
Wiele już tekstów pisałam o niedojrzałości emocjonalnej. O dorosłych, którzy nie chcą dorosnąć. Skąd taki temat? Patrzę na współczesnych rodziców i nagle rozumiem, skąd oni się biorą. A, wierzcie mi, będzie ich coraz więcej.
REKLAMA
ON nie pójdzie na przegląd stomatologiczny, bo boi się dentysty. A już na pewno nie chce słyszeć o badaniach krwi (mdleje na widok strzykawki). Brzydzi się sprzątać kupę psa. Nie posprząta nawet klatki chomika. Kiedy 4-letni syn dostaje napadu szału, wywraca oczami i zapada się w komputer. Woli Playstation niż Monopoly ze starszym. Poranne bieganie to świętość. Nawet gdy wszyscy inni mają temperaturę. Nie lubi gotować, więc nie zrobi nawet kanapki. Ma dwie lewe ręce do sprzątania i nie zamierza mieć prawych. Nie lubi być dorosły.
Jest także ONA. Zbyt wrażliwa, by pokłócić się z nauczycielką o córkę. Płacze na zawołanie. Mylą jej się leki, które ma podawać dziecku rano. Nie umie zrobić przelewu. Nie obchodzą ją rachunki za dom. Niedawno nauczyła się sama tankować. Nie pilnuje terminów ubezpieczenia i przeglądu technicznego. Gubi karty kredytowe. Lubi spędzać czas na zakupach z przyjaciółkami. Czasami myśli, że pieniądze same wychodzą z bankomatu, choć nie zarabia zbyt dużo. Ma wszędzie długi i wysoko oprocentowane kredyty w bankach. Zapomina o ważnych wizytach i spotkaniach. Przyznaje, że wolałaby być znów dzieckiem.
DUZI NIEDOJRZALCY. Każdy z nas zna ich co najmniej kilku, prawda? Najgorzej, gdy mieszkamy z nimi pod jednych dachem. Urocze księżniczki i książęta, których obsługujemy. My, szara świta. Robotnicy dnia powszedniego. Wychowani, by dawać. Dawcy przyciągają biorców jak magnez. Tworzymy razem komplementarne tandem. Aż do momentu, gdy coś się nie rypnie. Kasa. Zdrowie. Lub psyche. Dawcy oczywiście.
Wiele już tekstów pisałam o niedojrzałości emocjonalnej. O dorosłych, którzy nie chcą dorosnąć. Skąd taki temat? Patrzę na współczesnych rodziców i nagle rozumiem, skąd oni się biorą. A, wierzcie mi, będzie ich coraz więcej. Na przykład Ja.
Matka kwoka, której wciąż wydaje się, że jest w okresie lęgowym. Dziecko to, dziecko tamto, dziecku drgnął policzek (smutne?), dziecku zacisnęła się warga (oj, zezłościł się?), dziecko zamyślone (ucieka wzrokiem??), dziecko nic nie mówi (ukrywa coś strasznego??). Rozwiązał się dziecku but (lat 8, dziecko nie but), ma brudną buzię- trzeba wytrzeć (lat 11), poczytamy razem lekturę? (przecież umie czytać, skąd poczytamy???), ups, nie ma widelca, łyżki, chusteczki, cytryny, szczypiorku, trzeba podać, pokroić, wycisnąć. Jezus Maria!
Chwila prawdy? Ogólnopolski Turniej Tenisowy Skrzatów w Poznaniu. Pędzę jak wariatka na drugą, trudną dla syna rundę, gdzie będzie grał z faworytem. Pędzę nocą zmęczona po pracy, mam mroczki przed oczami. Po co? Przecież trener może z nim zostać dobę dłużej. Może nawet byłoby to dobre, bo zrobiłby z nim rozciąganie.
Ale...przecież...to ważne dla niego... i on chce, aby przyjechała....potrzebuje mnie.
Więc pędzę tak, że gubię po drodze portfel w Burger King‘u (mam godzinę w plecy zanim go odnajdę i zawrócę na autostradzie), kończy mi się benzyna, więc mokra ze stresu dotaczam się w ostatniej chwili na jakąś stację. Jednym słowem moja podróż do Poznania zamienia się w 5, 5 godzin koszmarnej drogi tylko (albo aż) po to, by od rana zostać posadzoną w kawiarni (nie mogę patrzeć, rozpraszam go) i czekać na wynik meczu. To najgorsza godzina w moim życiu (przesadzam, ale...). Mam pokrojone serce i ścisk w brzuchu. Czuję, ze przegra (nie ma teraz najlepszej formy i nie grał dawno na turniejach).
Mimo racjonalnych względów robię sobie supeł z żołądka i przysięgam oddać swoje sukcesy po kolei za jego wygraną. Negocjuję z Panem Bogiem, gdy spostrzegam, jak znanym mi powolnym krokiem przegranego syn ukochany sunie w moją stronę. Dopadam go z udawanym luzem i widzę, że... jest zrelaksowany. Mówi, że przegrał, ale opowiada mi, jak walczył. „Nie miałem dziś szans, ale za pół roku z nim zwyciężę“. Uśmiecha się do mnie, a ja mam głupią minę, bo jeszcze sekundę temu poszłabym na bezrobocie (negocjowałam z PB nawet utratę pracy za jego sukces), aby tylko najukochańsze dziecko nie doświadczyło przegranej. Dlaczego?
Myślę sporo o tym. O sobie, która nadmiernie ich chronię (jestem parasolem o wymiarach tarasowych), o swoich przyjaciółkach Matkach nr 2 i 3, które dzwonią i pytają, czy: a) jak syn nie ma wielu kolegów to znaczy, że jest z nim coś nie tak, b) jak nakrzyczała ostatnio na niego, to czy nie będzie się zablokowany emocjonalnie, c) czy córka nie będzie miała lęków, bo obudziła się zapłakana, a ona się kąpała w wannie i pozwoliła jej zbyt długo ją przywoływać? Romek ma kolegę, który go prześladuje (czy będzie ofiarą?!), Anka jest nieśmiała (czy to moja wina, że ją zdominowałam?), a Stasiek nie może się skoncentrować (pewnie dlatego, że kłócili się wieczorami, gdy spał).
Wszystkie wymienione Matki (zakładam, że ja też) są inteligentne powyżej średniej krajowej, oczytane i aktywne zawodowo. Matki, które dziś wychowują małych przyszłych niedojrzalców. Dlaczego to robimy?
BO:
1.To projekcje. Trudno nam samym przeżywać negatywne emocje, więc odczytujemy w dzieciach własną niemoc. Moje dziecko to ja. Więc będzie cierpieć jak ja. Małą dziewczynkę identyfikujemy z małą dziewczynką, którą skrywamy w sobie.
2.Moje dziecko ma mieć lepsze życie niż ja. Lepsze życie znaczy pozbawione negatywnych emocji. Moje życie nie było bajką (stąd jestem taka porąbana), jego będzie (nie będzie porąbane).
3.Tworzymy większą zależność (to już podświadome). Moje dziecko pozostanie dłużej dzieckiem, gdy będę je chronić. Jego zależność ode mnie będzie chronić mnie w roli rodzica.
4.Cierpienie (czytaj negatywne emocje) nie jest nam do niczego w życiu potrzebne.
1.To projekcje. Trudno nam samym przeżywać negatywne emocje, więc odczytujemy w dzieciach własną niemoc. Moje dziecko to ja. Więc będzie cierpieć jak ja. Małą dziewczynkę identyfikujemy z małą dziewczynką, którą skrywamy w sobie.
2.Moje dziecko ma mieć lepsze życie niż ja. Lepsze życie znaczy pozbawione negatywnych emocji. Moje życie nie było bajką (stąd jestem taka porąbana), jego będzie (nie będzie porąbane).
3.Tworzymy większą zależność (to już podświadome). Moje dziecko pozostanie dłużej dzieckiem, gdy będę je chronić. Jego zależność ode mnie będzie chronić mnie w roli rodzica.
4.Cierpienie (czytaj negatywne emocje) nie jest nam do niczego w życiu potrzebne.
Dojrzałość rodzi się w bólach. Niestety. Nie można przeskoczyć życia ponad to, co trudne, negatywne. Każda sytuacja, w której dziecko poradzi sobie (przy naszym wsparciu) ze swoimi emocjami sprawia, że czuje się bezpieczniejsze. Z samym sobą. Strach nie będzie go straszyć. Smutek nie pokroi na kawałki. Złość nie rozłoży na łopatki. Niestety to jest jak w sporcie. Trzeba ćwiczyć. Nasze dzieci muszą ćwiczyć, a my musimy im na to pozwolić. Aby nie zamieniły się w ONEGO lub ONĄ. Dużych niedojrzalców.
A jako numer 5 dodałabym: Niedojrzali rodzice tworzą często niedojrzałe dzieci, na swoje podobieństwo.
