Fot. 123RF

Jadę samochodem i słyszę jednym uchem: „Lizaczki X pomogą ci uporać się z zamiłowaniem twojego dziecka do słodyczy“ i dalej „Nie wiesz jak pozbyć się słodyczy w swoim domu, kup lizaka“. Może niedokładnie cytuję, ale przesłanie jest jasne. Nie umiesz poradzić sobie z jedzeniem słodyczy przez swoje dziecko, mamy dla ciebie (odwykowego) lizaka. I przypominam sobie inne pomoce.

REKLAMA
Aby niejadek zjadł obiadek. Syropek na apetyt. Kolejny wynalazek, tym razem na problem z niejedzeniem dziecka. Łyżeczka przed posiłkiem i znikną wszystkie fobie. Nie będą już potrzebne kanapki w kształcie sowy czy koreczki jeżyki. Inny syropek natomiast wspomoże rodzica w usypianiu. Znów łyżeczka i znów syropku - spowodują, że rytm okołodobowy się unormuje, łóżeczko dziecka wróci do jego pokoju, a rodzice będą mogli przespać pierwszą od trzech lat noc. Smycz dla dziecka do nauki chodzenia. Wibrujący bujak do zasypiania. "Samobawiąca" zabawka, by dziecko zajęło się sobą. I tak dalej. I tak dalej.
Jestem ironiczna? Tak. Nie mam nic przeciwko produktom, które ułatwiają nam naprawdę życie, ale coś się we mnie buntuje, gdy słyszę o tego typu podobnych produktach. Bo to jest odpowiedź na LENISTWO WYCHOWAWCZE. Co to znaczy, że nie umiemy sobie poradzić ze słodyczami w domu? Nie można ich wyrzucić? Albo po prostu nie kupować? Nie umiemy poradzić sobie z niejadkiem do tego stopnia, że potrzebny nam syrop? Nasze dziecko nie uśnie bez lekarstwa? Zgubi się bez smyczy? To jak to było do tej pory, że nasi rodzice nas nie zgubili, nie zwariowali, a my nie umarliśmy z głodu czy braku snu???
Nam się po prostu NIE CHCE. Nie lubię przemawiać ex cathedra, bo sama popełniam masę błędów wychowawczych. I też mi się nie chce wielokrotnie. Jednak poświęciłam trylion godzin na usypianiu dzieci, trylion godzin nad garami, by zachęcić do zjedzenia zupy lub mięsa z surówką, trylion godzin do potęgi entej, które nadal płyną - by wychowywać swoje dzieci. I z perspektywy prawie 12 lat bycia matką wiem, że nauczenie spania, zdrowego odżywiania czy regularnego jedzenia posiłków wymaga tylko KONSEKWENCJI. A więc czasu, zaangażowania i uwagi. I to jest niestety znacznie bardziej pracochłonne niż zakup oferowanego produktu.
A my cały czas sięgamy po gotowce. A więc firmy cały czas wymyślają dla nas nowe. Błędne koło, w którym rodzic, mam wrażenie, traktowany jest jak coraz bardziej bezradny idiota. Na własne życzenie.
Ja teraz czekam już tylko na pastylki. Na wychowanie. Takie, które dziecko łyka i wychowuje się samo ☺