
Pamiętam do dzisiaj ten widok. Sadzam swojego kilkumiesięcznego syna… Tak, sadzam, bo sam nie siadał, a mi się wydawało, że już siedzieć powinien. Miał już przecież ponad pół roku, a w poradnikach pisano, że dziecko w tym wieku już powinno raczkować i siadać. No więc sadzam go na kolorowej macie na dywanie, a wokół niego kładę stos zabawek. Grzechotki, plastikowe samochodziki, brzęczące zwierzątka i co tam jeszcze mam pod ręką. Większość to zabawki prezenty, ale nie zabrakło również i naszych pomysłów. Gdybym chociaż przez moment się wczuła w jego sytuację, to bym musiała przyznać, że sama miałabym problem z tym, co wyciągnąć spośród tego morza zabawek i na czym skupić swój wzrok. Ja dorosła miałabym z tym problem, a co dopiero miało zrobić moje biedne dziecko. Ale wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło to, że może coś jest nie tak.
- puzzle – zwłaszcza dla młodych umysłów ścisłych – mój syn je uwielbia, chociaż mam wrażenie, że kiedyś taka zabawa podobała mu się bardziej; do tej pory jednak gdy ma taką okazję i ochotę, to siada przy stole i cichutko układa swoje puzzle
- klocki – warto postawić na klocki jednego rodzaju i ewentualnie poszerzać kolekcję tak, aby wszystko do siebie pasowało; klocki mogą niesamowicie rozwijać wyobraźnię dziecka, bo tak naprawdę można z nich zbudować dosłownie wszystko
- książeczki – najlepiej jeśli sami te książki dziecku czytamy, jeśli tylko dziecko tego chce; nie muszę mówić, że też przechodziliśmy etap, że córka sto razy prosiła, aby jej czytać jedno i to samo – było minęło, jak wszystko, ale próbuję odnajdywać w tym radość, że mogę być z nią – nieważne przecież co robimy, ważne że jesteśmy razem; książek jest cała masa, można próbować testować, ale można również wypożyczyć książkę w bibliotece – to moje ostatnie odkrycie
- lalka i samochodzik – nie wiem gdzie tkwi ich fenomen, ale coś w sobie mają; staramy się nie wydzielać lalek córce, a pojazdów synkowi, ale jakoś sami po to akurat sięgają; ważne – nie trzeba kupować wciąż nowych modeli, dziecku naprawdę wystarczy jeden, czy dwa egzemplarze
- samochód, rowerek itp. do jeżdżenia – taka zabawka przyda się na dłuższy czas, niekoniecznie dziecko ją pokocha od razu, ale jednak świetnie się sprawdza na spacerze czy podczas zabawy
- no i klasyka, czyli wszelkie sprzęty domowego użytku (np. z kuchni) – tak naprawdę wystarczyłyby tylko one, dziecko przecież uwielbia robić to, co robią dorośli; kolejny ich plus jest taki, że nie zawsze mają takie cukierkowe barwy, które po prostu wyglądają sztucznie i mam wrażenie, że dzieci tę ich sztuczność wyczuwają i ją odrzucają
PS I jeszcze jedna rzecz na koniec. Mówiąc trochę przewrotnie mogę doradzić, aby zamiast kupowania kolejnych zabawek, ciuszków i gadżetów oraz projektowania pokoiku dla dziecka, dać dziecku coś naprawdę ekstra – RODZEŃSTWO!:) To prezent na długie lata – wspaniały, wyjątkowy, użyteczny, pomocny, a do tego jeszcze żywy, a nie udawany z plastiku:) Im starsze mamy dzieci, tym większą wartość takiej inwestycji widzę:)
