Posiadanie rodziny to ogromne wyzwanie i wielka odpowiedzialność. I chociaż z mojej obecnej perspektywy wychowywanie jednego dziecka to, mówiąc kolokwialnie, przysłowiowy pryszcz (mam 5 dzieci i jestem w ciąży z szóstym potomkiem), to doskonale pamiętam tę "rewolucję", która zmieniła życie mojej rodziny tuż po urodzeniu się najstarszej córki.
Podjęcie decyzji o powiększeniu rodziny, moment pojawienia się dziecka na świecie, opieka nad nim, wychowywanie go, to zdecydowanie największe i najtrudniejsze wyzwanie w życiu każdego człowieka. Cała nasza rzeczywistość nagle zmienia się o 180 stopni. Każde kolejne dziecko niesie ze sobą zmiany, ale nie są już one tak odczuwalne z racji doświadczenia i zwyczajnego „oswojenia” z rodzicielskimi obowiązkami, jak to gdy pojawia się na świecie pierwsze dziecko.
Nauka opieki nad noworodkiem, a później niemowlakiem, to dla świeżo upieczonych rodziców najcenniejsza, a zarazem najtrudniejsza lekcja. Nagle pojawia się ktoś, kto zaczyna dyktować warunki naszej codziennej rutyny, a przy tym nie jest skory do żadnych negocjacji. Trzeba się do niego dopasować. Kropka.
Nic dziwnego, że najbardziej „cierpi” na tym nasze dotychczasowe życie, zwłaszcza to towarzyskie. No bo jak teraz umówić się ze znajomymi, wyjść wspólnie do restauracji czy do klubu? Jak zrobić w spokoju zakupy? Poczytać książkę albo obejrzeć film bez przerwy na karmienie lub usypianie? Jasne, że można wszystko sobie jakoś zorganizować i pogodzić, jednak na próżno szukać teraz miejsca na dawną spontaniczność i beztroskę. Każde wyjście trzeba wcześniej zaplanować (od A do Z) i dokładnie przygotować organizacyjnie oraz logistycznie. Jednak notorycznie zdarzają się niespodzianki, które w mgnieniu oka burzą nasz precyzyjny plan, jak chociażby choroba malucha.
Często słucham opowiadań i narzekań rodziców o tym, jakie to wakacje były beznadziejne, a plany weekendowe legły nagle w gruzach. Doskonale pamiętam Sylwestra, kiedy wspólnie z mężem i wtedy jeszcze naszym jedynym dzieckiem wybraliśmy się na towarzyski wypad na Hel. Postanowiliśmy, że w sylwestrową noc będziemy na zmianę dyżurować przy naszej córeczce. A tu klops! Płacz na dźwięk fajerwerków plus niespodziewana wysoka gorączka. Sylwestrowa „zabawa” skończyła się dla nas krótko po północy, a Nowy Rok, cali w nerwach, spędziliśmy najpierw na poszukiwaniu doktora, a później na wizycie w szpitalu.
Tak jak już wspomniałam wcześniej – pojawienie się dziecka na świecie diametralnie zmienia nasze życie, ale jak to sobie wszystko poukładać, gdy ma się nie jedno, nie dwoje a np. pięcioro maluchów? Większość osób zwyczajnie nie jest sobie w stanie tego wyobrazić. Ba! Nawet boi się o tym myśleć. Podziwiają i współczują jednocześnie, z niedowierzaniem słuchając deklaracji, że w sumie, jak się naprawdę chce, to wszystko można!
W trakcie tegorocznych wakacji na każdym kroku spotykałam się z pytaniami o to, jakim cudem udaje nam się zorganizować wypoczynek dla takiej dużej gromady. Tak, aby każde dziecko miało frajdę, a zarazem żebyśmy my, rodzice, po powrocie z wakacji nie byli bardziej zmęczeni niż tuż przed urlopem. Fakt, nie jest to łatwe, ale nie jest też niewykonalne.
Pierwszy problem to niewątpliwie podróż z taką ferajną, drugi – znalezienie odpowiedniego lokum. Tu już nie wystarczy pokój z jedną czy nawet dwoma dostawkami, niestety większość hoteli nie jest przystosowana do rodzin wielodzietnych – z piątką czy szóstką dzieci.
Kolejnym problemem, z logistycznego punktu widzenia, jest znalezienie takiego miejsca, w którym atrakcje dla siebie znajdą zarówno starsze, jak i młodsze dzieci. Do tego obowiązkowo musi być smaczne i zdrowe jedzenie. Ważne są też wszystkie szczegóły, jak chociażby odległość dzieląca nasze lokum od basenu oraz plaży, aby nie trzeba było nosić ze sobą na długie dystanse wielu ciężkich toreb z zapasowymi rzeczami, soczkami, pieluchami i różnymi innymi niezbędnymi akcesoriami dla dzieciaków. Nieskromnie przyznam, że tego lata misję „wakacje” wykonałam wzorowo. Udało nam się zorganizować fajny, rodzinny i - wbrew pozorom - niedrogi wypad jak na taką gromadkę, po którym wszyscy wróciliśmy wypoczęci i pozytywnie naładowani.
Każda rodzina pragnie zapewnić swojemu dziecku/swoim dzieciom różne atrakcje czy zajęcia dodatkowe. Ja osobiście kładę ogromny nacisk na zajęcia sportowe. W dobie katastrofalnej mody na śmieciowe jedzenie, jego ogromnej dostępności oraz galopującej otyłości wśród dzieci i młodzieży uważam, że obowiązkiem każdego rodzica jest dawanie przykładu własnym dzieciom, co jeść i jak uprawiać sport. Wybór zajęć dodatkowych, w tym sportowych, to na pewno dodatkowy koszt oraz problem z organizacją czasu na dowiezienie i odebranie dzieci z zajęć. Ale nie rezygnujmy z tego. Nasze pociechy będą zdrowsze, bystrzejsze, szczęśliwsze.
Niestety, polskie rodziny najczęściej z przyczyn finansowych nie decydują się na większą liczbę dzieci. Nasze Państwo politykę prorodzinną prowadzi na tak żenująco niskim poziomie, że mając więcej dzieci, trzeba radzić sobie samemu. Ale finanse, to nie jedyny powód, dla którego nawet zamożniejsi Polacy nie decydują się na liczniejszą rodzinę. Coraz częściej pary nie chcą mieć dzieci w ogóle i nierzadko spotykają się w związku z tym z krytyką oraz niezrozumieniem otoczenia. Czy słusznie?
Myślę, że macierzyństwo i rodzicielstwo to jedne z podstawowych, najtrudniejszych, najkosztowniejszych rzeczy w naszym życiu, a z drugiej strony to jedne z najwdzięczniejszych i najwspanialszych doznań. Uważam, że warto wymieniać się poglądami na temat posiadania i wychowania dzieci, dlatego zapraszam do czytania mojego bloga na nowym serwisie mamadu.pl, gdzie postaram się przedstawiać moje zdanie oraz doświadczenia związane z macierzyństwem oraz łączeniem roli matki z karierą zawodową. Pozdrawiam serdecznie!