Zaczęło się tuż przed wyborami. Klara (lat 9) po powrocie od koleżanki: - Czy wiesz, że rodzice M. głosują na Dudę?! - Tak? I co w tym złego?- spokojnie pytam. - Będziemy musieli emitować! (miało być emigrować). - Bo?- dopytuję. On zniszczy Polskę! Potem długa rozmowa o wyborach, która niewiele wnosi, bo córka wraca ze szkoły z piosenką „Duda nas wysiuda”.
Opowiadam o tym mojej przyjaciółce (matce 9-latka), a ona wcale niezdziwiona odpowiada: - To nic. U nas w szkole dwóch się pobiło. Jeden na wieść, że rodzice drugiego głosują na Dudę krzyczał: - Wszyscy umrzemy na raka, bo lekarze będą siedzieć w więzieniach za vitro (chodziło mu o in vitro). Drugi na to: - Spierd… Bronek morduje zwierzęta!
Obie podsumowujemy, że nasze dzieci są zwierciadłem dyskusji politycznych w domu. Chcesz dowiedzieć się na temat czyiś poglądów politycznych, zapytaj jego dziecko, co sądzi o wyborach prezydenckich 2015. Możesz to zrobić w najprostszy sposób: „Wiesz kto to Duda?” albo „Kim jest Bronisław Komorowski”. W obu przypadkach możesz spokojnie założyć, że pojawią się epitety typu „debil”, „kretyn”, „oszust”, „kłamca” lub nawet „psychol”. Nie pytaj już dalej, dlaczego tak sądzą. Nie odpowiedzą, bo nie wiedzą. To płyta nie do zdarcia nagrana z rozmów dorosłych.
Screenshot z Facebooka kolegi syna (15 lat). Post, który umieszcza: „Powodzenia Bronek” wzbudza dyskusję:
X: Co ty ocip***eś?
Y: Oci**ał
Z: Czemu?
Y: Bo komur
Z: A twoi starzy za PiS-em?
Y: Nie. My antysystemowi
Z: Aaa spk
A poważnie… Smutne to. Nie pasuje. Do dzieci. Do ich języka. Pasji. Zainteresowań. Agresja, która towarzyszy często w dyskusjach dorosłych o polityce - przenika jednak do ich dzieci. Buduje ich postawy, emocje i obraz kraju, w którym żyją. W jednej z sond dziecko na pytanie Kasi Stoparczyk (dziennikarki radiowej Trójki), czym jest sejm mówi „To jest coś takiego, jak obradują politycy bez sensu. Wychodzi jakiś zarządca i mówi: Uwaga! Słuchajcie mnie, teraz mnie dopuście do słowa i wali pięścią w ten biedny stół i co inni mają poradzić? Muszą słuchać go”. Nic dodać, nic ująć, prawda?
Wciąż zapominamy, że dziecko jest bardzo uważnym obserwatorem rzeczywistości, tej z telewizji i tej ze swojego domu. Naśladuje nas, nasze opinie, a jeśli dołączymy do tego silne emocje, uwagę, konflikt (a te towarzyszą rozmowom o polityce) - wdrukowanie postaw murowane. Jedno staje się „pisiorem”, a drugie „komurem” , choć żadne nie wybrało swojej postawy świadomie i ze zrozumieniem. Ale jak dorośli się kłócą, ono także opowiada się po jednej ze stron (tej dobrze zdefiniowanej).
Dużo teraz w mediach dyskusji powyborczych o tym, że Polska jest podzielona i co zrobić, by obywateli łączyć, a nie dzielić. Prof. Krystyna Skarżyńska, psycholog społeczny w jednym z wywiadów mówi, że łatwiej w Polsce ludzi mobilizować przeciwko niż za. Winny jest temu nasz narcystyczny egotyzm, który wynika z tego, że postrzegamy naród jako wiecznie zagrożony; ten, który trzeba bronić. Atakujemy zanim zostaniemy zaatakowani. Tacy też rosną nam mali obywatele. Najeżeni. Agresywni. Nietolerancyjni. Takie jest nasze społeczeństwo dziś i wygląda na to, że nic się w tym temacie nie zmieni.
Chyba, że… Zamiast indoktrynować politycznie nasze dzieci, zaczniemy z nimi rozmawiać o podstawowych ważnych pojęciach. Które dziecko rozumie dziś słowo patriotyzm? Równość? Wolność? Czy na pewno rozumieją słowo szacunek tak jak być powinno? Szacunek dla innych wyborów niż moje własne? Szacunek dla wyboru innego kandydata na prezydenta? Wreszcie, czy my rodzice sami dobrze te pojęcia rozumiemy?
PS: Pisząc ten artykuł, dzwonię do córki:
- Klara, czy Ty wiesz co to jest patriotyzm?
-Tak.
- Co to jest?
- Patriotyzm jest wtedy, gdy walczy się o swoje państwo
- A Ty walczysz o to swoje państwo?
- Tak, codziennie walczę.
- Jak?
- Walczę ze sobą, by pójść do szkoły.
- A co to ma wspólnego z walką o państwo?
- Szkoła jest państwowa, prawda?
- No tak. Czyli ci, co chodzą do prywatnej szkoły nie walczą o Polskę?
- No nie. Patrioci chodzą tylko do państwowych szkół.