Od wczoraj internet pełen jest komentarzy o sytuacji na temat tego, co dzieje się tak daleko od nas… Zdjęcie chłopca na brzegu plaży obiegło cały świat. A ja, nie widząc ani tego zdjęcia, ani nie oglądając najnowszych wiadomości w TV wybrałam się na towarzyską wizytę do dobrej znajomej.
Miało być miło, a ta jedna wizyta zmieniła postrzeganie mojego własnego bezpieczeństwa i bezpieczeństwa mojej rodziny o 180 stopni. Co się właściwie takiego wydarzyło?
Wchodzę do pokoju, a na stole widzę maskę przeciwgazową. Nigdy nie miałam takiej maski w ręce. Zapytałam, czy to nowe hobby męża…
Odpowiedź ścięła mnie z nóg: „Mój mąż od dłuższego czasu przygotowuje nas do wojny. Mamy maski, polową apteczkę, tabletki do uzdatniania wody i podstawowe zapasy żywności na miesiąc”
I siadłam z wrażenia na wygodnej, skórzanej kanapie… Jaki z tego wniosek? Może jej mąż ześwirował, a może odpowiedzialnie podchodzi do sprawy? Jego teoria jest taka, że woli być przygotowany na zamieszki, które mogą nam grozić ze strony Ukrainy.
Zanim oceniłam męża mojej znajomej, zadałam sobie pytanie – Co ja zrobiłam, aby w razie niebezpieczeństwa chronić własną rodzinę? Nic. Nawet dokładnie nie śledzę wiadomości, bo widok karabinów mnie przeraża. Moja druga połówka nie podjęła tematu. Z moimi myślami zostałam sama. Mam za sobą nie przespaną noc, podkrążone oczy i parę godzin czytania, o co w tym konflikcie chodzi.
Nie wiem, co będzie dalej. Wierzę, że nikt na świecie nie chce wojny i modlę się o pokój.