Dalekie podróże z małymi dziećmi – Tak to możliwe!
Mama na huśtawce
28 kwietnia 2015, 11:23·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 28 kwietnia 2015, 11:23W kwietniu wyruszaliśmy na od dawna zaplanowany, dwutygodniowy urlop do Indii. Na dodatek bilety kupiliśmy w promocyjnej cenie więc połączenie było koszmarem, który spędzał mi sen z powiek na długo przed godziną zero. Zapytacie zapewne dlaczego? Ano dlatego, że wybieraliśmy się z dwójką naszych ukochanych dzieci.
Julka 9 lat i Kubuś lat 4. O ile o starszą córkę się nie martwiłam o tyle w mojej głowie powstawały coraz to nowe wizje i odmiany marudzenia, narzekania i płaczu mojego synka, który jeżeli nic ciekawego się nie dzieje w jego otoczeniu –czytaj: nikt go nie zabawia albo nie ma Ipada z długą listą bajek – to uruchamia swój repertuar jęków, które w bardzo krótkim czasie podnoszą nasze ciśnienie. Zawsze wtedy czuję jak w mojej głowie i ciele rośnie nieznośne napięcie, które z trudem kontroluję albo nie kontroluję wcale. W chwilach zmęczenia wybucham i krzyczę a potem oczywiście pojawiają się wyrzuty sumienia i pretensje do samej siebie. Stan ten doskonale oddaje jeden z ostatnich artykułów, które pojawił się na MamaDu „Jestem mamą i krzyczę na swoje dzieci”.
No i właśnie z szeregiem ograniczających przekonań przygotowywałam się do tej wspaniałej podróży, o której marzyłam od studiów. Jakie to były przekonania?
Ta podróż to będzie koszmar. Na pewno pokłócimy się z mężem – o nie, nie jeden raz – przynajmniej kilka razy - a jeżeli się nie pokłócimy to będziemy na siebie warczeć bo oboje będziemy rozdrażnieni a zmęczenie podróżą tego nie ułatwi. Mój synek na pewno będzie marudzić. Z pewnością nie uda nam się nic zwiedzić i ograniczymy się do jednego wybranego obszaru bo przecież dzieci nie dadzą rady przenosić się z miejsca na miejsce. No a jak! Piękne prawda? Po prostu cudowne!
Być może moje emocje i odczucia są znajome niektórym z was? Nie każda podroż jest tak wesoła jak ta:
Rodzina nie ułatwiała mi zadania. Wciąż słyszeliśmy – zostawcie dzieci i jedźcie sami, po co wy ich tam ciągnięcie, przecież to dla nich będzie udręka, jedźcie sami. I jak tutaj realizować swoje zamierzenia bycia dobrym rodzicem spędzającym czas ze swoim dzieckiem, dzielenia się z nim swoim doświadczeniem, poznawaniem wspólnie świata, uczenia się siebie nawzajem przy różnych okazjach? Jako coach kilka razy próbowałam na samej sobie przeprowadzić kilka technik, które odmieniłyby moje przekonania – jak widać u góry – było ich sporo.
Ostatecznie postanowiłam podejść do tematu z ciekawością. Nasi rodzice zwykli mówić, że ciekawość to pierwszy krok do piekła… w coaching ciekawość to pierwszy krok do wiedzy i sukcesu.
Nie zawiodłam się i tym razem. Jestem już po urlopie i uważam, że był to jeden z najbardziej udanych wyjazdów w moim życiu. Dawno tak dobrze nie odpoczęłam. Dzieci były cudowne. Sam fakt wyjazdu z rodzicami, wielkiej podróży i przygody zarazem sprawił, że i one podeszły do tego z entuzjazmem. Przelot samolotem, mimo dużej ilości przesiadek i oczekiwań na kolejne połączenia z wizualizowanego koszmaru stał się okazją do rozmów, zabaw i wspólnych gier. Na miejscu podróżowaliśmy i zwiedzaliśmy – A JAK! Widzieliśmy plantacje herbaty, jeździliśmy na słoniach, pływaliśmy łodzią po rozlewiskach, spacerowaliśmy po miasteczkach, poznawaliśmy ludzi pełni radości i ciekawości nowych miejsc i zwyczajów.
Tak jak i dla nas dorosłych Indie okazały się niezwykłym miejscem, pełnym odmiennych od naszej kultury zachowań tak i dzieci nie mogły tej odmienności się nadziwić. Ostre i dziwnie żółte zazwyczaj jedzenie, brak papieru toaletowego w toalecie, konieczność kompania się w ubraniu w basenie, zupełny brak zainteresowania koszem na śmieci to tylko niektóre z rzeczy, które zapisała Julka w prezentacji przygotowywanej dla swojej klasy. Zachwycaliśmy się widokami, kolorami i plantacjami kakao, kardamonu i innych egzotycznych roślin, które dzieci znają już w postaci przetworzonej.
Kubuś był zaskoczony, że jego codzienne poranne kakao to nie proszek tylko coś co rośnie na krzaku i zanim trafi do kubeczka musi dojrzeć, zostać obrane, trzeba wydłubać nasiona, ususzyć, zetrzeć …uff no i potem jakoś trafia do pudełka, które stoi na półce w naszej kuchni.
Te dwa tygodnie były niezwykłą okazją aby zatrzymać się, słuchać się i po prostu być z sobą bo to jest najważniejsze w relacjach z innymi ludźmi, szczególnie tymi najbliższymi. Tak mało mamy tego czasu na co dzień kiedy w pędzie między porannym wyścigiem do przedszkola, szkoły i pracy staramy się uchwycić przelatujący nam czas.
Zachęcam też wszystkich właśnie do takiego podejścia w życiu nie tylko do podróży co do otaczającego nas świata. Ludzi i doświadczeń. Szczególnie tych, które z jakiegoś – dla nas tylko znajomego powodu, wydają się trudne.
„Ciekawość nie istnieje bez przyczyny. Wystarczy więc, jeśli spróbujemy zrozumieć choć trochę tej tajemnicy każdego dnia. Nigdy nie trać świętej ciekawości. Kto nie potrafi pytać nie potrafi żyć.”