Zrezygnowałam z zapisania się do szkoły rodzenia. Samotność w ciąży mi nie przeszkadza. Teraz, jak nigdy przedtem, zgadzam się z twierdzeniem, że mężczyzna jest kobiecie potrzebny jak rybie rower. Ale widok tatusiów dyszących z mamusiami pewnie by mnie osłabił.
Nikt przecież nie musi wiedzieć, że duży biust w liceum był moją zmorą i cieszyłam się bardzo z rozmiaru B, który urósł w ostatnich latach przez kłopoty hormonalne. No ale nie do F!
Tylko jak bym się czuła na tej szkole rodzenia - ja jedna i pary?