„Nie warto – pisze Joanna na forum – 3 lata stracone, ciągła huśtawka uczuć z nadzieją, że w końcu mi zaufa. Poniżanie, które tłumaczysz sobie jego strachem przed bliskością. Tyle, że ten strach nigdy nie mija, a ty przestajesz siebie szanować”.
„Miałam tak samo. Raz byłam najbliższą osobą na świecie, a potem najbardziej zażartym wrogiem. Ciągłe oswajanie go. Wieczne jego ucieczki. Zeschizowałam. Uciekłam w końcu”
„ My zrywaliśmy kilka razy. Za każdym razem zatrzymywała mnie, błagając i mówiąc, ze mnie kocha. Potem wszystko wracało do normy czyli kłótnie o byle co, pakowanie walizek, grożenie i znów prośby, bym nie odchodził. Jestem bardzo zmęczony choć ją kocham.”
„ Nigdy nie pozwolił mi się zbliżyć. Jedno szarpnięcie i byłam znów za drzwiami. Raz był blisko, a zaraz potem daleko. Zabawa w ciepło-zimno.”
„Uciekajcie. Naprawdę. To jedyne, co możecie zrobić”
Poparzeni bliskością. Tak czasami o nich myślę. Ludzie, od których uciekamy z krzykiem. Zamknięci za szybą własnego strachu, patrzą tęsknym wzrokiem, jak tracą kolejny związek. Coraz bardziej bezradni, coraz bardziej samotni, przestraszeni. „Nie umiesz kochać” – słyszą od nas. „Za mało”. „Jesteś obcy”. „Zły”. „Nic nie dajesz”. „Tchórz”. Słowa się powtarzają, choć nadal brzmią niezrozumiale. Przecież tak się starają, a wciąż nie wychodzi. Dlaczego?
– Dlaczego nie umiem? – pyta K. – A wiesz jak to jest umieć? – pyta Terapeuta. – No tak, dawać komuś poczucie bezpieczeństwa, czasami euforii, wsparcie – wylicza. – To bardzo racjonalne – Terapeuta. – A dać mu poczucie, że jest kochany/kochana? – Tak, tak to też ważne – odpowiada z przekonaniem K. – To jak to jest? Opowiedz. – Terapeuta. – O czym? – Jak czuć się kochanym?
Dla K. to ciągłe oczekiwanie. Nieprzewidywalność. Wdzięczność za spokojne dni, gdy matka nie piła. Rozczarowanie, gdy nie wracała do domu lub gdy wracała nietrzeźwa. To krzyki pomieszane z jej stanami zachwytu nad światem. Piątek wieczór na przykład. K. ma 8 lat i leży w swoim pokoju, gdy wpada z walizką Ona. – Jedziemy nad morze! Pakuj zabawki. K. jest zmęczony, ale ona jest tak radosna, że nie chce jej rozczarować. Zasypia nad turystyczną torbą, gdzie zdążył wpakować ulubioną kolejkę. Budzi się w Sopocie w jakimś mieszkaniu, a mama śpi. Nie wie gdzie jest, nie wie też, w jakim nastroju obudzi się Mama. Jest jedyną osobą, którą kocha.
Dla W. bycie kochanym kończy się, gdy mama zaczyna chorować. Ma 10 lat i na jego oczach matka znika. Zamyka się w swoim własnym świecie. Leży całymi dniami w ciemnym pokoju, czasami płacze. Ojca nie ma, nie może lub nie chce, po prostu nie wraca do domu. W. opiekuje się młodszą siostrą, która kocha go nad życie. Ma 10 lat i jest dorosły, dziś ma 40 lat i nie chce być dorosły. Dziwisz się? Wiąże się z kobietami na krótki czas, bo nie „lubi’ odpowiedzialności. Odpowiedzialność miał od 10 roku życia. Zaangażowanie kobiet budzi w nim wstręt. Terapeuta podpowiada mu, że to przeniesione uczucie z siostry, która wtedy była tak zależna od niego. Nie mógł jej tego zrobić, nie mógł jej nienawidzić – zamroził więc uczucie na wiele lat. Jego pierwsza dziewczyna powiedziała mu, że tak samo jak kocha, tak też nienawidzi. Coś w tym jest.
Dla H. miłość to strach. Kiedy ojciec jest pijany i chce uderzyć matkę, a jej brat staje w jej obronie. Klasyka. Matka z z czasem zaczyna popijać, a oni mieszkają u babci. Co jakiś czas przyjeżdżają rodzice ubrani w najlepsze koszule, które i tak śmierdzą fajkami. Chcą ich zabrać, ale i tak zabawa w rodzinę kończy się po weekendzie. Z ulgą wracają do babci, modląc się jednocześnie, by tamci kiedyś jeszcze wrócili. Chociaż na jeden dzień, z tym swoim smrodem i miłością o dupe potłuc. H. idealizuje. Matka w jej wyobraźni jest piękna i czuła, a ojciec pracuje w korporacji. Mają małe pachnące mieszkanie na Woli i skodę. Jeżdżą w letnie weekendy nad Zalew Zegrzyński. Zawsze tak opowiada w szkole.
Idealizacja przenosi się na dorosłych partnerów. „Dlaczego Ty wybierasz takich gnojków?”– pyta w końcu jej szefowa. Na grupie dla współuzależnionych słyszy o przymusie odtwarzania więzi z rodzicem. Przecież oni nie byli gnojkami! – krzyczy i wybiega z jednego ze spotkań. Boi się dobrych, odpowiedzialnych facetów. Rani ich, chce aby zostawili ją w spokoju. Rozum ich wybiera, a serce fajki i smród. Na grupie mówią jej „Krzywdzisz, aby uniknąć odrzucenia”. I co z tego, jak nie umie tego przerwać?
Poparzeni bliskością. Wiedzą wiele, czytają, chodzą na terapię, grupy dla współuzależnionych. Albo nie wiedzą, nie chodzą na terapie, nie chodzą na grupy. Wszyscy jak jeden mąż uciekają przed bliskością jak przed diabłem. Bardziej świadomie lub mniej.
Mamy ich dość. Każą nam żyć w ciągłej huśtawce uczuć. Po tygodniu wielkiej bliskości stają się z minuty na minutę obcy. Krytykują. Wzgardliwie wzruszają ramionami. Idź sobie, nikt cię tu nie trzyma. Jesteś żałosna. Nie kocham cię. A za chwilę. Błagam. Zmienię się. Pójdę na terapię. Jesteś jedyną osobą, której ufam.
Ktoś musi nauczyć nas chodzić. Mówić. Czytać. Z ruchu warg. Albo z nut. Między wierszami. Pisać. Na kartce. Komputerze. Na piasku. Pływać. Kraulem. Żabką. Na plecach. Grać w tenisa. W piłkę nożną. W karty. Liczyć. Na palcach. Kalkulatorze. W myślach. Kochać. Ufnie. Spokojnie. Bez lęku. Z nadzieją. Otwartym sercem. Bez ranienia. Rozczarowań. Bólu.
Tak nauczyć kochać może rodzic. Brak tej najważniejszej lekcji zmienia życie na zawsze. Zmienia układ synaps. Zmienia wyobrażenia i oczekiwania. Zmienia doświadczenie relacji z kobietą lub mężczyzną. Zmienia możliwości emocjonalne. Zmienia wreszcie myślenie, co jest normą a co nie jest. – Czy mam gwarancję, że będzie normalnie? – pyta partner H. Ktoś śmieje się: Co ty gadasz? przecież ona nie wie, co to znaczy normalnie! – Co mogę więc zrobić? – pyta. – Bądź, módl się i kochaj. Znów śmiech.
Dzieci z mutyzmem wybiórczym zamknięte w kręgu milczenia - zaczynają w końcu mówić. Dzieci z autyzmem, zamknięte w kręgu niezrozumienia – bywa, że wracają do nas. Poparzone bliskością – też mogą nauczyć się kochać. Ale tak jak we wszystkich przypadkach to ogromna wieloletnia praca, która wsparta musi być czyjąś wiarą. Że się uda. Że ktoś czeka pomimo.
A jeśli cierpliwość tej osoby spotka się z samoświadomością i pragnieniem zmiany osoby poparzonej, ale pragnieniem jej większym niż strach - to się uda.
„Wszyscy mówili mi – Magda73 na forum – rozwiedź się, a ja szukałam siły i motywacji, by walczyć. Mówili też – musisz przetrwać, a ja nie chciałam trwać, chciałam działać. Kierowała mną miłość, bo przecież nie rozsądek. Nauczę cię kochać – mówiłam mu, a on zatykał uszy. Fakt, zajęło mi to 5 lat, ale dziś mamy małego synka, a mój mąż każdego dnia udowadnia mi, że było warto. Więc zanim podejmiesz decyzję, by odejść, pomyśl, czy miłość nie jest wystarczającą motywacją, by zostać?”.