Najważniejsze było dla nas - małżonków, męża i żony - uszanowanie tego, co budowaliśmy od momentu, w którym się poznaliśmy. Nie chodzi tu tylko o miłość, ale także, a może przede wszystkim, o szacunek i, co może zabrzmi kontrowersyjnie, może dziwacznie w tym kontekście, uczciwość i wierność. Nie chcę się wypowiadać w imieniu mojego męża, który jest jednostką autonomiczną, ma więc prawo czuć to samo co ja, ma prawo się też ze mną nie zgadzać i ma prawo nie chcieć o swoich uczuciach opowiadać publicznie. Ja chciałam, co podkreślam często nie tylko na blogu, żeby po porodzie mój mąż czuł, że jest wciąż dla mnie najważniejszy. I to się udało bez większych wpadek z mojej strony.
Nie spałam z dzieckiem nawet w szpitalu. Oj... ta decyzja bolała i to dosłownie bolała. Po cięciu cesarskim wstawanie w nocy (o każdej porze z resztą) do syna było bolesne. Do perfekcji opanowałam sterowanie łóżkiem, podnoszenie, opuszczanie – całe łóżko, zagłówek, część pod łydkami. Tak wyćwiczonego łóżka sulechowski szpital na pewno nie miał od dawna. Koleżanka obok spała z synem, ja spałam sama, a moje dziecko spało w plastikowym pojemniku tuż obok. Łóżko podnosiłam tak wysoko, żebym mogła w każdej chwili pogłaskać syna, popatrzeć na niego.
Przed wyjazdem do szpitala naszykowaliśmy z mężem naszemu synkowi kołyskę - w rzeczywistości był to odrestaurowany wózek z lat powojennych znaleziony na strychu naszej kamienicy. Postawiliśmy tę naszą kołyskę obok łóżka w sypialni. Karmienie piersią wiąże się z tym, że to mama musi karmić, a tata może asystować, przebierać, nosić. Mama musi karmić. Żeby nie chodzić po całym mieszkaniu, przez pierwsze miesiące syn spał z nami w sypialni, ale we własnym łóżeczku-kołysce. Później przez remont najpierw jednego i kolejno drugiego pokoju wyprowadzka syna do swojego lokum trochę się przeciągnęła, ale był przyzwyczajony, że śpi w swoim łóżku.
Nie byłoby prawdą, gdybym napisała, że tak było zawsze. Syn wprawdzie od urodzenia przesypiał całe noce, ale zdarzało się, że wstawał na karmienie nawet dwa razy i usypianie trwało tak długo, że najpierw odlatywałam ja, a dopiero później on i kiedy już się obudziłam po kilku godzinach snu w pozycji półleżącej, on też się budził i znowu karmienie, przewijanie, odbijanie i spanie na przytulaska z mamą. Nie przypominam sobie natomiast, żebyśmy usnęli wszyscy we troje, leżąc w naszym łóżku. Zawsze ktoś odkładał syna - chyba w obawie, że zrobimy mu krzywdę, bo śpimy w stu pozycjach jednej nocy.
Do napisania tego tekstu skłonił mnie sobotni poranek. W piątek mieliśmy małą uroczystość, przyszli nasi najbliżsi, była kolacja etc. Byłam bardzo zmęczona gotowaniem i jakoś tak niespecjalnie się czułam. Syn obudził się około drugiej w nocy z płaczem spowodowanym zagubieniem smoczka w odmętach łóżeczka. Niestety płakał zbyt długo, a dokładnie ja zbyt długo udawałam, że nie słyszę jego płaczu i kiedy już smoczek się znalazł, płacz nie ustąpił. Wzięłam więc syna do naszego łóżka, zrobiłam butlę kaszy i szczęśliwe dziecko usnęło. Nie chciało mi się jednak odnosić tych śpiących 11 kilogramów miłości, sił na to też zbyt wielu nie znalazłam, więc położyłam się spać obok moich mężczyzn, żeby już rano żałować tej decyzji (jak mnie po takich akcjach boli kręgosłup).
Zdarzają się też takie sytuacje (choć naprawdę rzadko), że czekam w nocy, aż syn się obudzi, bo chcę się do niego poprzytulać. Przytulamy się, całujemy się, wygłupiamy się po powrocie do domu z pracy i żłobka. Noc jest dla mnie i dla męża. Żeby odpocząć, żeby się wyspać, żeby być razem tylko we dwoje (czyli żeby się nie wyspać). Nie wyobrażam sobie, żeby w trakcie uprawianie seksu uważać, żeby nie zrobić dziecku krzywdy. Poza tym niewiele wspólnego ma dla mnie spanie dziecka w pościeli rodziców z higieną - mimo posiadania łazienki oraz pralki i umiejętności korzystania z nich.
Czasami słyszę, że, po urodzeniu się dziecka, mama śpi z maleństwem w jednym pokoju, a tata w drugim i tak nawet przez kilka lat, bo 3-latek tak łatwo mamy nie chce wypuścić. Znam sytuacje, że ten okres wydłuża się nawet do 5 i 6 lat. Nie rozumiem tego i na szczęście nie wiem jak to jest. Pytam sama siebie, co to ma wspólnego z wiernością i uczciwością. Wiem, że niektóre kobiety na przykład po kłótni idą spać do pokoju dziecka i tak biorą swojego męża na przetrzymanie przez kilka dni, tygodni. JA na to nie wpadłam i chyba nie wpadnę, bo nie rozumiem takiego podejścia.
Moje dziecko ma łóżeczko, w którym spać się nie da z mamą, z kolei "dorosłą" kanapę oddaliśmy, kiedy pojawił się w pokoju syna namiot. Jednak nawet kiedy była ta kanapa, przez myśl mi nie przeszło, że moglibyśmy z mężem spać osobno. A żeby spać osobno codziennie przez dłuższy okres? To u nas by nie przeszło. Właśnie za chwilę skończę pisać ten tekst, pójdę sprawdzić, czy syn aby na pewno jest jeszcze przykryty i wrócę do męża się przytulić. Noc to jest czas dla mnie i dla męża. Syn czasami tylko chce porządzić i robi pokaz sił, ale nie z nami takie numery...