archiwum prywatne
REKLAMA
Mój pomysł
Dla mnie kluczowe nie jest usłyszenie wyklepanej formułki, ważne są emocje. I właśnie wyrażania i zrozumienia tych emocji uczę nasze dzieci. Jeśli Pierworodny kogoś uderzy czy popchnie na placu zabaw, najpierw rozmawiamy. Staram się zrozumieć czemu to zrobił, tłumaczę, że to boli, pokazuję, że kolega jest smutny, opowiadam o jego doświadczeniu, o tym co on czuł w podobnej sytuacji. Jeśli po naszej rozmowie ma ochotę podejść do kolegi i coś mu powiedzieć, to uśmiecham się w myślach. Zazwyczaj to robi. Nie zawsze mówi "przepraszam", czasem "nie chciałem, żeby cię bolało" albo "popchnąłem cię, bo zabrałeś mi autko, ale nie będę tak więcej robił." Zdarza się też, że po prostu uśmiecha się do partnera i kontynuują zabawę.
Zdziwienie innych
Brak natychmiastowej reakcji mojej czy Adasia w postaci "przepraszam", często budzi zdziwienie mam na placu zabaw. Dla mnie ważniejsze jest jednak nauczenie synów radzenia sobie z emocjami. Chcę, żeby wiedział, co to słowo oznacza. Szczególnie, że często słyszę to oczekiwane "przepraszam" wycedzone przez odbiegające już ode mnie dziecko, a ja siedzę i wyjmuję sobie piasek z oczu.

Nie chcę uczyć pustych formułek, bezrefleksyjnego powtarzania i zaprzeczania emocjom. Wolę usłyszeć, że był zły, bo ktoś mu zabrał zabawkę i nauczyć go radzić sobie z tą jego złością. W inny sposób. Nawet jeśli ktoś pomyśli, że niekulturalna mama wychowuje niegrzeczne dziecko.