Część potrzebnych rzeczy rodzina i znajomi przyniosą w prezencie. Warto wziąć to pod uwagę
Część potrzebnych rzeczy rodzina i znajomi przyniosą w prezencie. Warto wziąć to pod uwagę © Jacek Korzeniewski Fotografia
REKLAMA
Odpowiedź jest jedna: każdy musi sam wiedzieć, czego chce, ponieważ nie ma jednej dobrej rady. Mogę się jedynie podzielić, jak to było w naszym przypadku i coś delikatnie doradzić.
Informacja o nadchodzącym kataklizmie spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Nie byliśmy przygotowani na dziecko w żaden sposób - mieliśmy jedynie wanienkę i sanki po byłej właścicielce naszego mieszkania, ale o tym później.
Bardzo późno zaczęliśmy planować zakupy. Mieliśmy dwupokojowe mieszkanie, w którym jeden pokój użytkowany był jako dzienny, drugi jako nasza prywatna sypialnia. Nie zdecydowaliśmy się na pokój dla dziecka, ponieważ przeczuwaliśmy, że noworodek będzie miał w głębokim poważaniu kolor ścian, mebli i układ pomieszczeń. Tak było. Dopiero w trakcie generalnego remontu, gdy syn miał już kilka miesięcy, a my odłożone pieniądze, zrobiliśmy remont - zamieniliśmy pokój dzienny na wielofunkcyjny, a sypialnię na azyl dla dziecka. Na początku wszyscy spaliśmy w jednym pomieszczeniu, żebym nie musiała w nocy chodzić na karmienie, ale, gdy okazało się, że dziecko śpi całą noc, został eksmitowany z sypialni.
W pokoju naszego małego zła obecnie znajduje się łóżeczko, regał z pojemnikami, w których są wszystkie zabawki, a także mała szafka z ubraniami i przewijak. Koniec. Jednak to nie pokój jest największym problemem, a przynajmniej dla nas nie był.
Fotelik, wózek, łóżeczko, przewijak, bujak/huśtawka, ubranka - to były podstawy, od których zaczynaliśmy. Na początku zdecydowaliśmy się na rezygnację z łóżeczka na koszt starego, powojennego wózka, z którego wspólnie zrobiliśmy kołyskę. Wózek znaleźliśmy na strychu naszej kamienicy i przywłaszczyliśmy za zgodą sąsiadów. Służył nam pół roku. Potem został zastąpiony łóżeczkiem turystycznym. Nie kupiliśmy na tradycyjnego drewnianego łóżeczka, ponieważ chcieliśmy, żeby było lekkie, w miarę potrzeb mobilne (do zabrania np. na wakacje) i tanie. Koszt łóżeczka to około 150 zł w jednym z miejscowych sklepów. W internecie były tańsze, ale tak długo zwlekałam z zakupem, że syn zaczął się podnosić w kołysce i musiałam kupić coś "na wczoraj".
logo
Odrestaurowany powojenny wózek służył nam jako kołyska przez pół roku. Dziś jest na wyposażeniu zaprzyjaźnionego studia fotograficznego © swiatfotografii.com
Do łóżeczka dokupiliśmy materacyk - używany/nowy. Dziecko nie spało w łóżeczku, więc mama sprzedała. Był czysty, bez odkształceń, został profilaktycznie wyprany i służy synowi do dziś.
Zrezygnowaliśmy z pościeli, ponieważ w szkole rodzenia poznaliśmy technikę uspokajania i usypania dr Harvey'a Karpa (5S), więc wiedzieliśmy, że niezbędne będą kocyki. Dodatkowo kupiliśmy śpiwór od przedsiębiorczej i zdolnej znajomej, która szyje różne różności dla dzieci. Przydaje się (śpiwór) zimą, kiedy noce są zimne. Nasze dziecko, w przeciwieństwie do swoich rodziców, nie lubi być przykryte, więc jest "szczelnie" ubierane na noc.
logo
Za radami dra Harvey'a Karpa robiliśmy z syna kokonik, dlatego pościel była zupełnie zbędna © MamaMarka
Warto wybierać artykuły szyte ręcznie. Jest wiele firm, które się zajmują ich sprzedażą. Ja polecam Szydełkiem Malowane.
Wózek również kupiliśmy używany. Mieliśmy upatrzoną firmę i nawet model. Szukaliśmy w okolicy atrakcyjnej oferty. Udało nam się kupić spacerówkę z gondolą marki X-Lander za niecałe 200 zł w mieście oddalonym o 40 kilometrów. Wózek był zadbany, a, co najważniejsze, kompatybilny z fotelikiem, który posiadaliśmy, więc mieliśmy wielofunkcyjny wózek za bezcen (nowy kosztuje około 1,5 tysiąca złotych). Wózek jest używany nadal. Kupiliśmy nawet drugi taki sam model, ponieważ nie chce nam się ciągać do żłobka codziennie wózka. Drugi kosztował 220 zł i znaleźliśmy go nieco dalej, ale w odbiorze pomogła koleżanka, żeby zmniejszyć koszty transportu. Ponadto posiadamy chustę i nosidło (oraz kurtkę dla dwojga), ale używałam ich dotąd tylko ja, ponieważ mąż się jakoś przekonać nie może i zdecydowanie woli wózek, a na zakupy dziecka nie zabiera, jeśli ja zostaję w domu. Ja, dzięki chuście, biorę na spacer psa, dziecko, robię przy okazji zakupy, które niosę w plecaku, a i syna uśpię bujaniem, jak marudzi i mam jedną rękę wolną ;)
Fotelik. Tu mieliśmy dużo szczęścia, ponieważ chwilę przed porodem okazało się, że w firmie męża pracownicy, którym urodzi się pierwsze dziecko dostaną w prezencie fotelik z bazą isofix. Właśnie dlatego wybraliśmy konkretny model wózka. Chcieliśmy, aby pasował do posiadanego fotelika. RECARO wsparło nas bardzo przydatnym prezentem, co pozwoliło zaoszczędzić ładnych kilka stówek (koszt z bazą to około 1000 zł - bez bazy połowa ceny mniej więcej). Mamy drugi fotelik, ponieważ prezent dostaliśmy, gdy syn miał miesiąc lub dwa. Kupiliśmy więc przed porodem używany w komisie z artykułami dla dzieci. Sprawdziliśmy, czy wszystko jest sprawne, czy żadne elementy nie są wyłamane, co mogłoby świadczyć o jakichś wypadkach czy kolizjach, w których fotelik brał udział. Na rynku wtórnym można w okazyjnej cenie kupić zadbany fotelik porządnej firmy. My kupiliśmy nasz (Ferrari/Beone) za około 60 zł i czasami się przydawał, zwłaszcza gdy mąż zabrał samochód razem z fotelikiem, a chciałam gdzieś z synem pojechać i prosiłam kogoś o podwiezienie.
Przewijak. Od momentu, w którym zaczęliśmy planować zakupy, wiedziałam, że to jest artykuł niezbędny. Przeszukałam wszystkie internety, żeby znaleźć pomysł na przewijak i jednocześnie wpasować ten ważny "gadżet" w wystrój pokoju dziennego. Musiał być ergonomiczny zarówno dla mnie (wzrost 164 cm) oraz mojego męża (wzrost 189 cm). Postawiliśmy więc na "zrób to sam". Mój był pomysł, wspólne było wykonanie. Do dziś w pokoju syna ten przewijak wisi i jest wykorzystywany. Uważam, że to był najmądrzejszy pomysł - nauczyć się przewijać dziecko zawsze w jednym miejscu i mieć wszystko pod ręką. Przewijak ma postać otwieranej szafki wiszącej, ma półki, na których trzymamy pieluchy i wszystkie potrzebne do przewijania rzeczy (na początku stało tam wszystko, dziś są tylko chusteczki, pieluchy i foliowe woreczki). Po otwarciu wisi na takiej wysokości, że mąż nie musi się schylać zbyt mocno, a ja nie muszę się schylać w ogóle ;) Koszt przewijaka, a więc półek dociętych na wymiar i oklejonych, wkrętów i zawiasów to jakieś 150-200 złotych. Najlepiej wydane 200 złotych w życiu. Gotowe odpowiedniki naszego prototypu były poza naszym zasięgiem finansowym. Z zazdrością patrzę na ten, który jest na wyposażeniu w żłobku.
logo
Porządny przewijak ułatwia pielęgnację niemowlaka - odpowiednio duży i stabilny będzie służył tak długo, jak długo dziecko będzie nosiło pieluchy © MamaMarka
Wanienkę, jak już pisałam wyżej, zostawiła poprzednia właścicielka mieszkania. Używaliśmy jej do wynoszenia skoszonej trawy na ogrodzie, potem ją umyłam, zdezynfekowałam i służy nam do dziś. Koszt zakupu zwykłej wanienki (nowej) to zaledwie 20 zł z haczykiem. Widziałam wiele modeli, znajome testowały różne wanienki- także całe komody kąpielowe - ale najwięcej zalet słyszałam pod adresem tradycyjnej plastikowej wanienki. Warto może zwrócić uwagę na odpływ wody, jeśli nie będziemy mieć do dyspozycji mężczyzny przy każdej kąpieli, ponieważ wylewanie wody nie jest takie proste - zwłaszcza, gdy mycie niemowlaka odbywa się poza łazienką. Łatwiej zlać do wiadra lub miski, niż przenieść wanienkę z wodą. Kupiliśmy stelaż, który bardzo się przydał na początku (koszt - ok. 60 zł, ale w komisach można kupić używany). Teraz wanienka stojąca na podłodze jest zdecydowanie bezpieczniejszym rozwiązaniem. Niestety nie mieliśmy miejsca w łazience przed remontem , więc syna kąpaliśmy w pokoju - obok przewijaka, żeby wszystko było blisko. Nie mamy wanny, więc wanienka będzie potrzebna jeszcze długo, a latem pewnie posłuży też w ogrodzie jako mini-basen.
Ubrania. Mieliśmy to szczęście, że całą wyprawkę dostaliśmy od znajomych, którzy mają syna o 10 miesięcy starszego od naszego zgredka. Nie kupiliśmy przez pierwsze miesiące ani jednej pary spodni, bodów, bluzki. Dosłownie niczego. Ten wydatek szczęśliwie nas ominął. Termometr dostaliśmy w prezencie od znajomych męża, dorzucili ogromną ilość pieluch i chusteczek (najlepsze prezenty). Od rodziny i znajomych dostaliśmy tyle kosmetyków, że dosłownie przez rok nie kupiliśmy niczego.
Moim zdaniem warto kupować używane ubranka - na przykład na aukcjach w całych zestawach dla odpowiedniego rozmiaru. Na początku wystarczy po kilka sztuk wszystkiego, ponieważ maluch szybko rośnie i garderobę często trzeba wymieniać na większą. Warto też sprzedawać to, co jest już niepotrzebne, nawet jeśli planujemy kolejne dzieci, ponieważ nie wiadomo, czy płeć będzie taka sama i czy akurat wpasujemy się w porę roku, co na początku jest bardzo ważne - latem sweterki po starszym rodzeństwie do niczego się nie przydadzą. Pieniądze ze sprzedaży można z kolei przeznaczyć na zakup ubrań w większym rozmiarze i w ten sposób budżet domowy nie cierpi. Nie ma sensu czekać ze sprzedażą, ponieważ zimą nikomu nie będą potrzebne letnie ubrania, a z dużym wyprzedzeniem dla niemowlaka praktycznie nikt ubrań nie kupuje.
Nie lubię zakupów, nie wpadłam w zachwyt nad artykułami dla dzieci. Nie bawi mnie chodzenie po sklepach dziecięcych. Kupuję to, co jest nam potrzebne. Na początku wydaliśmy naprawdę niewiele. Oczywiście przyczynili się do tego znajomi, którzy podarowali nam nieocenioną ilość potrzebnych rzeczy, w tym bujak, w którym usypialiśmy syna od czasu do czasu przez kilka pierwszych miesięcy.
Nie oceniam rodziców, którzy chcą swojemu dziecku kupić wszystko nowe i wszystko z górnej półki. Jeśli kogoś na to stać i ma taką chęć, to dlaczego miałby tak nie robić? Gospodarkę trzeba napędzać. Nie oznacza to jednak, że posiadanie dziecka od samego początku musi kosztować majątek. Można zaoszczędzić sporo pieniędzy, zanim jeszcze te kilka kilogramów szczęścia pojawi się na świecie. Artykuły z drugiej ręki często są zadbane, a w internecie na portalach społecznościowych jest wiele grup, w których rodzice zamieszczają ogłoszenia dotyczące sprzedaży lub chęci kupna najróżniejszych rzeczy dla swoich pociech. Dzięki temu zyskują dwie strony, a dziecko ma to, czego potrzebuje, a nawet więcej.
Jedyne, o czym warto pamiętać, to kolory. Jeśli chcemy, aby zakupy były praktyczne i przydały się także kolejnym dzieciom, ew. aby łatwiej było sprzedać, warto wybierać uniwersalne. Różowe i niebieskie(ja tego podziału nienawidzę, z resztą różowy kolor powinien być, wg mnie, zakazany zupełnie) sprzedają się na rynku wtórnym gorzej, ponieważ są dedykowane konkretnej płci. Bardziej opłaci się więc dokupienie różowego lub niebieskiego koca (parasolki, torby, uchwytu na kubek, pościeli itp.)do kremowego/szarego/czarnego/granatowego/brązowego wózka, łóżeczka, fotelika.
Nie wstydźcie się też mówić rodzinie i znajomym, czego potrzebujecie. Każdy przychodzi w odwiedziny do noworodka z prezentem. Niech więc to będą artykuły potrzebne, choćby kilka pieluch tetrowych, kolejny koc, a nie setny gryzak i grzechotka. Możecie już z wyprzedzeniem poprosić swoich rodziców, rodzeństwo, przyjaciół, aby kupili konkretną rzecz - tak będzie wszystkim wygodnie. Goście, wy z kolei pamiętajcie, żeby pytać, co jest potrzebne i że mamie też należy się prezent, bo poród to jest ogromny wysiłek i stres zwieńczony sukcesem, który należy docenić.