Niezależnie od tego jak często, i czy w ogóle malujemy paznokcie w domu, idę o zakład, że każda z nas ma w łazience przynajmniej kilka (dziesiąt) buteleczek z lakierami do paznokci. Znam takie kobiety, które w łazience nie maja żadnej... za to drzwi ich lodówki wyglądają jak regał w drogerii albo nowoczesna wersja nail baru.
Chyba istnieje jakaś irracjonalna przyjemność już na poziomie wybierania koloru. Nie wiem? Obserwując przyjaciółki pokuszę się o stwierdzenie, że lakieromaniaczki dzielą się nawet na dwie grupy. Jedna kupuje za każdym razem inny kolor (wiedziona zapewne instynktem poznawczym lub odkrywczym) druga kolekcjonuje stosy czerwieni, acz w wielu odcieniach ;) Obie grupy łączy fakt, że z całego tego arsenału z reguły wybierają docelowo te same dwa lub trzy i tych używają. Co z resztą? Może „robią” za tło albo nawet tłum ;)
Osobiście należę do grupy pierwszej. Wychodząc z drogerii jestem ZAWSZE przekonana co do słuszności wyboru, naprawdę! Potem jeszcze ekscytacja, malowanie i ... zmywacz, bo to jednak nie „to”. Mówiąc szczerze, mam dosłownie cztery lub pięć takich, które toleruje na własnych dłoniach. Po co mi więc ta reszta?
Pomysły i okazje mogą być różne.
Pamiętam, jak na okoliczność meczu piłki nożnej (tak! Matka – synom) pomalowałam paznokcie na granat, biel i czerwień, innym razem, ku dzikiej radości domowników, na żółty i zielony (Brazylia grała :) noo ) Oczywiście na ulicę, ani do pracy tak nie pójdę, wiec kolory: biały, żółty i zielony stoją sobie na półeczce do dziś.
Miałam też okres intensywnych poszukiwań fuksji tzw. doskonałej. Nie znalazłam, ale przybyło kolejnych kilka buteleczek:)
Kompletną pomyłka jest kupowanie lakieru „bo ma koleżanka, sąsiadka, pani z butiku”, zaręczam, że identyczny kolor i marka NIE gwarantują identycznego efektu. Połowa sukcesu, jeśli na naszych dłoniach wygląda lepiej, niż u koleżanki, w przeciwnym razie... dołącza do stojącej kolekcji.
Sezonowe trendy i kolekcje. No tu jest kłopot, jeśli ktoś jest na takowe podatny (chyba się nie zaliczam, z naciskiem na CHYBA) bywało już, że miałam paznokcie w kolorze gumy balonowej czy, o zgrozo, zgniłego wodorostu, którym nie pogardziłby żaden glonojad. Miało być „modnie” – wyszło jak zwykle... na półeczkę.
Ten sezon to PASTELE! Posiadam, a jakże. Ten tekst pisze stukając w klawiaturę gołębio-błękitem. Ładny, ale czy na długo? Na półeczce czekają już: blady róż, miętowa zieleń, delikatna szarość...
Z kolorami to generalnie nie jest tak prosto. Byłam z chłopcami w warszawskim CNK i tam ochoczo przystąpiłam do testu na znajomość kolorów. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że ja większości tych kolorów zwyczajnie nie znam, a już na pewno nie potrafię ich prawidłowo nazwać! Test rozwiązałam na poziomie 200% mężczyzny z podwyższonym poziomem testosteronu. Porażka.
Na koniec pogrążę się już kompletnie. Zdarzyło wam się kupić lakier ze względu na jego ... nazwę? Pewna marka kompletnie wciągnęła mnie w tę grę hahaha ... No ale przepraszam! Czyż nie jest zabawnie nosić na paznokciach :
- „Don`t bossa nova me around”
- “Where did Suzi`s man-go”
- “We`ll always have Paris!” (z dedykacją dla przyjaciółek)
I jak tu się oprzeć !?
...... a Francuzki od zawsze hołdują zasadzie „delikatnie na dłoniach, intensywnie na stopach”:)