Cała Polska żyje dziś sprawą 14-letniego Dominika, który pod wpływem szykanowania przez kolegów w szkole popełnił samobójstwo. Ogromna tragedia wstrząsnęła nami i spowodowała falę reakcji. Oprócz hejtu, który pokazuje problem wysokiego poziomu homofobii wśród młodych, powstało wiele dobrych inicjatyw i miejsc, gdzie można wyrazić współczucie, wsparcie dla rodziny i pamięć o zmarłym chłopcu. Niewątpliwie dla wielu młodych ludzi Dominik jest dziś bohaterem, o którym trzeba pamiętać.
To zrozumiałe, że tak reagujemy. Niezaprzeczalnie wiele dobrego płynie z reakcji mediów, które zwracają uwagę na problem homofobii i prześladowań w polskich szkołach. Zapominamy tylko o jednym. Że chłopiec popełnił samobójstwo. A młodzież lubi naśladować bohaterów. W niejednym umyśle dręczonego dziecka może pojawić się myśl „Moje cierpienie też może się skończyć”. Albo „Chociaż po śmierci mogę być doceniany”. Takie jest często myślenie nastolatków, niestety.
Jedno z seminariów nauczycieli w Warszawie. Nauczycielka z południowej Polski opowiada historię 15-letniej Mai, która wychodząc ze szkoły, została potrącona przez motocyklistę i zmarła. To była bardzo lubiana, popularna dziewczyna. Po jej śmierci w szkole organizuje się tydzień wspomnień. Dzieci tworzą ołtarz z jej zdjęć, wierszy, które pisała. Wieczorami spotkają się w ich ulubionym miejscu i palą świeczki. Na lekcjach mówi się wciąż o Mai. Zrozumiała, oczywista reakcja. Tydzień później jeden z chłopców z równoległej klasy popełnia samobójstwo. W liście pożegnalnym pada zdanie „Przepraszam Cię, Mamo, ale chciałem choć przez jeden dzień mówiono o mnie tak, jak o Majce”. Szok. Niedowierzanie. Niestety samobójstwa u młodzieży idą falami.
Śmierć Kurta Cobain’a spowodowała liczne samobójstwa na całym świecie. Młodzi utożsamiali się ze swoim ukochanym artystą. Część idąc za jego przykładem, znalazła rozwiązanie dla swoich problemów. Podobnie było, gdy zmarła Amy Winehouse. Niedaleko szukając historia 14-letniej Ani z Gdańska, która w 2006 roku powiesiła się na skakance. Jej samobójstwo pod wpływem upokorzenia w szkole spowodowało u nas dyskusję narodową, podobnie jak teraz w przypadku Dominika. Dziennik Bałtycki tydzień później opisywał epidemię prób samobójczych pacjentów w wieku 13-14 lat, przywożonych do szpitala psychiatrycznego w Gdańsku. Lawina samobójstw spowodowana była nagłośnieniem śmierci Ani. Zjawisko stare jak świat nazywane Efektem Wertera, opisane przed Davida Philipsa już w latach 70-tych. Naukowiec wykazał on, że liczba samobójstw rośnie szczególnie w tych miejscach, w których „modelowe” samobójstwo zostało mocno nagłośnione.
Jak to działa? Młodzi ludzie identyfikują się ze zmarłym i wyobrażają swoją śmierć: przemówienia, kwiaty, nauczycieli, którzy żałuję, że postawili mu jedynkę i kolegów, którzy go odrzucili lub obrazili. Do tego dochodzą wzmianki w gazetach i posty na Facebooku. Dla dzieci, bo to przecież jeszcze dzieciaki, które działają w afekcie - to tylko ułamek sekundy do tego, by podjąć taką próbę. Szczególnie jeśli za tym stoi problem, z którym nie mogą sobie poradzić.
Już w 2000 roku Światowa Organizacja Zdrowia wydała szczegółowy bo 19-stronicowy raport dla mediów, jak pisać o przypadkach samobójstw, by nie wywołać lawiny podobnych zachowań. Jedno z zaleceń mówi o tym, by skupić się na tym, aby zachęcać do szukania alternatywy dla próby samobójczej, rozwiązania, pomocy, wsparcia. Bo przecież na końcu chodzi o to, by młody człowiek przeżył. A do tego powszechnie wiadomo, że wysoki procent prób samobójczych u młodzieży jest działaniem pod wpływem chwili, a nie zaplanowanym precyzyjnie i przemyślanym działaniem.
Pamiętajmy o tym, pisząc i wspominając Dominika. Jestem matką syna, który za dwa lata skończy 14 lat. Chcę aby zapamiętał z tej historii przede wszystkim to, że SAMOBÓJSTWO NIE JEST SPOSOBEM NA ROZWIĄZANIE PROBLEMU. I że odebranie sobie życia jest KOŃCEM. Nawet jeśli ten koniec jest emitowany na ekranach telewizora.
A problem homofobii i przemocy powinniśmy omawiać niezależnie od tej tragedii cały czas.