Kiedy wiedziałam już, że będę mamą, byłam pewna jednej rzeczy, a mianowicie tego, że kiedyś usiądę z moim dzieckiem i opowiem mu, jak zaczęło się jego życie, jak wszystko po kolei się układało. Żeby jednak było to możliwe, potrzebowałam "materiałów szkoleniowych".
Najlepszym materiałem w tym przypadku są i zawsze będą zdjęcia. Jednak nie te zdjęcia robione telefonem, czy przechowywane na twardym dysku komputera, ale tradycyjne, wypalcowane fotografie przechowywane w albumie.
Już w pierwszych miesiącach ciąży umówiliśmy się na pierwszą sesję z profesjonalnym fotografem. Później była sesja z wielkim brzuchem, później noworodkowa, później z kilkumiesięcznym niemowlakiem, ostatnio z kuzynostwem i czekamy na zdjęcia z okazji roczku.
Oprócz tego robimy co miesiąc synowi zdjęcie na przewijaku, żeby kiedyś pokazać mu, jak szybko rósł w pierwszym roku swojego życia i jak bardzo się zmieniał. Zdjęcia te nasi znajomi i rodzina oglądają z wypiekami na twarzy i podziwiają, jacy my piękni jesteśmy. I my z tymi samymi emocjami patrzymy na te zdjęcia i często przypominamy sobie szczegóły, o których byśmy dawno zapomnieli: że syn miał ciemne oczy, że miał bujną czuprynę, że układał stópki do środka, że tak śmiesznie ruszał palcami stóp.
Dziś, po ponad 9 miesiącach nasz syn jest już innym dzieckiem. Inaczej wygląda, inaczej się zachowuje. Te zdjęcia są dla nas niesamowitą pamiątką. Wiem, że sesja u fotografa kosztuje nawet kilkaset złotych, ale też zaraz po porodzie do malucha przychodzi wielu gości i często przed wizytą jesteśmy pytani, co chcemy w prezencie. Jeśli głupio nam prosić o pieniądze, wskażmy konkretnego fotografa i poprośmy o wykupienie zniżki na sesję. Nawet jak kilka osób zapłaci fotografowi po 50 złotych, to dla nas jest to duża różnica ceny, a może sesję w całości sfinansują najbliżsi. Można wtedy odwdzięczyć się kilkoma wywołanymi fotografiami. Warto wcześniej umówić się z tym fotografem i poinformować, że kilka osób może dzwonić w tej samej sprawie. Dzięki temu wszyscy będą zadowoleni.
Jeśli jednak nie stać nas na taką sesję lub sami potrafimy zrobić ładne zdjęcia, ew. nie chcemy pozować przed obcą osobą, róbmy dziecku zdjęcia. Ale nie bez opamiętania po kilkadziesiąt w tygodniu, bo potem sami nie będziemy mieli ochoty ich oglądać. Róbmy wszystko z głową. Od razu wyrzucajmy te ujęcia, które są nieudane, na których dziecko wygląda nie tyle śmiesznie, co żenująco (tak się zdarza, w końcu to jest tylko człowiek, mały, ale człowiek). I, co najważniejsze, wywołujmy zdjęcia. Chociaż po kilka z setki. Żeby to rzeczywiście była pamiątka. Żeby utrata danych z telefonu czy dysku w komputerze nie była utratą wspomnień i "materiałów edukacyjnych" jakże potrzebnych na przyszłość. Potrzebnych, a nawet niezastąpionych. Dziecko będzie tylko rosło. Już nie wróci do etapu, kiedy wychodzą mu pierwsze ząbki, kiedy jest karmione piersią, kiedy zajmuje zaledwie 1/3 przewijaka, kiedy śpi grzecznie jak aniołek w kołysce.