Znajomy, dobrze sytuowany biznesmen, który dopiero co wrócił z kitesurfingu w Brazylii posadził mnie na przyjęciu obok swoich rodziców. Bardzo sympatycznych starszych ludzi mieszkających w małym miasteczku na południu Polski. Ona, emerytowana nauczycielka, on emerytowany inżynier. Rozmawiamy: – A Pani Mama gdzie mieszka?- pyta starsza, miła Pani A.- W Sandomierzu- odpowiadam zgodnie z prawdą i uśmiecham się. – Mamy tam dom obok Starego Miasta. – Dom, mówi Pani? – patrzy na mnie zdziwiona.- Mama sama tam mieszka? Potakuję. – Dom jest drogi w utrzymaniu. Ktoś Mamie pomaga? – Ja - odpowiadam cicho, czując po jej tonie, że weszłyśmy na wrażliwy temat. – Córki są inne niż synowie- konstatuje Pani A. i kieruje wzrok przed siebie. Smutna? Rozczarowana? Zdziwiona?
Córki są inne? Są różne córki.
Moja koleżanka, także w finansowej czołówce, opowiada o swoich rodzicach: - Taki jest cykl życia, że dzieci odchodzą od swoich rodziców. Psychicznie, ale też materialnie. Moim zdaniem, rodzice nie powinni nas obciążać. Muszą myśleć wcześniej jak zabezpieczyć się na starość. Z pierwszą częścią się zgadzam, co do drugiej miałabym ochotę zapytać : – A dlaczego nie uświadomiłaś rodziców wcześniej, gdy zamiast zabezpieczać się na tę starość i odkładać na konto, wysyłali Cię do szkół językowych w Anglii lub płacili za Twoje prywatne lekcje?
Pani A. po kieliszku wina zbiera się na zwierzenia. – Bo ja pracuję w komisie - mówi nagle. – Taki komis z rzeczami używanymi. – Tylko niech Pani nie mówi K. (synowi). – Dlaczego?- dziwię się. – Wstydzę się tego. – To dlaczego Pani tam pracuje?- pytam. Jak to dlaczego? Aby dorobić. Mąż pracuje na parkingu przy Dworcu.
- Zaraz, zaraz- myślę. Syn bogaty, a rodzice dorabiają? To jak to właściwie jest? Czy relacje z rodzicami już nie są wzajemne? Stały się braniem bez potrzeby dawania? Lub nawet oddawania. „Nie chcesz dać - napisałam po przyjęciu do K.- to chociaż oddaj”. „Nie rozumiem. Co mam oddać?”
Co? A więc posłuchaj:
- Śniadania, obiady, kolację, podczas których dostawałeś najlepszy kawałek mięsa, ostatnią parówkę lub racucha z jabłkami, a rodzice udawali, że wcale nie mają ochoty.
- Twoje białe równe zęby, o które dbała Mama, wybierając między zrobieniem sobie protezy a Twoją kolejną plombą- to ostatnie. Zawsze.
- Korepetycje z matmy, bo byłeś matematycznym ignorantem, a okresowo także z chemii i fizyki. Historii i biologii uczyła Cię sama, by monitorować Twoje postępy (zawsze było wiadomo, że masz predyspozycje do sukcesu).
- Lekcje języka angielskiego, a potem francuskiego. Dwa razy w tygodniu plus szkoła. Zapewne niejeden wyjazd zagraniczny ominął Twoich rodziców w zamian za to.
- Wyjazdy, wakacje, szkoły językowe. Trzy razy Anglia zamiast zrywania truskawek w Holandii i tak jak inni nauki przy okazji. Zapytaj rodziców, jakie kraje zwiedzili w tym okresie? Żadne.
- Twoje sto par spodni, jeansy z Pewexu, t-shirty wygrzebane z lumpeksów (nie pamiętasz, jak mama okłamywała Cię, że to nowe, byś nie czuł dyskomfortu?)
- Pomarańcze i banany spod lady. Widziałeś, aby któreś z nich je jadło wtedy?
- I to, co nieprzeliczalne: Twoje dwie wizyty w szpitalu, gdy matka spała zwinięta w kłębek na podłodze; spacery z ojcem, gdy opowiadał Ci dlaczego w życiu trzeba być wytrwałym, a Ty jęczałaś „daleko jeszcze?; wakacje u dziadków, gdy dzwonili codziennie i sprawdzali, czy niczego nie potrzebujesz; i wtedy gdy ojciec walnął w ryj ojca tego chłopca, który nazwał się „gejem“; miłość, oddanie, bezpieczeństwo, Twoje nie najgorsze dzieciństwo.
Zamiast „Spierd…” sms „Dziękuję” (nadal wierzę w to, że czasami to nie egoizm, a nieuważność. Lub brak świadomości).
Ktoś powie „A ja niewiele od nich dostałam, więc nie muszę oddać“. Prawda. Moja daleka znajoma, egocentryczka do kwadratu, nie pozwala córkom korzystać ze swojej luksusowej łazienki, mimo iż one czasami chcą wykąpać się w wannie, a mają na dole tylko prysznic. Nie pożycza im też kosmetyków, ubrań i ma swoją półkę w lodówce. Wyznaje zasadę „Jest moje i wasze“. Na argument „Masz lepsze“, odpowiada „Zarobisz kiedyś - też będziesz miała“. Okey. Istnieje jednak ryzyko, że jej córki odpowiedzą podobnie, gdy będzie stara. „Nie zarobiłaś - nie masz“. Lub „Jest moje i wasze“.
Od dawna to obserwuję i od dawna o tym myślę. Jak prosty jest mechanizm życia. Jego cyrkularność. Rodzisz się bezbronny, potrzebujesz opieki, dostajesz ją. Za chwilę ci, którzy ją dają, starzeją się i stają bezbronni, potrzebują Twojej opieki.
Czy może być bardziej klarowny i sprawiedliwy układ?
Wymiana międzypokoleniowa?
Dlaczego więc tak często o tym zapominamy?
Dlaczego wybieramy własną wygodę ponad pomoc tym, którzy tak wiele nam oddali? Dlaczego nie pomagamy swoim rodzicom?
Czy naprawdę matka bogatego biznesmena powinna pracować w komisie, a ojciec na dworcu?
Czy może powinni wreszcie zacząć żyć?
Przez ostatnie dwadzieścia lat swojego życia przestać się martwić?
Harować?
Stresować?
Nadrobić lata, które poświęcili na zapewnianie dziecku bytu?
I nie chodzi tu tylko o pieniądze, tu życie różnie się układa. Nie trzeba mieć przecież pieniędzy, by pomagać. Pomoc to także: interesowanie się ich życiem, telefon, ugotowana zupa, ciasto, zakupy, pożyczenie audiobooka, gdy już nie mogą czytać, wyregulowanie trzeszczącego radia, przejrzenie starych szafek, gdzie przesiadują mole tak stare jak nasi rodzice, nauka wysyłania sms’a lub korzystania z komputera, założenie konta, zachęcenie by zapisać się na Uniwersytet Trzeciego Wieku, poszukanie najbliższego w Internecie, pomoc w znalezieniu na Naszej Klasie znajomych, podwiezienie na spotkanie z nimi do kawiarni, kupienie czasem kwiatów na bazarku, ciepłego koca na zimowe wieczory, książki, fajnego serialu. Zrobienie tysiąca drobnych rzeczy za milion wielkich rzeczy, które kiedyś oni zrobili dla nas.
W książce „Oskar i pani Róża” w jednym z listów do Pana Boga Oskar pisze
"Próbowałem tłumaczyć rodzicom, że życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć“.
Dodałabym, że to także pożyczka od rodziców (mimo iż z założenia bezinteresowna); naprawdę warto mieć pod koniec życia poczucie, że się ją oddało.
Mojej przyjaciółce zmarła niedawno mama. Nagle. Chorowała zaledwie kilka miesięcy. Siedzimy razem któregoś wieczoru po jej pogrzebie, a ona zaciągając się papierosem, mówi: - Wiesz, Gosia, gdy moja mama odeszła, pomyślałam sobie, że tak strasznie się cieszę, że przez ostatnie lata udało jej się spełnić marzenie i zobaczyć Australię. Pamiętasz, jak razem szukałyśmy dla niej tego wyjazdu? - Tak, pamiętam - pomyślałam. I także to, jak przeliczali z mężem pieniądze i odkładali własne podróże, by dołożyć jej na ten wyjazd. - Byłam dobrą córką – dodaje. - Wiem - odpowiadam cicho.