Mam wrażenie, że ten temat dotyczy coraz większej ilości rodziców. Co jakiś czas spotykam się z historiami przerażonych mam, że ich dziecko nie chce nic jeść. Żeby jednak być z Wami już na wstępnie zupełnie szczerą i obedrzeć co niektórych rodziców ze złudzeń (przepraszam za bycie brutalną, ale nie chcę Was dłużej mamić i jak zwykle chcę Was sprowokować do zadania sobie kilku trudnych pytań) dodam, że jedno słowo w powyższym opisie nie jest zgodne z rzeczywistością. Chodzi o niewinne słowo ‘nic’. Bo gdyby się tak lepiej przyjrzeć całej sytuacji, to okaże się, że dziecko nie chce nic jeść… poza słodyczami… Brutalna prawda?
Przypomina mi się tu historia (chyba z książki doktora Fuhrmana ‘Zdrowe dzieciaki’), jak do doktora przychodzi zrozpaczona mama trzylatka, który wciąż choruje. Według jej relacji dziecko nic by nie jadło poza słodyczami. A doktor przewrotnie na to odpowiada ‘Gratuluję pani tak zdolnego dziecka! To ciekawe, że pani dziecko ma już takie niebywałe zdolności, że jest w stanie wziąć sobie pieniądze, pójść do sklepu i kupić batona, czy czekoladę!’ I tu jest pies pogrzebany. No właśnie, rodzice, tu nie chodzi o problem z Waszymi dziećmi, tu chodzi o problem z naszymi decyzjami zakupowymi (oczywiście nie tylko, ale przede wszystkim)!!!
To nie dziecko decyduje o tym, czy zje kolejnego batona
Zaczyna się niewinnie. Najpierw dziecko w miarę ładnie je to, co mu podsuniemy. Gotowane warzywa – czemu nie. Zupka z kaszą – i owszem. Ale każdy wie, że dziecko jest doskonałym obserwatorem i prędzej czy później odkryje, co tak naprawdę jedzą jego rodzice. I będzie chciało jeść dokładnie to, co oni! Jeśli w jednej ręce rodzic trzyma kolejną łyżkę kaszki, a w drugiej kawałek tabliczki czekolady, którą sobie podjada ‘w ukryciu’ dla poprawy humoru, to zastanówcie się, co będzie chciało jeść dziecko?
Czasami jest nawet gorzej. Dziecko wcale nawet nie musi się domagać tej słodkiej przekąski, ale my chcemy je przekonać, że jest inaczej. Raz czy drugi sięgamy w sklepie po lizaka, jajko niespodziankę czy batonika (przecież jeszcze nikt od tego nie umarł, a tak bardzo te rzeczy kuszą przy kasach) i dajemy dziecku w nagrodę, że było grzeczne. Albo dajemy tak po prostu, bo dziecko przecież musi też mieć coś z życia (ale dlaczego akurat to co najgorsze z tego życia???). Tym sposobem pielęgnujemy w nim nawyk, że każdego dnia trzeba zjeść coś słodkiego.
Pół biedy, jeśli nasze dziecko akurat nieszczególnie lubi słodycze (naprawdę są takie dzieci, tacy dorośli też się zdarzają – akurat ja nie należę do tego grona szczęśliwców, chociaż zaczęłam sobie inaczej z tym radzić, jedząc zdrowe słodkie rzeczy:) Ale gorzej, jeśli trafimy na dziecko (a takich chyba jest zdecydowana większość), które bardzo szybko pokocha słodycze i zwyczajnie się od nich uzależni.
Uzależnieni od cukru
Cukier uzależnia. Cukier może działać jak narkotyk – jeśli nie dostarczymy sobie odpowiedniej jego dawki w ciągu dnia, to jesteśmy ‘na głodzie’. W ogóle prosty test na odróżnienie zdrowych rzeczy od tych mniej zdrowych jest taki, aby sprawdzić, czy dana rzecz uzależnia. Jeśli uzależnia, to raczej należeć będzie do kategorii ‘syf’. Czy widzieliście kiedykolwiek człowieka uzależnionego od marchewki, sałaty, czy kaszy?
W cukrze wcale nie najgorsze jest to, że mogą się po nim psuć zęby i że możemy mieć problem z wagą. Ja latami pochłaniałam słodycze, bo sądziłam, że skoro nie jestem otyła, to cukier mi akurat nie szkodzi (co za naiwność!). Po latach wyszły problemy z tarczycą, a po drodze był problem z trądzikiem, wiecznymi przeziębieniami czy brakiem energii. Bo problem z cukrem jest dużo większego kalibru.
Co robi z nami cukier?
Cukier zakwasza ludzki organizm, powodując, że mikroflora jelit nie działa jak należy i zaczyna szwankować nasz organizm, łapiąc różne infekcje. Jedząc w dużych ilościach biały cukier odżywiamy te złe bakterie, które zaczynają się panoszyć w naszym organizmie, a te dobre zaczynają ginąć. Gdy nadchodzi wróg (wirusy, bakterie i inne dziwne rzeczy z zewnątrz) nasz system odpornościowy jest rozłożony na łopatki, a my nie mamy armii, aby bronić się przed zagrożeniem. Łyżeczka cukru blokuje nasz system odpornościowy na godzinę.
A my, świadomie lub nie, jemy coraz więcej tego cukru. I w coraz bardziej przetworzonej i sztucznej postaci (kiedyś nasze babcie słodziły jedną, czy dwie łyżeczki do herbaty i to był koniec, dzisiaj nawet w ketchupie mamy cukier). Na syrop glukozowo-fruktozowy już nie zwracamy uwagi. Ba, przecież nawet nie czytamy etykiet tego, po co sięgamy.
Biały cukier powoduje w organizmie ciągle wahania poziomu cukru we krwi. Powoduje to, że raz mamy masę energii, by zaraz potem złapać doła. Dzieciom również serwujemy ten stan. Raz dzieciaki są bardzo pobudzone (czasami uważamy, że mają ADHD), a innym razem są wyzute z energii.
I żeby było jasne – nasz organizm potrzebuje cukru, nasz mózg potrzebuje cukru. Ale tego dobrego, który pochodzi z naturalnych pokarmów występujących w przyrodzie. W przeciwieństwie do przetworzonego cukru ten zawarty w naturalnym pożywieniu uwalnia się stopniowo do krwi, zasilając nas w energię.
Czy moje dziecko rzeczywiście nic nie je?
Na koniec proponuję jeszcze raz zadać sobie pytanie, czy nasze dziecko rzeczywiście nic nie je i słusznie nazywamy je niejadkiem? Jeśli zapchamy dziecko białą kajzerką, czy słodką bułą, do popicia damy pseudo-owocowy soczek naszpikowany cukrem i sztucznymi barwnikami a na deser zaserwujemy mu lodzika (takiego małego, ale jak na jego mały organizm to całkiem sporo) albo ‘owocowy jogurcik’ (skład podobny do soczku), to nie dziwmy się, że po takim maratonie dziecko przestaje być głodne.
A my zastanawiamy się, co jest nie tak. Teoretycznie nasze dziecko ‘zdrowo’ je, teoretycznie coś tam je, ale dlaczego nie chce jeść zupek, warzyw i innych zdrowych rzeczy?
Dlaczego Wasze dziecko nie chce jeść
1. Dlatego, że nie ma już w jego małym brzuszku na to miejsca
2. Dlatego, że przyzwyczajamy je do słodkich, przetworzonych i doprawionych dań, a zdrowe jedzenie wydaje mu się mdłe (zdrowe jedzenie naprawdę wspaniale smakuje, ale pod warunkiem, że nasze kubki smakowe działają prawidłowo)
3. Dlatego, że organizm naturalnie preferuje smak słodki, a my stworzyliśmy niezdrowy nawyk u dziecka, aby sięgać po sklepowe słodycze
4. Dlatego, że nie jesteśmy dość stanowczy i nie powiemy kategorycznemu ‘nie’ słodyczom – dziecko trochę popłacze a my zmiękniemy i w końcu damy mu coś słodkiego, zamiast odczekać, aż dziecko naprawdę zgłodnieje i zje coś rzeczywiście zdrowego – przecież tak boimy się, że dziecko nam umrze z głodu, chociaż raczej jesteśmy przejedzonym społeczeństwem
5. Dlatego, że sami jemy słodycze, a nasze dziecko bierze z nas przykład!!!
Kiedyś sama byłam uzależniona od słodyczy
Nie chodzi mi o to, żeby Wam wytykać błędy. Nie chodzi mi o to, żebyście poczuli się złymi rodzicami. Zależy mi na tym, aby Was sprowokować do myślenia! Ja też kiedyś nie byłam aniołem. Uwielbiałam słodycze. Wciągałam je każdego dnia tonami. Byłam po prostu od nich uzależniona. I źle na tym wyszłam. Po latach wyszły różne przewlekłe choroby, których nie mogłam się pozbyć. I nawet uwierzyłam, że ‘taka moja uroda’.
Szczęśliwie odkryłam, co to znaczy zdrowo się odżywiać. Odkąd tak jem, czuję się dużo lepiej. Nie od razu wszystko zniknęło, dalej na przykład próbuję unormować pracę mojej tarczycy, czy pozbyć się raz na zawsze alergii. Ale jedząc przez prawie 30 lat słodycze nie mogę żądać, aby po trzech latach wszystko wróciło do normy. To proces, ale szczęśliwie czuję, że zmierzam w dobrym kierunku.
Dlaczego mówię o sobie? Bo sama też kiedyś byłam dzieckiem. Latami jadłam słodycze i wiem, że im dłużej to trwa, tym trudniej przestać. Zła informacja jest taka, że teraz nasze dzieci zaczynają przygodę ze słodyczami już bardzo wcześnie, dużo wcześniej niż my zaczynaliśmy. A niezdrowych rzeczy jest coraz więcej, różnej maści i kalibru.
Na szczęście u mnie opamiętanie przyszło w dobrym momencie i swoim dzieciom nie zdążyłam zaszczepić miłości do sklepowych słodyczy. Oczywiście nie wykluczyłam ich w 100% z diety dzieci (jest przedszkole, są imprezy rodzinne), ale ograniczyłam je do minimum. Dzięki temu moje dzieci potrafią się zajadać ogórkiem kiszonym, papryką, czy orzechami. I pielęgnuję w nich te zdrowe nawyki, mając nadzieję, że nie doczekają się takich schorzeń, jakie ja miałam. Oczywiście nie uchronię ich przed całym złem tego świata i w pewnym momencie i one poznają ‘owoc zakazany’. Ale obiecałam sobie, że mając wiedzę taką jaką mam, nie będę ich świadomie truć!!! Niech każdy nazywa to jak chce, ja nazywam to po imieniu. I to nie jest tak, że moje dzieci coś w życiu omija, zwłaszcza to co przyjemne, bo uwierzcie, przyjemności w życiu to coś więcej niż jedzenie słodyczy!
Działaj!
Dlatego jeśli Wy macie problem ze słodyczami, albo cała Wasza rodzina, to spróbujcie już dzisiaj coś z tym zrobić. Im dłużej będziemy zwlekać, tym trudniej będzie przestać. Nigdy nie ma dobrego momentu, aby skończyć ze słodyczami. Trudno rzucić słodycze z dnia na dzień, bo to proces. Nie warto też rzucać słodyczy w ogóle, bo raczej to się nie uda (chyba że mamy nóż na gardle), ale szczęśliwie na tym świecie jest dużo słodkich i równocześnie zdrowych rzeczy.
Jak zacząć ograniczać słodycze?
Na początku warto zacząć od drobnych rzeczy.
1. Zamiast nutelli można sięgnąć po dobrej jakości miód.
2. Zamiast batona można zjeść gorzką czekoladę (polecam tą o zawartości kakao minimum 70%).
3. Zamiast słodkiego jogurtu ze sklepu warto sięgnąć po jogurt naturalny i dodać do niego owoce.
4. Zamiast po słodką bułkę można sięgnąć po suszone owoce i orzechy.
5. Zamiast kawałka ciasta z cukierni można zjeść ciasto domowej roboty.
Trzeba tylko pamiętać, że aby zacząć cokolwiek zmieniać w swoim życiu potrzebna jest DECYZJA. Wasza decyzja.
Życzę Wam powodzenia i wytrwałości!
PS Jeśli chcecie poczytać więcej o ograniczaniu słodyczy, to zapraszam na swojego bloga www.kochanedzieci.pl