Ostatnio przeczytałam wypowiedź pewnej znanej mamy trójki dzieci, która orzekła, że macierzyństwo to jest „hardcore”. Zastanawiam się, co w takim razie mają powiedzieć rodzice, którzy mają czwórkę, piątkę, czy tak jak ja, mam nadzieję niedługo - szóstkę dzieci? Podwójny hardcore? Patologia? Jazda bez trzymanki? A może jeszcze jakoś bardziej dobitnie?
Jestem mamą 5 dzieci, spodziewam się szóstego. Czy to już wielodzietność? Nie da się zaprzeczyć, nie da się ukryć. Gdziekolwiek pojawiamy się całą rodziną, to z miejsca wzbudzamy powszechne zainteresowanie, momentami niedowierzanie. Niezależnie czy jest to lotnisko, plaża, czy restauracja – ludzka reakcja jest niemal identyczna. Wiele osób się nam przypatruje, niektórzy nawet pytają, czy to aby na pewno „wszystko” nasze. Czasami bywa całkiem zabawnie. Wielu znajomych i nieznajomych dziwiło się, że zdecydowaliśmy się na taką gromadkę. Kiedy niespełna miesiąc temu potwierdziłam swoją piątą ciążę z szóstym dzieckiem, spotkałam się z różnymi reakcjami - od gratulacji poprzez kompletny szok i panikę w oczach. Muszę jednak sprawiedliwie oddać, że w większości przypadków owe komentarze są bardzo pozytywne i nawet jeśli ktoś był początkowo oszołomiony, to zazwyczaj już po chwili spieszył z gratulacjami. Nie dziwi mnie to absolutnie – wszak dla wielu osób decyzja o założeniu tak dużej rodziny jest nie do pomyślenia. I to nie tylko ze względów finansowych.
Kolejna rzecz, która wprawia ludzi w zdumienie, to niewielka różnica wieku, jaka dzieli nasze dzieci. 2-3 lata różnicy to naprawdę mało. Większość par decyduje się na dwójkę, maksymalnie trójkę potomstwa. Czwórka to już ekstremum. Różnice wieku miedzy dziećmi zazwyczaj są zdecydowanie większe niż wspomniane 2-3 lata. Często rodzice starają się o kolejne dziecko dopiero po odchowaniu tego pierwszego – co najmniej do wieku przedszkolno-szkolnego, kiedy maluch osiągnie już jako taką samodzielność. Wychowywanie dwójki czy trójki całkowicie niezaradnych maluchów naprawdę należy do rzadkości. Kto jak kto, ale ja coś na ten temat wiem :) Zajmowanie się w pojedynkę trzylatkiem i dwoma kilkumiesięcznymi niemowlakami jest ogromnym wyzwaniem. A jak do tej całej „ekipy” dołączymy jeszcze sześcio- i ośmiolatka, to próba zapanowania nad całą gromadą nawet „Supernianię” przyprawiłaby o bolesny zawrót głowy i palpitację serca.
Gdyby nie było mnie stać na pomoc, pewnie nie zdecydowałabym się na tak dużą rodzinę. Uważam, że jest to jedna z lepszych, jak nie najlepsza decyzja, jaką podjęłam w życiu. Organizacja życia domowego, kontrola nad tym, co dzieje się w naszym domu, gdy jesteśmy w pracy, sprawdzanie jak dzieci radzą sobie w szkole i przedszkolu, wspólne odrabianie zadań domowych, wywiadówki, zakupy, szczepienia, wizyty u lekarzy itp. itd., a do tego wszystkiego dochodzi organizacja dodatkowych zajęć pozalekcyjnych oraz wszelkiego rodzaju atrakcje weekendowe i wakacyjne. Tak właśnie wygląda mój pełen drugi etat i z nieukrywaną przyjemnością się temu rytmowi poddaję.
Owszem, korzystam z pomocy niani i nie wyobrażam sobie, aby mogłoby być inaczej – jesteśmy przecież tylko ludźmi, którzy pracują, m.in. po to, by zapewnić swoim dzieciom oprócz miłości, dobry byt i lepszy start. Aby pokazać swoim dzieciom jak najszersze horyzonty. Nie posiadamy żadnych supermocy ani nadprzeciętnych umiejętności. Drażni mnie, że w Polsce publiczne przyznanie się do korzystania z pomocy opiekunki wywołuje często falę krytyki. Nie wspominając, że z tej pomocy korzysta już coraz więcej pracujących matek, które maja "tylko" jedną pociechę. Czy jest to powód do wstydu? Czy przez to mama ma być postrzegana jako ta gorsza matka? Bo nie robi wszystkiego samodzielnie i nie poświęca się dziecku czy dzieciom 24/7? Jako pracująca matka mam na ten temat wyrobione zdanie. Potrafię liczyć i doskonale wiem, ile kosztuje utrzymanie małego dziecka, a co dopiero pięciorga. Dlatego nie wyobrażam sobie, abym mogła zawiesić swoją aktywność zawodową – przede wszystkim z przyczyn finansowych. Bawi mnie powszechne oburzenie, że zatrudnienie opiekunki, tym bardziej do piątki dzieci, to coś dziwnego, bezdusznego i z założenia nagannego. Czy to oznacza, że rodzic się wycofuje i nie wychowuje swoich dzieci? Że nie poświęca im czasu? Że mu nie zależy? Kompletna bzdura! W naszej mentalności niestety wciąż królują stereotypy: dobra matka = matka siedząca w domu i niepracująca, zła matka = matka pracująca i nieobecna w ciągu dnia. Albo albo.
Ja świadomie zdecydowałam się na dużą rodzinę, pracę zawodową i pomoc osób, którym ufam i którym przede wszystkim ufają moje dzieci. Czas po pracy i weekendy to nasz czas, który jest bezcenny… Wtedy jesteśmy tylko dla siebie i naszych dzieci.
Wychowanie dzieci, to nasze największe życiowe wyzwanie . To przede wszystkim dawanie im przykładu w każdej dziedzinie życia, tłumaczenie im otaczającego świata, ale też nieustanne zapewnianie o poczuciu bezpieczeństwa i okazywanie sobie wzajemnie ogromnej miłości. Nikt nie jest w stanie nas w tym zastąpić. Nas, rodziców. Czy nam się to podoba, czy nie , dzieci nas naśladują, patrzą nam „na ręce”. Dlatego na każdym kroku staramy się przekazać, że w życiu najważniejsza jest rodzina, wzajemna miłość i szacunek, ale też pracowitość, stawianie sobie nowych celów i wyzwań, samodzielność i niezależność finansowa, zdrowie i sprawność fizyczna oraz otwartość na innych ludzi i na świat. Chcę, aby moje córki i synowie właśnie na takie osoby wyrosły, żeby nie uciekały od trudów i pracy, ale żeby też z drugiej strony miały świadomość, że praca nie powinna być tylko źródłem utrzymania, ale też ich pasją. Tak jak jest dla nas.
Życie z taką gromadą maluchów to przede wszystkim ogrom plusów. Piątka dzieci, to pięć razy więcej miłości, pięć razy więcej buziaków i przytuleń na dobranoc. No i miłość w rozmiarze 5XL! Moje maluchy bawią się razem, a niewielka różnica wieku pozwala na wiele wspólnych, radosnych, a czasami pełnych kłótni i godzenia się chwil. Myślę, że daję im naprawdę fajne dzieciństwo. Ja sama jestem jedynaczką i pamiętam jak w dzieciństwie przeżywałam, że nie mam w domu żadnego towarzystwa do zabaw. Dzieci mogą też wspólnie rozwijać wiele pasji, a różnice w sprawności fizycznej, mimo że początkowo są duże, to jednak z wiekiem prawie znikają. Ten czas wspólnie spędzany na zabawie jest bezcenny. Oboje z mężem uwielbiamy słuchać „dyskusji” naszych dzieciaków . Te wzajemne próby tłumaczenia sobie otaczającego świata, „dorosłych” problemów, to ich mędrkowanie nierzadko doprowadza nas do łez ze śmiechu. Już nie mogę się doczekać, aż do tych rozmów dołączą moje dziewięciomiesięczne bliźniaki :) To dopiero będą debaty!
Szkoda, że ten świat jest tak dziwnie poukładany, ze często nasze chęci rozmijają się z możliwościami. Wiele rodzin, które stać na liczną rodzinę, nie decydują się na nią. Z kolei są tacy, którzy marzą o gromadce dzieci, ale nie dysponują możliwościami finansowymi. Niestety, summa summarum rodzin, które świadomie decydują się na więcej niż trójkę dzieci jest jak na lekarstwo.