Powołane do zmywania
Jacek Wasilewski
06 października 2014, 14:45·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 06 października 2014, 14:45Czym jest dom? Miejscem, wobec którego ma się poczucie przynależności. To poczucie przynależności powoduje, że chcemy w nim być, bawić się, wracać do niego. Chcemy żeby był schludny, żeby rzeczy miały swoje miejsce. W którym robi się porządek samemu. A tu okazuje się – według słów biskupa Gądeckiego – że dom ma być miejscem, w którym czeka się, czytając gazetę, aż któraś dziewczynka posprząta:
„Niektórym rodzicom podoba się uczenie chłopców, że winni po sobie sprzątać, a nie czekać, aż zrobią to za nich dziewczynki. Pociągające jest również hasło, że wszyscy ludzie są sobie równi i mają prawo do szczęścia. Lecz jednocześnie rodzice często nie uświadamiają sobie tego, że w imię przezwyciężania stereotypów uwarunkowanych kulturowo ukazuje się przy okazji różne modele partnerskie jednopłciowe jako równoważne rodzinie.”
Jak się okazuje, uczenie sprzątania prowadzi pośrednio do jednopłciowych związków. Wystarczy równość przy stole i zaraz się wzbierze obrzydzenie do swojej płci i skieruje się je ku innej. Jeśli sprzatają dziewczynki, chłopcy zachowają do nich pociąg i będą szczęśliwi.
Nie dziwię się biskupowi. Być może widzi on ciągle sprzątające kobiety – zapewne są specjalne zakony sprzątające, bo do kapłaństwa kobieta się nie nadaje, bo Bóg ją stworzył z miesiączką. I biskup uważa, że od złamania tego tysiącletniego zwyczaju świat się zawali, a świat zaakceptuje małżeństwa jednopłciowe, w których razem (o zgrozo!) sprzątają!
Otóż nie dajmy się zwieść. Są w Księdze Rodzaju dwa opisy stworzenia kobiety i mężczyzny – jeden lansowany przez patriarchów, że kobieta z żebra Adama, to późniejszy w tradycji, kiedy mężczyźni zaczęli poprawiać sobie samopoczucie, że Bóg też ma brodę. Ale jest i w wersie 27 opis, że Bóg stworzył człowieka – jako mężczyznę i jako kobietę. Stworzył Ich - na swój obraz. I ten opis nic nie mówi o pierwszeństwie, zwłaszcza pierwszeństwie sprzątania, natomiast mówi o tym, że Bóg w sobie ma i coś kobiecego. Na szczęście. Jest też niezły opis w Ewangelii, jak podczas kazania Jezusa przy stole święta Marta rzuciła się sprzątać, a jej siostra siedziała i słuchała. I Jezus ją pochwalił, że woli dyskusję niż od razu rzucać się do garów. Tyle jeśli chodzi Księgę.
Natomiast ciekawe jest słownictwo w przytoczonym fragmencie: przyznaje biskup, że mamy do czynienia ze stereotypami, ale lepiej ich nie ruszać, bo od razu zaleje nas propaganda gejowska.
Wydaje się raczej, że to nie geje są antychrześcijańscy; walka przeciw chrześcijaństwu to zakazywanie ludziom miłości i małżeństwa – kimkolwiek by byli. Kto i dlaczego ma komuś zabronić kochać?
Kiedyś biblijna rodzina to była wielka wspólnota – kuzyni, dziadkowie, ojciec i niewolnice, żony, bracia zwłaszcza, itd. Dziś rodzina to nie kobieta i mężczyzna, ale dwoje kochających się ludzi. Kiedy się ma w sobie miłość, nie widzi się wokół samych wrogów. Nie chciałbym, żeby tzw. polskie dzieci uczyły się, że wszyscy ich atakują, atakują rodzinę i że ludzie w ogóle to podstępne sukinsyny.
Z czym się mierzy współczesna rodzina? Z cenami mieszkań. Ale też mierzy się z chorobami kręgosłupa dzieci, bo w tygodniu jest jeden wf a lekcji religii są dwie. Rodzina mierzy się z cenami książek, które dla trojga dzieci kosztują 600 złotych. Z tym, że dziecko ośmioletnie dowiaduje się, że rodzice nie pójdą do nieba, bo mają tylko ślub cywilny. Rodzina mierzy się z tym, że matka bywa służacą swoich rozkosznych bachorków, którzy zachowują się tak samo na ulicy jak w domu i nie sprzątają po sobie butelek po piwie.
Powołany do pracy – tak brzmi jedna z encyklik „naszego” papieża. Nie powołany do urlopu, ani powołany do czekania, aż ktoś posprząta ze stołu, tylko powołany do pracy. Drogi biskupie, może czasem warto by posprzątać po sobie ze stołu, a potem dopiero wypowiadać się, od czego rozpadają się małżeństwa?