Reklama.
Wyjechaliśmy na wakacje... Nie jest moim zamiarem chwalenie się... Nie lubię się chwalić, nie umieszczam fotek z wakacji na portalach społecznościowych... Nie lubię... Uważam, że moje życie prywatne jest moim skarbem, a skarbem nie lubię się dzielić :-) Niemniej jednak, fakt wyjazdu jest tu znaczący...
Po długiej podróży dotarliśmy na miejsce, zmęczeni, ale szczęśliwi... Ciepło i miło, piękne zabytki i odmienny sposób życia. Podczas podróży uwielbiam podglądać inność życia... Zadziwia mnie za każdym razem odmienność trwania w życiu codziennym, pozwala mi to rozszerzać horyzonty i uczyć się elastyczności...
Mam pewien dar? Talent? Nie wiem jak to nazwać? Kiedyś z racji "wyuczonej" skromności i umniejszania się nie przyznawałam się do tego otwarcie, obecnie uważam, że warto iść za głosem serca, nic w tym złego, że prócz słabych stron, mam również mocne strony... Od lat wiem o tym, że mam dar do kontaktów z dziećmi... czy to niepełnosprawnych dzieci, czy też zdrowych. Gdzie się nie pojawię, tam za chwilę siedzi koło mnie gromadka dzieci... Owy talent wykorzystuję również w terapii... Podążam za dzieckiem, próbuję zrozumieć jego świat, zauważyć potrzeby i jak najlepiej pomóc w ich realizacji... Wielkim nauczycielem w tej kwestii jest mój własny, wysoko wrażliwy syn... Jego świat jest moim światem pokory wobec emocji dziecka, jego granic i potrzeb... A całe matczyne doświadczenie wykorzystuję w pomocy innym dzieciom i ich rodzicom.... Od wielu lat... W przekonaniu, że robię to naprawdę dobrze i profesjonalnie! Ale do brzegu :-)
Ten rok był dla mnie trudny, więc wyjazd na urlop był zbawiennym czasem.... Po mniej więcej dwóch dniach poznałam Dorę, lat trzy. No cóż... Była to jedna z moich kolejnych przygód w odkrywaniu świata dziecka... Dziewczynka okazała się być żywiołowa, spontaniczna, szybka, urocza i wysoko wrażliwa... Tak... Kolejne dziecko w pobliżu mnie, czujące i przeżywające więcej niż zwykły zjadacz chleba. Patrzyłam na nią i widziałam mojego trzyletniego syna... Labilność emocji, wyrzut niczym niepohamowanej złości i uśmiech rozkładający na łopatki... Dorisa stała się moją towarzyszką. Trzymała mnie za rękę, podawała małe rączki do masażu, opowiadała w swoim języku o dziecięcych doświadczeniach. Co ciekawe, z dużym zainteresowaniem słuchała, co i ja mam do powiedzenia, choć mówiłam do niej po polsku :-) To jest magia w moim życiu. uwielbiam ten nadprzyrodzony kontakt z drugim człowiekiem, bez zbędnych słów, bez egoizmu, bez czekania na poklaski ego, w radości trwania we dwoje.
Dora jest przykładem na to, że wysoko wrażliwe dzieci to nie jest tylko kolejny wymysł polskich pedagogów i psychologów, "nadwrażliwcy" rodzą się wszędzie.
Ta trzylatka przypomniała mi o bardzo ważnej sprawie... Jej nieposkromiona chęć życia w pełnej zgodzie z sobą, upór w stawianiu na swoim (w realizowaniu swoich potrzeb) i podporządkowanie całej swojej rodziny, by żyć w wolności, przypomniało mi o mojej małej dziewczynce, w środku... Dzikość Dory była piękna, jej odwaga i bezkompromisowość w realizacji siebie zawstydziła mnie. Kiedy ja ostatnio dbałam o swoją dzikość, tak zwyczajnie..., o swoje wewnętrzne dziecko? Pięknie napisała o tym Natalia de Barbraro w "Czułej przewodniczce". Podkreśla ona jak ważne jest zadbanie o naszą dziką małą dziewczynkę, która potrzebuje dojść do głosu, potrzebuje opieki i zaspokojenia, inaczej będziemy realizować się w męczennicy, królowej śniegu lub nadmiernie potulnej. Nie mówię, że należy rzucić wszystko i jak Dora gnać przed siebie (choć dlaczego nie?), ale pobyć przez parę minut dziennie jak ta trzylatka, by odszukać spokój i zadowolenie z życia... Posłuchać centrum swojego ciała (brzucha, które robi bum bum - jak śpiewa Maria Peszek w utworze "Ave Maria"), pobyć tylko ze sobą..., bez wewnętrznego krytyka i natłoku myśli, co jeszcze trzeba zrobić w domu...
Kocham odkrywać oczywistości..., ponieważ ciągle o nich zapominam... Świat jest prosty, to my go komplikujemy...
P.S. najbardziej załamana moim wyjazdem była mama Dory;-)
Basia:-)