Powiem wam jaką kawę piję, a wy powiedzcie mi na jakim etapie życia jestem. W moim przypadku sposób picia kawy mocno ewoluował wraz z tym jakie zmiany następowały w moim życiu.
Bardzo długo nie lubiłam kawy. Jakaś taka gorzka, niesmaczna. Napój dla dziwnych dorosłych. Bez dodatków nie byłam w stanie jej przełknąć. To były czasy kawy w saszetkach 3 w 1 i innych tego typu wynalazków. Piłam, ale z kawą nic wspólnego ten napój nie miał. Wtedy też uwielbiałam zupki chińskie. Inne jedzenie mogłoby dla mnie nie istnieć, no może oprócz pierogów i klusek różnego rodzaju. To były lata 90. – dziesięciolecie instant.
piję, jak muszę
Przyszły studia i sesja. Bez wspomagaczy nie dawało rady. Kawa w sesji lała się litrami. Najczęściej wersja budżetowa – rozpuszczalna. Smak mnie nie do końca przekonywał, ale kofeina pomagała nie zasnąć nad książkami i podczas nudnych wykładów. Smak rozpuszczalnej kawy zabijałam mlekiem. Działało.
piję, jak chcę
Zaczęły się pojawiać miejsca z dobrą kawą. Sieciówkowe kawiarnie i miejsca otwierane przez ludzi z pasją. Ceny niestety przekraczały możliwości studenta. Szczególnie przyjezdnego. Koleżanki spotykały się w Coffee Heaven po zajęciach. Dla mnie takie spotkania były po prostu za drogie, a wstyd było mi się przyznać, że słoik kawę pije w domu.
piję, bo lubię
I w końcu odkryłam prawdziwą kawę. Pachnącą. Mocną. Espresso. Z kawiarki. Na drugie albo i trzecie śniadanie. Zawsze z małym kawałkiem gorzkiej czekolady. To moja słabość. Taka mała chwila zapomnienia. Mój mały rytuał. Bez mleka, bez cukru.
Chociaż czasem już zaraz po przebudzeniu marzę o wypiciu filiżanki kawy, a najchętniej wielkiego kubka. Kawa przyjacielem każdej mamy.