"Oto ja-cholerna Szczęściara". O Dniu Czarnej D... i innych, kobiecych demonach
KoBBieciarnia
26 sierpnia 2016, 09:47·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 26 sierpnia 2016, 09:47Czy miewacie czasem tak, że wydaje wam się, że po prostu wszystko jest do bani? Ale tak dosłownie: "wszystko".
Począwszy od waszego porannego odbicia w lustrze, poprzez zawartość lodówki, szafy, waszej pracy, partnera, kota, a nawet dziecka - jeśli takowe posiadacie? Na pewno każdy miał chociaż raz w życiu taki dzień, określany przeze mnie Dniem Czarnej Dupy. Czarnej jak moja rozpacz, dupy bo nic nie wychodzi, nic się nie podoba, a widmo depresji lub wyskoczenia z okna przez zamknięte szyby czai się tuż za rogiem...
No dobra, trochę smętnie zaczęłam, możliwe że ktoś po wstępnie nie ma ochoty czytać dalej tego, co chciałabym przekazać. Miewam jednak czasem takie demony. Upiory, które dręczą mnie i dopadają w najmniej spodziewanym momencie, szepcząc bezczelnie do ucha: jesteś beznadziejna; po co ci to; nie dasz rady; i tak nic z tego nie będzie; naprawdę, nie dasz rady. Znacie to? Ten uciążliwy, namolny głos w naszej głowie, którego nie można zagłuszyć żadnym słowem, nie można wyzbyć się tych uporczywych myśli, nawet jeśli zajmiemy się najbardziej absorbującą rzeczą świata... Nawet alkohol wtedy nie znieczula. Ten głos jest, i jest tak aż do obłędu.
"Trup w szafie, a nawet cała kostnica"
Każdy ma jakieś słabości i w chwilach przepracowania, permanentnego zmęczenia czy niedoborów słońca i witaminy D przeżywa tym podobne rozterki. W takich chwilach najczęściej widzimy w sobie same wady, nie dostrzegamy wcześniejszych sukcesów. Nie wierzymy we własne siły, nie chcemy od nikogo wsparcia. Na każde dobre słowo reagujemy: ironią, prychnięciem, krzykiem, płaczem lub ucieczką.
Masz tak czasem? Spokojnie, ja też. Nie oznacza to że jesteś psychiczny i zamkną cię w Tworkach lub w podlaskim ich odpowiedniku czyt. Choroszczy (eh, ten mój lokalny patriotyzm). Naprawdę, wszystko z tobą jest w porządku, po prostu masz gorszy dzień.
"Zamiast motywacyjnego bełkotu..."
Nie, nie napiszę wam teraz recepty na sukces, przepisu na szczęśliwe życie, nie zdradzę też sekretu jak schudnąć w minutę, jak wygrać milion, albo jak polubić siebie. Nie poklepię cię po ramieniu i nie zaleję stekiem bzdur w stylu: będzie dobrze, dasz radę, jeśli tylko chcesz, bla bla i takie tam. Tego tutaj nie znajdziesz, więc jeśli znudził cię przydługi wstęp, nie ma sprawy, wiesz gdzie trzeba kliknąć krzyżyk...
Jeśli jednak czujesz się zaintrygowana - wiedz, że powiem dziś coś ważnego. Jestem cholerną, absolutnie wyjątkową i niepowtarzalną Szczęściarą. Słyszysz?! Szczęściarą przez duże, sorry ogromniaste (tak duże, że czcionka w Wordzie się kończy) "SZ"! Dziś, gdy moje osobiste demony, odeszły na chwilę z mojej głowy (wiesz, zrobiły sobie przerwę na kawę lub papieroska), dostałam objawiania.
Mam coś, czego zazdroszczą mi inni. Posiadam to, o czym marzą tłumy. Spełniło się moje jedyne, najprawdziwsze, dziecinne marzenie, to, które wymawiają wszystkie księżniczki Disneya do blasku księżyca: "kocham i jestem kochana".
Miłość. Zakochanie, zauroczenie, pożądanie, a może fascynacja? Miałam objawienie, które spadło na moją blond czuprynę, niczym piorun, albo już tak bardziej przyziemnie, niczym gołębia kupa na spacerze z dzieckiem. Skąd takie porównanie? No bo idziesz sobie spokojnie z wózkiem, a tu trach kupa z gołębiego zadka, prosto na twoją głowę. Zaskoczona? Ja byłam bardzo. Ale dobrze, wracam do mojego szczęścia. Naprawdę, dziś uświadomiłam sobie, że to co mam to naprawdę wiele, a właściwie wszystko.
Zakochałam się od pierwszego wejrzenia, z wzajemnością, do szaleństwa, obłędu, tak że kończy się skala. Spotkałam faceta z moich snów, no dobra z moich ulubionych filmów - Tarantino. Nie, nie jestem dziewczyną gangstera, tylko prawdziwego mężczyzny. Wiem, że otwieram się tu przed Wami jak otwarte wrota, ale rozsadza mnie od środka i po prostu muszę to wykrzyczeć! Nie muszę grac w lotto; wygrałam już swój los na loterii. Jest nim P.
Szczęście to kicz?
Być może zabrzmi to banalnie, nigdy nie byłam dobra w snuciu romantycznych wizji świata, ale tak - jestem absolutną Szczęściarą. Mam kogoś, kto mnie kocha i akceptuje, mimo naprawdę trudnego charakteru.
Jeśli po przebudzeniu wyglądasz jakby pralka automatyczna pochłonęła cię najpierw, a później wypluła, a twój ukochany wciąż widzi w tobie piękno, wiedz że jesteś Szczęściarą. Gdy mimo twojego nagminnego przekręcania słów i popełniania niezliczonych błędów interpunkcyjnych i stylistycznych nadal widzi w tobie błyskotliwą Margaret Thatcher - wiedz, że jesteś Wyjątkowa. Jeśli mimo nadwagi, rozstępów po ciąży i pękającej skory na dłoniach, pożąda cię i pragnie tak, jakbyś była Marylin Monroe, to naprawdę musi być miłość... Gdy do tego wszystkiego toleruje twoje fobie (gdy drzesz japę jak opętana bo idzie pająk, w zwykłym pieprzyku doszukujesz się czerniaka, zgagę posądzasz o raka jelit) - wiedz, że on naprawdę cię kocha.
Jeśli znosi twoje dziwactwa (zaczepianie obcych zwierząt, zagadywanie do nieznajomych, angażowanie się w akcje charytatywne dziwnych maści, magazynowanie hurtowych ilości butów, ubrań, torebek i biżuterii) to wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że on przepadł i kocha cię na maksa. W końcu jeśli mimo ciągłego zmęczenia, braku czasu i pieniędzy, chce mieć z tobą kolejne dzieci i śmieje się z twoich sucharów, to możesz mieć już całkowitą pewność, że twoja platoniczna połówka jest z tobą tu i teraz... Do tego wszystkiego nie smęci, gdy co dwa dni zmieniasz swoje plany zawodowe, masz nowy pomysł na siebie, eksperymentujesz kulinarnie (zawsze twierdzi, że wszystko jest pyszne, nawet gdy przesolisz, nie dogotujesz lub spalisz na wiór schabowego). PMS znosi z przymrożeniem oka, twoje chandry leczy winem, a depresje czekoladą, wiedz, że wygrałaś wszystko i jesteś Szczęściarą - jak JA!
Zdaję sobie sprawę, że niewielu ludzi ma to SZCZĘŚCIE-kocha i jest kochanym równocześnie. Naprawdę, to absolutnie wyjątkowe, cudowne i pięknie, gdy przeżyjesz swoje życie u boku kogoś kto cię "chce" i bierze z dobrodziejstwem całego inwentarza. Mimo spięć, problemów, potyczek i najzwyklejszych, ludzkich potknięć, stara się, by wasze życie każdego dnia było coraz lepsze.
Gdy kochasz tak mocno, że jednodniowa rozłąka trwa dla ciebie rok. Gdy tęsknisz, bo jest aż 8 godzin w pracy... Gdy czekasz na wspólną kolację, buziak na dzień dobry i przytulenie na dobranoc. A wisienką na torcie jest wasz mały "owoc miłości", który każdego dnia, nawet w trakcie "Dni Czarnej Dupy" przypomina ci o tym, jakie to szczęście - kochać i być kochaną.