Nie ma dnia, w którym nie słyszelibyśmy o wyścigu szczurów w szkołach: jak mantrę powtarza się, że dzieci są przemęczone nauką i mają zbyt wiele zajęć. Coś w tym pewnie jest, ale tych najważniejszych (przynajmniej moim zdaniem) zajęć, mają jak na lekarstwo.
Dwie lekcje WF-u w tygodniu to jakiś przykry żart. Przykry tym bardziej, że coraz częściej rodzice wypisują dzieciom zwolnienia. Dlaczego? Tu zawsze znajdzie się lawina wymówek. Bo nauczyciel niedobry, bo źle prowadzi zajęcia, bo infrastruktura niewystarczająca, bo dziecko ma kompleksy… Nic dziwnego że tak jest, skoro coraz więcej młodych ludzi jest otyłych. Rodzice też nie uprawiają żadnego sportu, ich jedyny ruch w trakcie dnia to trasa do pracy i z pracy. Nie są przykładem dla dzieci, a ich nawyki żywieniowe są często tak fatalne, że wpędzają oni własne pociechy w kompleksy, np. z powodu właśnie zbyt dużej tuszy dziecka.
Jestem zdania, że zajęcia sportowo-ruchowe powinny odbywać się w szkole codziennie i to w większym wymiarze, niż 45 minut. Chodzenie na WF jest tak samo ważne jak zajęcia z polskiego czy historii. Bo o ile po latach, mało kto będzie pamiętał o niuansach gramatycznych czy znał datę koronacji Bolesława Śmiałego, to zdrowie i kondycja są bezcenne przez całe życie każdego z nas.
Z zajęciami sportowymi powinna iść w parze nauka o zdrowym odżywianiu . Należy uświadamiać dzieci od najmłodszych lat, że np. fast foody to śmieci, których nie warto jeść nawet rzadko. Że ważny jest każdy kęs spożywany każdego dnia, że nie możemy traktować swojego organizmu jak pojemnika na śmieci i wrzucać w siebie byle czego. Im bardziej restrykcyjnie będzie to przedstawione, tym słuszniej. Nawet lepiej przesadzać z profilaktyką i nauką zdrowego odżywiania, niż przymykać na nią oko.
W tym wpisie chciałabym jednak głównie skupić się na próbie odpowiedzi na pytanie: co może zrobić rodzic, aby „nadgonić” sportowo-ruchowe braki dziecka, tak pieczołowicie pielęgnowane w szkołach? Rodzicom dbającym o zdrowie swoich dzieci, pozostaje zapisanie ich na zajęcia dodatkowe - popołudniowe lub weekendowe. To oczywiście większe wyzwanie logistyczne i finansowe, ale dla naprawdę chcącego, wszystko jest możliwe do zrealizowania. Zawsze rodzic może się zasłaniać tym, że nie ma jak i nie ma za co, ale tego typu wymówki nie są poważnym usprawiedliwieniem i powodem do tuczenia/zaniedbywania własnego dziecka. Szukać rożnych usprawiedliwień możemy zawsze i wszędzie, co nie zmieni zdrowia czy wyglądu naszego dziecka.
Co więc wybrać jako zajęcia dodatkowe? Najlepiej zacząć szukać zajęć w najbliższej okolicy domu lub szkoły, w klubach osiedlowych i sportowych. Wybór (przynajmniej w większych miastach) jest coraz większy. Czasem można też zachęcać innych rodziców dzieci z klasy lub klas sąsiednich, aby stworzyć takie dodatkowe zajęcia, a o użyczenie sali prosić szkołę.
Co jest najbardziej popularne wśród najmłodszych? Piłka nożna, tenis, zajęcia taneczne, basen, karate, judo czy koszykówka. Ale są też dzieci, które ewidentnie chcą uprawiać jakąś rzadką dyscyplinę i jeżeli jest to możliwe, nic nie powinno nam stanąć na przeszkodzie, aby rozwijać pasje dziecka.
Myśląc o uprawianiu sportu przez nasze dziecko, powinniśmy zdawać sobie sprawę z tego, że nawet mały geniusz w przedmiocie „niesportowym”, nie będzie nigdy szczęśliwy, gdy będzie chory czy otyły. Zdrowie, kondycja i atrakcyjny wygląd, to podstawa samooceny i dobrego samopoczucia każdego z nas. To my, rodzice kształtujemy w dzieciach chęć dbania o siebie, od nas zależy samoocena malucha. Sprawność fizyczna i umiejętności sportowe, dają każdemu (i małemu, i dużemu) pewność siebie.
Dzieci powinny próbować rożnych dyscyplin sportowych, zanim znajdą tę, która stanie się ich pasją i hobby. I nikt mi nie wmówi, że co za dużo sportu to niezdrowo. Oczywiście, nie można uczyć i wymagać od kilkulatka sprawności i precyzji ponad jego wiek, a zajęcia sportowe powinny być prowadzone w formie atrakcyjnej zabawy dostosowanej do danego wieku.
Utuczenie dziecka nie wymaga żadnego wysiłku. Wielu ludziom, nie chce się po prostu podejmować nawet odrobiny wysiłku, aby temu przeciwdziałać. Wolą narzekać, niż wziąć się za siebie i być konsekwentnym, dawać przykład swoim dzieciom. Stosunek do sportu, często jest odzwierciedleniem ogólniejszego podejścia do życia: nie chce mi się, idę na łatwiznę, chciałbym/chciałabym, ale nie dam rady, nie mam czasu. Zostaje wtedy krytykowanie i zazdroszczenie innym, którym się czegoś bardziej chce, którzy się bardziej o coś starają…
Dla mnie najśmieszniejsza wymówka u dorosłych, którym nie chce się np. schudnąć jest taka, że ich na to nie stać finansowo. Tak jakby miało jakikolwiek sens stwierdzenie, że bardziej zamożnemu bardziej chce się być zdrowym, niż temu gorzej sytuowanemu. Tu nie chodzi o pieniądze. Chodzi o chęci, samodyscyplinę, konsekwencje i odpowiedzialność za wychowanie swoich dzieci. Nikt za nikogo się nie odchudzi, tak samo jak nikt nikomu niczego do jedzenia na siłę do gardła nie wciska. Trzeba patrzeć na siebie, a nie na: a) innych b) wymówki.