy nie jest w stanie podołać popada w depresję, którą kryje za durnowatym uśmiechem.
No tak, ale nie miało być smętnie i nostalgicznie, tylko z konkretami. Minimalizm nie jest trudny, czasami jest to efekt jedynie dobrej samoorganizacji. Mój przepis na mój osobisty minimalizm? Proszę. Może komuś się przyda. Sprawdzony.

1. Rezygnacja z oglądania seriali
– może wydać się głupie i śmieszne, ale trudny to odwyk, ale możliwy do wykonania. Co prawda wszystkie sezony „Czasu honoru” obejrzałam w sieci, ale o ile było to łatwiejsze, niż zasiadanie o określonej godzinie przed telewizorem i nerwy temu towarzyszące, gdy któryś z Dzików coś tam jeszcze chciał. Rezygnacja z seriali pociągnęła naturalnie ogromne ograniczenie oglądania telewizji (wierna jestem meczom siatkówki), a odzyskanie ogromu czasu. Okazało się, ze mogę żyć bez udziału w życiu serialowych bohaterów. Spróbujcie, przez trzy dni na początek.

2. Rezygnacja ze znajomości, które nic do życia nie wnoszą.
Często bywają toksyczne i to wcale nie winy którejś ze stron, tak po prostu jest. Ciężko to zweryfikować, bo może pojawić się strach, czy aby nie zostanę sama. Jeśli przestanę zbiegać o kontakt z tą, czy tamtym, to czy aby na pewno ktoś przy mnie zostanie? Zostanie. Zawsze ktoś. Ten, który jest ważny. A ta znajomość doceniona wejdzie na wyższy poziom zbliżenia. I okazuje się, że ta jedna, dwie, czy trzy wystarczą za dwadzieścia innych. A ty przestaniesz się motać, do kogo dzisiaj zadzwonić, czy napisać, by nie poczuł się urażony, by nie miał pretensji. Dzisiaj i jutro ty poczekaj, kto odezwie się do ciebie.

3. Pozbywanie się zbędnych rzeczy
– akurat to zawsze wydawało mi się śmieszne, bo jak można poprawić sobie samopoczucie jedynie przez wyrzucenie dwóch par spodni i starego garnka. Tak trochę zostałam do tego zmuszona przy ostatniej przeprowadzce. I co się okazało? Że nie czuję żadnych braków, choć wypakowałam jedynie jedną trzecią swoich kartonów. Nawet nie pamiętam, co jest w pozostałych. Przestałam gromadzić przedmioty. Mam więcej przestrzeni dla siebie, dla najbliższych. Jedyne, czego pewnie nigdy się nie pozbędę to książek, jak to ktoś ładnie określił – przewoźnej biblioteki.
logo
Fot. Pixabay/ [url=http://pixabay.com/pl/pogoda-wstrzymaj-vintage-grunge-462381/]ish[/url] / [url= http://pixabay.com/pl/service/terms/#download_terms]CC O[/url]
4. Nie czekanie na innych – robić to, co w duszy właśnie w tym momencie gra. Nie potrzebuję towarzystwa , kiedy chcę chociażby iść biegać, morsować czy popływać. Mam na to ochotę i to robię, nie uzależniam takich rzeczy od drugiej osoby. Nikogo do niczego nie zmuszę, a to co robię, robię przecież dla siebie, a nie dla kogoś. On/Ona zawsze może dołączyć.
5. Ustawienie priorytetów – które mają prawo się zmieniać, tak jak my się zmieniamy. Trzeba jednak wiedzieć, co jest najważniejsze. Dla mnie Dziki i rodzina, a chwilę później mój własny spokój.
6. Weryfikacja czasu – bo ustalenie priorytetów, to pierwszy krok. Drugi to położenie ich na jednej stronie, a na drugiej czas, który poświęcasz najważniejszym dla siebie rzeczom. Jak wypada? Bo mnie zwaliło z nóg, jak zdałam sobie sprawę z własnej hipokryzji. Dzieci ważne? A czas spędzony na telefonie, na oglądaniu TV, na sprzątaniu? To co jest naprawdę istotne?

7. Pomniejszenie wartości tych nieważnych rzeczy
. Bo czy coś się stanie, jak nie odkurzysz, a poczytasz dzieciom książkę? Jak nie zadzwonisz do znajomej, a wypijesz sobie kawę w spokoju, sama dla siebie? Jak przestaniesz się nakręcać korkami, głupią babą w kolejce, czy brakiem miejsca w tramwaju. Jak powiesz: - Naprawdę mnie to nie interesuje, kiedy ktoś próbuje ci sprzedać kolejną plotkę.

8. Marzenia – moje ulubione.
Masz je, bo ja mam. Kilka takich, które pewne nigdy się nie spełnią, ale mam też takie, do których realizacji dążę i udaje mi się. Cierpliwie, krok po kroku, kiedy zaczynam się wkurzać, to nagle dzieje się coś zupełnie przeze mnie nieprzewidzianego i okazuje się, ze właśnie ściągnęłam kolejną gwiazdę z nieba. Lubię to bardzo.
I już nie muszę się szarpać, szukać, spieszyć się, gonić za czymś lub za kimś, czego nigdy nie dopadnę. Dobrze mi z sobą. I z czasem, który mam i z rzeczami, których nie posiadam. I przyjaciółmi, którzy są tuż obok i lubię to, że jest ich tak niewielu i że nie odbijam się w nich jak w lustrach.