Kupa, śnieg i plany zamążpójścia
Gosia Ohme
26 grudnia 2014, 10:35·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 26 grudnia 2014, 10:35Drugi dzień świąt, a głupawka ogarnia nas wszystkich. Dzieci od 7-ej nakręcają helikopter zdalnie sterowany, który lata mi nad głową, a doprowadza do szału jamniczka jazgoczącego do mojego lewego ucha.
– Spokój! – słyszę głos wściekłej Matki, która bardzo chce spać, bo oglądała do drugiej nad ranem film, świadoma, że ma wolne i może odespać.
– Trzeba było spać w nocy- słyszę głos Syna, który ma podobne poglądy na sprawiedliwość społeczną, co jego wściekła matka. Ileż razy słyszę siebie rano, gdy powtarzam mu to zdanie, kiedy nie chce zwlec się z łóżka? Masz Babo placek.
Helikopter siada mi na łbie razem z jamniczkiem, a jazgot psa zamienia się w ryk Klary, która boi się, że Blum uszkodzi samolot. Od kiedy ona tak dba o przedmioty brata? Od momentu, kiedy Jurek obiecał jej, że za 10 złotych będzie mogła bawić się nim w weekend. A od kiedy Jurek zbiera jakiekolwiek pieniądze? Bo moje dzieci mają kompletnie odmienny stosunek do oszczędzania. Klara precyzyjnie odkłada każdy grosz do specjalnie założonej i opisanej skrzynki i przelicza każdego ranka, jaki jest stan jej konta (nie ma tego po mnie!). Jurek zaś non stop szuka swojego portfela, który jest pusty (to niestety ja).
Wstaję i pierwsze na co natrafiam, to... kupa psa. Shit. Zapewne jamniczek zwany Blum lub Pirania lub Jamno lub Józek (w zależności od tego, co aktualnie zrobi) nie może odnaleźć się w nowym miejscu czyli w Sandomierzu. Albo ja chcę bardzo wierzyć, że ona (bo to suczka) kiedyś nauczy się robić na dworze. Nie ma chętnych na sprzątnięcie kupy, nawet jeśli dorzucam 5 złotych. To jednak pokolenie darmozjadów, które nie ma szacunku do pracy! Sprzątam, racjonalizując okoliczności faktem, że kupa to szczęście w życiu. Zbliża się Nowy Rok, a ja bardzo potrzebuję szczęścia.
Piję kawę, siedząc na krześle w pozycji, która zwija mój brzuch w trzy fałdy. Rano! A przecież rano jesteśmy najszczuplejsi. Czuje się spuchnięta i przypominam sobie, że w nocy oprócz konsumpcji filmu, dorzuciłam: 5 plastrów karkówki (mama zrobiła!), sałatkę jarzynową (najdrobniejsze składniki krojone około 5 godzin przez Ciotkę), faworki (nie kilka, wiele!) oraz jajko na twardo (z chrzanem). Zasypiałam z nadzieją, że nocne trawienie uwolni mnie od wyrzutów sumienia.
Niestety nie. Jestem obudzoną wściekłą matką, która jest gruba. Na szczęście siedzę przy oknie i pada śnieg, a ja zamiast o fałdach tłuszczu, myślę o Roku, który nadchodzi i będzie pełen dobrych zmian. Wiem to. Podobno od stawianego celu dzieli nas dziesięć kroków. Określam więc swoje:
1. Będę jadła mniej
2. Będę ćwiczyć
3. Będę oddzwaniać do ludzi
4. Będę częściej zaglądać do elektronicznego dzienniczka Syna
5. Pojadę w daleką podróż na dłużej niż 5 dni!
6. Będę konsekwentna w stosunku do dzieci
7. Będę konsekwentna w stosunku do siebie
8. Będę konsekwentna w stosunku do świata
9. Zakocham się
10. Wyjdę za mąż albo i nie.
Klara czyta, co piszę i nie jest zadowolona. – Jurek, mama wychodzi za mąż!- krzyczy na całe gardło. Syn błyskawicznie celuje we mnie zaniepokojony wzrok. Widząc mój udawany luz, odpowiada siostrze, że jest głupia. – Jak przestaniemy ją wnerwiać, Klara, to ona nie będzie nas straszyć - wyłącza pilota, siada grzecznie na kanapie, a Klara obok niego. Widzicie, wystarczy mieć plany zamążpójścia, by dzieci były grzeczne ☺
ps. Cóż, kolega wrzucił jako odpowiedź na mój tekst. Niestety trafne :-)