
Reklama.
W uszach słyszę Imany "No more fight left in me", a przed oczami pojawia się piękny i mądry teledysk. Nie ma we mnie żadnej walki... We mnie... W kobiecie.... w córce... w siostrze... w matce... w żonie... w synowej... w pracownicy... No more fight left in me...
Tematyka kobiecości i podejścia do ciała silnie ze mną rezonuje od dłuższego czasu... Być może ze względu na odnalezienie siebie w tańcu? A może ze względu na rozgaszczanie się w swoim kobiecym ciele z czułością i uważnością? A może ze względu ma mój stan zdrowia? Chyba powód nie jest ważny, liczy się, że jest to drogą, która zdecydowanie wiedzie mnie w dobrym kierunku...
Obiecałam sobie, że w końcu podczas tych wakacji poczytam coś lekkiego, zwiewnego, niestety nie jest mi dane... W moje ręce trafia ciągle coś, co wspólnie składa się na piękną układankę... KOBIETA. Początkowo wybrałam się w "Podróż bohaterki", z czułością objęłam się w "Świadomości kobiecości" i zatoczyłam krąg w "Obsesji piękna" (Agatko dziękuję!)... To wszystko skłania mnie do refleksji, że patriarchalny świat stawia przed nami ogrom wymagań, którym trudno jest sprostać, zwłaszcza w pojedynkę...
Ostatnie warsztaty, które zorganizowałam dla kobiet, dodały mi odwagi do napisania tego artykułu... My kobiety mam wysoki standard wymagań - wygląd, ubranie, bycie dobrą matką, żeby nie użyć perfekcyjną matką..., bycie dobrą pracownicą i domową menagerką... W obecnej tendencji do polaryzacji rodzin i stawiania na jednostki, rozpad wielopokoleniowości, w wielu sytuacjach rodzice skazani sami na siebie... Stres i osamotnienie buduje we współczesnych kobietach mury nie do przeskoczenia...
Jestem ogromna fanką Marzeny Barszcz, która jest autorką "Psychoterapii przez ciało". Zwraca ona z wielką mądrością i świadomością naszą uwagę na ciało. Słuchając Marzenki, ujmuje mnie jej empatyczność i delikatność zarazem... W jednym ze swoich Live'ów nakreśliła relacje z ciałem po przebytych traumach relacyjnych (długotrwałych, powtarzających się, najczęściej zaznanych we wczesnym dzieciństwie). No więc jakie są te cielesne relacje według autorki? Możemy mieć relację wrogą (pełna nienawiść do ciała), zalęknioną, obojętną, ambiwalentną, obecną i bezpieczną... Zachęcam Was do poszukania informacji bezpośrednio od autorki, chyba nie potrafię tego przekazać w sposób właściwy, tak jak zrobi to Marzena... Ten live uruchomił we mnie dialog wewnętrzny... Jaka jest relacja z moim ciałem... Jak dbam sama o siebie? Jakie myśli o sobie i swoim ciele przewijają się jak taśma w mojej głowie? Patrząc na swoje ciało objęte bielactwem, tarczycę potarganą Hashimoto, zmęczone nadnercza, sfrustrowany żołądek odpowiedź jest i prosta i skomplikowana... Dziękuję losowi za mój stan zdrowia, to dzięki temu co ciało do mnie krzyczało przez lata, zmieniam swoje życie... Krzyk rozpaczy był ogromny, ale obecnie cieszę się dobrą relacją z samą sobą, a wyboista przeszłość to rodzaj jakby mary sennej, która mam wrażenie już dawno się skończyła. Dziękuję również za każdą lekcję daną od życia, za każdą osobę, która była ze mną w trudnej relacji, to właśnie dzięki błędom i trudnością, kryzysom rozwijam się i czuję jak każdego dnia zbliżam się do ścieżki mojego przeznaczenia... Tworzę także swoje własne plemię (Aniu Lachowicz - Glińska dziękuję za inspirację!!!), otaczam się ludźmi, na których mogę liczyć, a oni na mnie, plemię które jest wsparciem, źródłem dobroci, o której nie podejrzewałam wszechświat. Zawsze myślałam, że ze swoim czuciem i patrzeniem na świat odstaję od reszty... Teraz jestem przekonana, że jak najbardziej pasuję, tylko grupa odniesienia sama się zmieniła... Wybrałam się w podróż bohaterki i kroczę ścieżką ku kobiecości, sile i odwadze bycia taką jaką mam być, a nie taką jaką widzieć chce mnie świat... Zapraszam również do tej drogi wspaniałe kobiety, które mimo bólu i cierpienia, mają odwagę kroczyć wraz ze mną...
Do smutnych refleksji na temat kobiecości natchnęła mnie książka "Obsesja piękna"... Autorka w druzgocący sposób pokazuje jak bardzo my kobiety uwikłane jesteśmy w świat komercyjnego sprzedawania ciała na ołtarzu niedościgniętego piękna. Czym w zasadzie jest piękno? Kto tworzy kanon piękna? Jak bardzo staramy się doścignąć wizję świata, biczując się każdego dnia za zjedzenie ciastka czy zwałki tłuszczu na brzuchu? Przypomniała mi się pewna sytuacja. Stoję przy kasie z 6 letnim synem w jednej z popularnych drogerii. Syn pyta "Co to?" wskazując na sztuczne rzęsy. Odpowiadam "sztuczne rzęsy", a on z przerażeniem ciągnie za swoje własne rzęsy, żeby zobaczyć czy jego też odpadają i pyta "czy on też bedzie musiał sobie przykleić, jak jego własne odpadną"... No cóż... On nie... Bo nie jest kobietą... Szczęściarz... Tak, my kobiety nie tylko "musimy" przykleić rzęsy, doczepić paznokcie, ale i wydepilować i nabalsamować całe ciało, położyć makijaż na twarz, ubrać szpilki i niewygodną miniówkę, by udowodnić, że jesteśmy kobietami... Z drugiej strony narażając się na niewybredne komentarze obcych mężczyzn na ulicy... Nie zrozumcie mnie źle, nie krytykuję tego wszystkiego. Chcesz, lubisz, to przyklejaj i balsamuj, twoja sprawa... Bardziej chcę zwrócić waszą uwagę na motywację... Czy robimy to dla siebie czy świat wymusza tak na nas...?
Ja osobiście od lat nie kupuję kobiecych gazet, w których wciska się nam, że fotoshop to normalny i naturalny wygląd ciała, a bez najmodniejszego koloru sezonu nie istniejesz.... Po co nam moda? Zastanawiałyście się kiedyś po co ten cały komercyjny świat został stworzony? Dla dobra kobiet czy portfeli najbogatszych tego świata? Przeczytaj książkę, ponieważ stanowi zimny prysznic dla naszych mózgów!!! I twórz własne plemię, bliskość kobiety do kobiety, przestrzeń wsparcia bez krytyki i oceniania, w polu serca i czułości, a wszechświat odpłaci się po stokroć... "Piszmy drogi powrotu do siebie i swojego ciała" (Marzena Barszcz)...
Basia
Tematyka kobiecości i podejścia do ciała silnie ze mną rezonuje od dłuższego czasu... Być może ze względu na odnalezienie siebie w tańcu? A może ze względu na rozgaszczanie się w swoim kobiecym ciele z czułością i uważnością? A może ze względu ma mój stan zdrowia? Chyba powód nie jest ważny, liczy się, że jest to drogą, która zdecydowanie wiedzie mnie w dobrym kierunku...
Obiecałam sobie, że w końcu podczas tych wakacji poczytam coś lekkiego, zwiewnego, niestety nie jest mi dane... W moje ręce trafia ciągle coś, co wspólnie składa się na piękną układankę... KOBIETA. Początkowo wybrałam się w "Podróż bohaterki", z czułością objęłam się w "Świadomości kobiecości" i zatoczyłam krąg w "Obsesji piękna" (Agatko dziękuję!)... To wszystko skłania mnie do refleksji, że patriarchalny świat stawia przed nami ogrom wymagań, którym trudno jest sprostać, zwłaszcza w pojedynkę...
Ostatnie warsztaty, które zorganizowałam dla kobiet, dodały mi odwagi do napisania tego artykułu... My kobiety mam wysoki standard wymagań - wygląd, ubranie, bycie dobrą matką, żeby nie użyć perfekcyjną matką..., bycie dobrą pracownicą i domową menagerką... W obecnej tendencji do polaryzacji rodzin i stawiania na jednostki, rozpad wielopokoleniowości, w wielu sytuacjach rodzice skazani sami na siebie... Stres i osamotnienie buduje we współczesnych kobietach mury nie do przeskoczenia...
Jestem ogromna fanką Marzeny Barszcz, która jest autorką "Psychoterapii przez ciało". Zwraca ona z wielką mądrością i świadomością naszą uwagę na ciało. Słuchając Marzenki, ujmuje mnie jej empatyczność i delikatność zarazem... W jednym ze swoich Live'ów nakreśliła relacje z ciałem po przebytych traumach relacyjnych (długotrwałych, powtarzających się, najczęściej zaznanych we wczesnym dzieciństwie). No więc jakie są te cielesne relacje według autorki? Możemy mieć relację wrogą (pełna nienawiść do ciała), zalęknioną, obojętną, ambiwalentną, obecną i bezpieczną... Zachęcam Was do poszukania informacji bezpośrednio od autorki, chyba nie potrafię tego przekazać w sposób właściwy, tak jak zrobi to Marzena... Ten live uruchomił we mnie dialog wewnętrzny... Jaka jest relacja z moim ciałem... Jak dbam sama o siebie? Jakie myśli o sobie i swoim ciele przewijają się jak taśma w mojej głowie? Patrząc na swoje ciało objęte bielactwem, tarczycę potarganą Hashimoto, zmęczone nadnercza, sfrustrowany żołądek odpowiedź jest i prosta i skomplikowana... Dziękuję losowi za mój stan zdrowia, to dzięki temu co ciało do mnie krzyczało przez lata, zmieniam swoje życie... Krzyk rozpaczy był ogromny, ale obecnie cieszę się dobrą relacją z samą sobą, a wyboista przeszłość to rodzaj jakby mary sennej, która mam wrażenie już dawno się skończyła. Dziękuję również za każdą lekcję daną od życia, za każdą osobę, która była ze mną w trudnej relacji, to właśnie dzięki błędom i trudnością, kryzysom rozwijam się i czuję jak każdego dnia zbliżam się do ścieżki mojego przeznaczenia... Tworzę także swoje własne plemię (Aniu Lachowicz - Glińska dziękuję za inspirację!!!), otaczam się ludźmi, na których mogę liczyć, a oni na mnie, plemię które jest wsparciem, źródłem dobroci, o której nie podejrzewałam wszechświat. Zawsze myślałam, że ze swoim czuciem i patrzeniem na świat odstaję od reszty... Teraz jestem przekonana, że jak najbardziej pasuję, tylko grupa odniesienia sama się zmieniła... Wybrałam się w podróż bohaterki i kroczę ścieżką ku kobiecości, sile i odwadze bycia taką jaką mam być, a nie taką jaką widzieć chce mnie świat... Zapraszam również do tej drogi wspaniałe kobiety, które mimo bólu i cierpienia, mają odwagę kroczyć wraz ze mną...
Do smutnych refleksji na temat kobiecości natchnęła mnie książka "Obsesja piękna"... Autorka w druzgocący sposób pokazuje jak bardzo my kobiety uwikłane jesteśmy w świat komercyjnego sprzedawania ciała na ołtarzu niedościgniętego piękna. Czym w zasadzie jest piękno? Kto tworzy kanon piękna? Jak bardzo staramy się doścignąć wizję świata, biczując się każdego dnia za zjedzenie ciastka czy zwałki tłuszczu na brzuchu? Przypomniała mi się pewna sytuacja. Stoję przy kasie z 6 letnim synem w jednej z popularnych drogerii. Syn pyta "Co to?" wskazując na sztuczne rzęsy. Odpowiadam "sztuczne rzęsy", a on z przerażeniem ciągnie za swoje własne rzęsy, żeby zobaczyć czy jego też odpadają i pyta "czy on też bedzie musiał sobie przykleić, jak jego własne odpadną"... No cóż... On nie... Bo nie jest kobietą... Szczęściarz... Tak, my kobiety nie tylko "musimy" przykleić rzęsy, doczepić paznokcie, ale i wydepilować i nabalsamować całe ciało, położyć makijaż na twarz, ubrać szpilki i niewygodną miniówkę, by udowodnić, że jesteśmy kobietami... Z drugiej strony narażając się na niewybredne komentarze obcych mężczyzn na ulicy... Nie zrozumcie mnie źle, nie krytykuję tego wszystkiego. Chcesz, lubisz, to przyklejaj i balsamuj, twoja sprawa... Bardziej chcę zwrócić waszą uwagę na motywację... Czy robimy to dla siebie czy świat wymusza tak na nas...?
Ja osobiście od lat nie kupuję kobiecych gazet, w których wciska się nam, że fotoshop to normalny i naturalny wygląd ciała, a bez najmodniejszego koloru sezonu nie istniejesz.... Po co nam moda? Zastanawiałyście się kiedyś po co ten cały komercyjny świat został stworzony? Dla dobra kobiet czy portfeli najbogatszych tego świata? Przeczytaj książkę, ponieważ stanowi zimny prysznic dla naszych mózgów!!! I twórz własne plemię, bliskość kobiety do kobiety, przestrzeń wsparcia bez krytyki i oceniania, w polu serca i czułości, a wszechświat odpłaci się po stokroć... "Piszmy drogi powrotu do siebie i swojego ciała" (Marzena Barszcz)...
Basia