zbiory własne
Reklama.
Oglądaliście film „Matrix – część 4”??? Ja nie pamiętam poprzednich trzech części, pamięć mam wybitnie wybiórczą, więc prócz głównego filmowego wątku z wirtualnym światem poza prawdziwym światem, wyparłam wszystko… Czwarta część zrobiła na mnie ogromne wrażenie, nie tylko ze względu na braki w pamięci i wątek istoty energii kobiecej, ale także na postacie w pełni kierowane przez matrixowy system, do tego stopnia, że po wydaniu rozkazu, bodźca (jak zwał, tak zwał), byli w stanie wyskoczyć z okna ( z wysokiego piętra), skazując się na śmierć… Reszty nie zdradzę, obejrzyj sam / sama…
Dlaczego wspominam o tym filmie, pisząc o urzekającym (dla mnie) misiu na okładce książki? I tu jest sedno mojego wywodu… Autor misiowej książki – Rafael Santandreu, w błyskotliwy sposób przedstawia nam jaki matrix (w głowie) tworzymy sobie sami…, Matrix, który pozbawia nas lekkości i radości z życia codziennego…
Strona po stronie, Rafael obnaża naszą przypadłość do tworzenia historii w głowie, które nas ograniczają, przypadłość produkującą wymówki do „nic nie robienia”, a zarazem zazdroszczenia bardziej zaradnym i pracowitym ludziom… Niemniej jednak, nie jest to książka jedynie o narzekaniu na ludzkie słabości, wręcz przeciwnie – wczytując się w nią, zauważamy, że możemy być szczęśliwi z depresją, mając czterokończynowe porażenie, żyjąc na Alasce… Jak to zrobić? Z pokorą wziąć odpowiedzialność za własne życie i własne myśli, pracując nad osobistym rozwojem, nie szukając winy za swoje błędy i niepowodzenia na zewnątrz… Przeczytasz książkę, znajdziesz sposób na silny i odporny umysł… Przynajmniej w teorii, praktyka należy już do Ciebie, do mnie…
Misiowa książka podbiła moje serce, nie tylko ze względu na okładkę...