Primo. Dzieci chorują. Secundo. Nie ma innej drogi do nabycia odporności jak poprzez kontakt z wirusami, chorowanie. Tertio. Tylko dlaczego, ja się pytam, to chorowanie jest takie męczące?
W jednej chwili „mamo, chcę!” przeradza się w „nigdy w życiu!”, „mamo, podaj” w „mamo, nie ruszaj!”, „zjadłabym naleśniki” w „ przecież mówiłam kanapkę z dżemem!”, „chcę bajkę” – „nie taaaaaką!” i tak tylko przez cały dzień jeden, drugi…
Pomimo ogromu zrozumienia dla dziecka zmęczenia, gorączki, osłabienia organizmu i ogólnie stanu „samo nie wie, czego chce” nawet najbardziej cierpliwym mogą puścić nerwy. Choć w „chorym” okresie podwajam swoje pokłady cierpliwości, to i tak zdarza mi się wyjść z siebie – nawrzeszczę na Natalę, nawrzeszczę a chwilę później robi mi się głupio i ze łzami w oczach idę ją prosić o wybaczenie – „mama przeprasza, mama nie chciała, mama straciła cierpliwość, bo jesteś ciut bardziej drażliwa niż zwykle (żeby sobie nie myślała, że to tylko ja zawiniłam!), wybaczysz mamusi?, chlip, chlip, cmok, cmok.” Tak wiem, typowo babskie ;)
Ponieważ oazą spokoju najprawdopodobniej nigdy nie będę, a krzyczeć nie chcę, to postanowiłam ugryźć temat z drugiej strony i do minimum ograniczam narzekania Natalki. Kluczem do sukcesu są kreatywne zabawy, w które z powodzeniem można się bawić nawet w łóżku – jeżeli stan zdrowia dziecka tego wymaga – a które na tyle odciągają uwagę dziecka od choroby, że zapomina zmienić zdanie po przyniesieniu przez nas naleśników na kanapki z dżemem.
Najprostszym miejscem do przedstawień w teatrze cieni jest ściana, ale można też zrobić teatr z pudełka. W kartonie wycinamy dużą dziurę, którą następnie podklejamy od środka papierem śniadaniowym. Całość (bez ekranu oczywiście), dziecko może pomalować farbami. Kolejnym punktem jest zrobienie postaci, które najlepiej wyciąć z tektury i przykleić taśmą klejącą do długich wykałaczek. By teatr cieni mógł w pełni funkcjonować, potrzebne jest jeszcze nieduże światło umieszczone za ekranem z papieru śniadaniowego. Lampka rowerowa czy latarka nadają się do tego idealnie.
Urok tego teatrzyku polega na tym, że jest niepowtarzalny, gdyż od początku do końca jest Wasz, z wszystkimi postaciami, dialogami i przedstawieniami. Równie cudnie być w nim aktorem jak i widzem. Uwierzcie, że odkryjecie radość z podglądania zza kulis swoich dzieci tak pięknie zasłuchanych i zapatrzonych we wszystko to, co mówicie i co odgrywacie, tak żywo reagujących na ukazywane sceny – gdy odgrywałam bajkę o Szewczyku Dratewce, Natala omal nie przebiła ekranu chcąc pomóc owieczce, którą czekała śmierć z ramienia smoka! To są takie chwile, gdy serce robi zdjęcie – tego się nie zapomina!
Teatrzyk kukiełkowy z założenia jest bardzo podobny do teatru cieni – główna różnica to występujący w nim bohaterowie. Tam papierowi, tu – dajmy na to – postaci zrodzone ze starych, nieużywanych czy nawet dziurawych skarpet! Przedstawienia przedstawieniami, wiadomo, że będą genialne i jedyne w swoim rodzaju, ale w ogólnym rozrachunku pracy nad tym teatrem, to właśnie tworzenie tych bohaterów jest najbardziej zajmujące i pozwolę sobie napisać, że przynosi najwięcej frajdy. Więcej niż odegranie samych przedstawień. Trochę w stylu „nie o to chodzi by złapać króliczka, ale by gonić go”… Wiem, bo sama tak wciągnęłam się w tworzenie swoich kukiełek, że ostatnio całkiem zapomniałam o zrobieniu obiadu, a Natala z taką pasją malowała swoich bohaterów, i robiła to w takim skupieniu, że patrząc na nią nawet nie zauważyłam, że charakteryzując kukiełki, charakteryzuje również tak bardzo przeze mnie lubiane spodnie…
Przyszywanie kukiełkom oczu z guzików, wymyślanie fryzur, malowanie ich farbami, wyklejanie cekinami, naklejkami, nadawanie im odpowiednich min, wyglądu itd. okazuje się być istnym złodziejem czasu!
Ten, kto miał kontakt z hydrożelem, ten wie, że w dotyku jest on śliski, sprężysty i dość odporny na ściskanie. Ci, którzy mieli z nim kontakt wiedzą również, że jest on niezwykle wyciszający i relaksujący. Rewelacyjny sam w sobie. Już samo jego chwytanie, przelewanie przez palce, zatapianie w nim dłoni, stóp jest niezwykle wciągającym zajęciem. Jednak według mnie hydrożel ukazuje całe swe piękno, gdy wyeksponujemy go na podświetlonym stoliku. Wówczas cieszy oko feerią barw, mieni się, kusi kolorami…
Pisząc o nim uświadomiłam sobie, jak dawno się nim nie bawiłyśmy, i że trzeba to jak najszybciej naprawić, bo naprawdę warto – nie dość, że wspomaga rozwój sensoryczny, to jest istnym pochłaniaczem czasu. Dzieci w kontakcie z hydrożelem całkowicie oddają się zabawie i to przez długi czas. Co zaś się tyczy podświetlanego stolika, to najprościej zrobić go odwracając do góry nogami plastikowe pudło, pod które włożymy choinkowe lampki. Innym sposobem jest przyklejenie lampek choinkowych pod spód szklanego stolika.
4. Puzzle z talerzyków papierowych
potrzebne będą: papierowe talerzyki, farby, mazaki, nożyczki
Puzzle zrobione z talerzyków papierowych mogą być ciekawym przykładem zabawy zarówno dla dzieci najmłodszych jak i dla starszych. Maluszkom na papierowym talerzyku malujemy dla przykładu przekrój owocu – jabłka, arbuza, mandarynki, głowę zwierzęcia – lwa, psa, niedźwiedzia, figury geometryczne – koło, kwadrat, trójkąt czy inne obrazki. Przecinamy talerzyki na pół i bawimy się w ich dopasowywanie. Starsze dziecko może samo namalować obrazek, który następnie porozcina na kilka, kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt elementów (szał nożyczkowy to częsta przypadłość u dzieci) i je poukłada. Zabawa zyska na atrakcyjności, gdy rodzic lub rodzeństwo stworzą swoje puzzle, którymi wymienią się z puzzlami „chorego”. Emocje gwarantowane!!!
Umęczonemu chorobą dziecku uśmiech na twarzy z pewnością przywrócą wszelkiego rodzaju przejażdżki w obrębie mieszkania. Z łezką w oku wspominam swoje i brata szusowanie u babci na świeżo wyfroterowanej podłodze. Najpierw człowiek biegł, później rzucał się na kolana, cieszył się jak głupi z przejechania kilkudziesięciu centymetrów, wstawał i od nowa! I to wszystko w tych spodniach, które mama uważała za nieodpowiednie po domu.
Natala do tej pory uwielbia gdy wożę ją w kocu. Siada wówczas na nim a ja ciągnę ją po całym mieszkaniu, robię wiraże, gwałtownie hamuję. Ubaw ma po pachy! Mniej męczącą odmianą tej zabawy (mniej męcząca dla mnie) jest ciągnięcie Natalki w tekturowym pudle za wstążkę zamocowaną do tegoż pudła. Skoro już jesteśmy przy gradacji, to absolutnie samą przyjemnością jest ciągnięcie w pudle, które posiada zamocowane koła! Koła – częsty element dużych plastikowych klocków można przykleić do pudła za pomocą dwustronnej taśmy. Konstrukcja jest dość trwała, sprawdzana przez nas wielokrotnie.
Dodatkowo polecam zająć dzieci ozdabianiem pudła – pojazdu - niech wystylizują je na karocę księżniczki, pojazd kosmiczny, wóz strażacki, co komu w duszy gra. Do takiego ozdabiania garną się nawet choruski, bo malowanie dużego kartonu to zupełnie inny wymiar sztuki! Uwielbiam patrzeć, ile radości daje Natalii takie twórcze wyżywanie się. Takie małe rączki pracujące nad wielkim dziełem – czyż to nie urocze?
6. Gry planszowe DIY
potrzebne będą: karton, kredki, mazaki, wyobraźnia
Czas spędzony na grach planszowych zawsze jest czasem miło spędzonym. Aż trudno uwierzyć, że kilka spisanych na papierze reguł, kostka do gry i pionki mogą wywołać tyle emocji – radość, ekscytację, euforię to znów zazdrość, frustrację, złość, a najlepsze, że ten wachlarz emocji rozkładamy w obecności drugiego człowieka a nie komputera. Równie fajne, co ja gadam – często fajniejsze! od dostępnych handlowo gier planszowych, mogą okazać się te zrobione samodzielnie. Własny projekt, własna plansza, własne zasady, w których mama i tata, mówiąc kolokwialnie, nie zawsze się „łapią”, to po prostu gra marzenie!
7. Gry w karty
Wszelkie gry w karty na równi z grami planszowymi należą do moich ulubionych (pewnie dlatego, że nie odkryłam w sobie zamiłowania do gier komputerowych). Karty uczą myślenia abstrakcyjnego, przewidywania, komunikacji interpersonalnej, rozwiązywania problemów, ćwiczą zręczność i spryt. Z dziećmi młodszymi (3 lata i więcej) na nudę związaną z chorobą polecam granie w Piotrusia, świnię, wojnę, kibel (zasady gier u mnie na blogu Zabawy z N.). Ze starszymi dzieciakami możemy spróbować zagrać w makao, wyścig pokoju, durnia piątkowego czy chociażby cygana.
Na zakończenie, to życzę byście zarówno Wy jak i Wasze dzieci chorowali jak najrzadziej (bo jednak co zdrowie, to zdrowie) a powyższe zabawy z powodzeniem można realizować również w zdrowiu!