Surogatka
Marzena Kwiecień
18 września 2014, 01:04·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 18 września 2014, 01:04Od dawna z niezwykłą przyjemnością oglądam program Martyny Wojciechowskiej "Kobieta na krańcu świata". Podziwiam jej miłość do ludzi, ciekawość świata i talent do znajdowania interesujących tematów (I to, że nie chce być chuda też!). Jej program o surogatkach w Indiach był dla mnie, jako matki, wstrząsający.
I nie dlatego, że te kobiety decydują się na taką "prace" z wyboru, dla pieniędzy, dla polepszenia bytu swojej rodziny. Nigdy nie podjęłabym się wygłaszania jakiejkolwiek opinii o tych kobietach, które swoją tragedią dają szczęście innym.
Tylko zastanawiam się, jak one żyją dalej? Noszą pod sercem najpiękniejszy cud życia, czują ruchy maleństwa, rodzą w bólu i .... pustka. Nie ma dotyku ciała do ciała, im nikt nie pozwala na policzenie, czy dziecko ma wszystkie paluszki, czy ma długie włoski czy nie ma ich wcale. Nikt im nie położy dziecka na nagim brzuchu, by zapewnić ten pierwszy, najważniejszy kontakt skóra do skóry.
Te kobiety rodzą dzieci i czasem dowiadują się, jakiej dziecko jest płci. Czasem. Zwykle nawet ich nie widzą, rodzą, dziecko jest zabierane i koniec.
Co czuje wtedy matka? Czy kobieta jest w stanie tak głęboko sobie wpoić, że dziecko które w sobie nosi nie jest jej? Że już nigdy o nim nie pomyśli? Czy nie będzie się zastanawiać, czy malec jest otoczony troskliwą opieką, czy jest kochany, czy nikt nie robi mu krzywdy?
Dla mnie, jako matki jest to sytuacja niewyobrażalna. Sama myśl o tym, że nie wiedziałabym, co dzieje się z moim dzieckiem wywołuje we mnie ogromny, wewnętrzny bunt.
A one nie mają wyjścia podejmując taką decyzję.
Sama nie wiem, czy to heroizm czy egoizm.....