"Zmuszam się do seksu, żeby jemu nie było przykro"
Marta Kołacka
28 listopada 2015, 16:24·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 28 listopada 2015, 16:24W swoim poprzednim tekście wspomniałam o zmuszaniu się do seksu jako o jednej z przyczyn spadku libido. Dzisiaj chciałabym rozwinąć ten temat, szczególnie, że jest to jedna z najczęstszych składowych problemów seksualnych (zwykle parę problemów nakłada się na siebie, zaostrzając sytuację).
Ochota na seks jest czymś, co według powszechnego odczucia, powinniśmy mieć. Jak jej nie mamy, pojawia się wrażenie, że coś jest nie tak, że jesteśmy dziwni albo wybrakowani. Dodatkowo większość z nas uważa, że seks jest czymś, co buduje relacje, więc w związku powinien być. I jeszcze (jakby tego było za mało) partner lubi i chce seksu. Najczęstszy wniosek w takiej sytuacji to: „zmuszę się, a problem się rozwiąże”. I w ten sposób zaczynamy zabijać swoje libido.
W praktyce partner jest na chwilę zadowolony (albo i nie – kochanie się z kimś, kto nie ma na to ochoty nie należy do największych przyjemności na świecie), a my nie mamy wyrzutów sumienia. Na chwilę jest więc lepiej. Stosunek co prawda był nudny, w głowie zdążyliśmy zrobić listę zakupów, przypomnieć sobie masę spraw do załatwienia w pracy i przywołać w myślach ostatni odcinek ulubionego serialu. Mamy jednak obowiązek z głowy, więc na razie nie trzeba będzie przejmować się seksem. I tu się wkrada słowo klucz: „obowiązek”. Nie „przyjemność”, nie „satysfakcja”, ale właśnie „obowiązek”. Seks staje się takim samym obowiązkiem jak wypełnianie PITu. Są osoby, którym to nie przeszkadza, ale kogo to cieszy i chce powtarzać?
Z czasem i kolejnymi powtórzeniami robi się coraz gorzej. Poczucie, że seks jest obowiązkiem, rośnie, a nie maleje. Rośnie poczucie irytacji („seks to strata czasu, tyle rzeczy mogłabym zrobić”, „poświęciłem się dwa tygodnie temu, a ona nie dość, że nie doceniła, to jeszcze krytykuje, że jestem za mało kreatywny w łóźku”), a czasem wręcz budzi niechęć do partnera. W wielu parach dochodzi do tego, że gdy osoba, która wciąż czuje ochotę na seks, zbliża się, druga strona ucieka (czasami – literalnie). Nie daje się pocałować, dotknąć, pogłaskać czy nawet unika kontaktu wzrokowego. Wszystko po to, by aktywny partner przypadkiem nie miał ochoty, nie zaczął, by nie trzeba było odmówić lub poddać się (czytaj: „zmusić do seksu”).
Cały problem w tym, że ochota na seks wynika przede wszystkim z pozytywnego myślenia o seksie, z marzenia o nim, wyobrażaniem go sobie ( o tym innym razem) i z bliskości: pocałunków, dotyku, przytulenia się. Paradoks polega na tym, że zmuszanie się do seksu zabiera to wszystko. W efekcie seks zaczyna kojarzyć się z obrabianiem pańszczyzny niż z ekscytującym pomysłem na piątkowy wieczór.
Co z tym zrobić?
Na początek – przestać się zmuszać, czyli przestać pogłębiać problem. Później – przestać się oskarżać. Naprawdę produktywniej będzie poszukać rozwiązań niż osądzać się i karać. Dalej: określić bezpieczny punkt bliskości i zacząć z partnerem się zbliżać. Już tłumaczę o co chodzi: gdy para zaczyna się ze sobą spotkać (zazwyczaj, nie zawsze!), zaczyna od delikatnego zaczepiania się, później coraz częściej łapią się za ręce, dalej jest etap pocałunków – grzecznych i mniej grzecznych, a dalej pieszczoty ewoluują by finalnie przejść do seksu. Taka kolejność wynika z oswajania się ze sobą, ale także buduje napięcie seksualne. Proponuję zrobić coś podobnego bez względu na staż związku. Proponuję założyć, że parze zależy na odkryciu na nowo swojej seksualności, już bez przymusu i w związku z tym potrzebują cofnąć się do wcześniejszego etapu – komfortowego dla osoby, która utraciła ochotę na seks. Nawet jeśli to będzie etap trzymania się za ręce, to naprawdę wierzę, że warto przejść przez tą fazę raz jeszcze, po to, by za jakiś czas móc się cieszyć seksem na nowo. Tym razem już naprawdę.
Kontrowersje:
Niektórzy „fachowcy” radzą zmuszenie się do stosunku mimo braku ochoty. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Można ustalić czas dla siebie tak, by miło spędzić go we dwójkę (to jak najbardziej polecam). Można umówić się na powolne przesuwanie granic – znów: jeśli jest za obopólną zgodą i chęcią. Można umówić się na wzajemne szukanie przyjemności – zaczynając od masażu stóp po wzajemną masturbację i seks – jeśli na to pojawiła się ochota, to jak najbardziej. Ale nie ma mowy, by umawiać się na seks. Przerysowując: „zgwałcę ciebie / siebie, ale w później będzie nam dobrze”. To nie ma prawa działać.
Gdzie szukać pomocy?
Jeśli ten problem dotyczy Ciebie lub Twojego partnera, to z dużym prawdopodobieństwem znając opisany powyżej mechanizm, dacie sobie radę sami. Rozwiązanie problemu wymaga szczerej rozmowy i obopólnej zgody, oraz pomysłu jak zacząć się zbliżać. Jeśli brakuje Wam pomysłu, sięgnijcie po poradnik (jest ich trochę na rynku) lub skorzystajcie z pomocy seksuologa (raczej o wykształceniu podstawowym psychologicznym niż medycznym, choć nie jest to sztywna reguła). Kilka spotkań jest zazwyczaj absolutnie wystarczających by uporać się z problemem.