A teraz uwaga, bo będzie o karmiących piersiach w miejscach publicznych, czyli temacie, który budzi takie kontrowersje, że w skrajnych przypadkach może wywoływać zamieszki uliczne lub wojnę domową.
Uśmiechałem się z przekąsem pod nosem, kiedy śledziłem ostatnie doniesienia medialne, które niemal lawinowo zostały wywołane przez sławetną już sprawę kelnera wypraszającego karmiącą matkę z jednej z sopockich restauracji. Jak dobrze, że mnie te problemy z nagłym karmieniem już nie dotyczą – odetchnąłem z ulgą. Synek już podrósł i teraz ma już zupełnie inne smakołyki w swoim menu. Niestety, nie wiedziałem w jak dużym byłem błędzie. Ale po kolei…
Wpadamy na szybkie zakupy do Parku Handlowego ze znanym marketem meblowym. Lecimy jedną z tych wybrukowanych alejek między sklepami i nagle mój synek zauważa jeden z tych sławetnych samochodzików co jak się wrzuci do niego miedziaka to on piszczy, burczy i skacze. Dla nas to obowiązkowy punkt każdych zakupów, więc zatrzymujemy się przy tym cudzie techniki już niemal automatycznie. Synek od razu wskakuje za kierownicę i „rusza” z kopyta podśpiewując sobie wesoło „Wheels on the bus”. Piosenka najwidoczniej jest zaraźliwa (trochę jak „Ona tańczy dla mnie”), bo moja żona od razu przyłącza się do niego i nawet się nie obejrzałem, a oni śpiewają już razem. Zastanawiałem się nawet przez chwilę, żeby wystawić przed samochodzik czapeczkę z napisem „Mamy jedynaka, zbieramy na 500+”, ale ostatecznie rezygnuję z tego pomysłu, bo teraz to nigdy nie wiadomo co kogo rozeźli. Lepszy będzie napis „jak wrzucisz 5 zł, to przestaniemy śpiewać”. Nagle dobrą zabawę przerywa nam siedząca na znajdującej się obok ławce kobieta.
- Czy możecie być ciszej!? Karmię właśnie córeczkę i ona się stresuje jak jest za głośno – gani nas srogo i odwraca się w naszą stronę prezentując z dumą wysuniętą pierś i przyczepionego do niej bobaska.
Zamieramy bez ruchu jak skarceni uczniowie, którzy zostali właśnie postawieni do pionu przez „Panią nauczycielkę”. Odwracam się teatralnie do tyłu, aby sprawdzić, że za mną nikogo nie ma i kobieta na pewno zwróciła się z tą uwagą do nas. Synek patrzy co chwilę na mnie i na moją żonę, bo nie wie czy może dalej śpiewać, czy nie. Samochód oczywiście „jedzie w miejscu” dalej. Widać, że nie jedno już widział i słyszał, więc taką reprymendę ma w głębokim poważaniu.
A kobieta cały czas gapi się na nas z odsłoniętą piersią, jakby czekała na przeprosiny. Już miałem przerwać tę niezręczną ciszę, kiedy dotarło do mnie, że to na pewno jest jakiś żart. Ktoś pewnie nagrywa tę całą sytuację z ukrycia i próbuje nas wkręcić, żeby mieć potem ciekawy materiał na swój kanał na YouTube. W takim razie muszę przyznać, że aktorkę znaleźli świetną. Gra swoją rolę z niezwykłą powagą i ostrym grymasem wkurzenia na twarzy. Szacunek. Czekam zatem jeszcze kilkanaście sekund w oczekiwaniu aż ta krępująca sytuacją się skończy i w końcu wyskoczy ktoś z kamerą i okrzykiem „ukryta kamera”, „mamy was” czy coś podobnego. Niestety, nic takiego się nie dzieje. A ja dopiero teraz zauważam, że obok kobiety siedzi dziewczynka – tak na oko ma z dziewięć lat , która patrzy się nas z taką samą pretensją na twarzy, więc to musi być jej córka. A obok ławki stoi dosyć potężny mężczyzna. Wygląda trochę jak miś, który został właśnie wybudzony z zimowego snu i bardzo mu się to nie podoba.
- Proszę Pani – zaczynam grzecznie, żeby załagodzić sytuację – jeżeli chce Pani tutaj karmić swoje dziecko to proszę bardzo, my nie mamy z tym żadnego problemu. Ale nie może Pani oczekiwać, że wszyscy będą teraz chodzić na palcach wokół Pani, żeby nie stresować córki. Zresztą, przecież tu gra dosyć głośna muzyka, która zagłusza zabawę mojego syna.
Tata Miś mruknął dwa razy i zrobił krok do tyłu. Na początku myślałem, że bierze rozpęd w wiadomym celu, ale już za chwilę miałem się przekonać, że cofnął się, żeby nie dostać rykoszetem... Kobieta niemal w tej samej sekundzie jak stawiałem kropkę w moim zdaniu, podskoczyła nagle do góry, jakby ktoś ją ukuł pinezką i podleciała do mnie z prędkością bajkowego strusia Pędziwiatra. W kwestii wywalonej na wierzch wiszącej piersi nic się nie zmieniło, a mały bobasek był cały czas do niej przyssany. Otrzymałem solidny i bardzo głośny – można nawet spokojnie pokusić się o stwierdzenie „wrzeszczący” – wykład na temat tego, że jestem facetem, więc w kwestii karmienia piersią nie powinienem się nawet odzywać, bo nie wiem co czuje karmiąca matka, która musi nakarmić swoje dziecko. I gdzie ona ma to robić!? Pewnie chciałbym, żeby zamknęła się w nagrzanym samochodzie albo jeszcze lepiej – w toalecie. A w ogóle, to najlepiej, żeby cały czas siedziała w domu, bo innych gorszą karmiące piersi. I ona będzie tu karmiła, bo ma na to ochotę i nie obchodzą ją takie bubki jak ja. A jak mi się coś nie podoba, to ona zaraz zawoła ochronę i kierownika tego sklepu, żeby zgłosić, że ja napastuję karmiącą matkę. Powinienem się wstydzić swojego zachowania, bo przecież sam jestem ojcem i jak mogę jej tak bezczelnie zwracać uwagę.
Kobieta poruszyła w swojej głośnej wypowiedzi jeszcze sporo innych ciekawych wątków, ale mi umknęły, bo w pewnym momencie zacząłem obawiać się o swoje bezpieczeństwo. Na szczęście ręce miała zajęte trzymaniem dziecka, więc czułem się w miarę bezpiecznie. Z tej niezręcznej opresji uratował mnie…mój synek. Krzyki i podskoki kobiety uznał za przyzwolenie do wznowienia swojego śpiewu – bo skoro ta Pani może, to przecież on też. Kobieta zamilkła jak tylko usłyszała wysokie dźwięki śpiewu syna. Zrobiła się na twarzy tak czerwona ze złości jakby zaraz miała eksplodować. Schowała ostentacyjnie pierś do stanika. Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę Taty Misia i naburmuszonej córki. – Idziemy – warknęła tylko do nich kiedy ich mijała. A oni potulnie podreptali za nią…
P.S. Gwoli jasności. Autor nie ma nic przeciwko kobietom karmiącym piersią w miejscach publicznych. Uważa, że mają do tego pełne prawo i nie ma w tym nic gorszącego. Autor uważa jednak, że wobec ostatnich awantur medialnych dotyczących właśnie karmienia piersią w miejscach publicznych może okazać się, że każdy kij mi dwa końce. A matki zachowują się czasami jak kibic piłkarski ostentacyjnie obnoszący się z emblematami swojej drużyny w innym mieście – prowokują, żeby wszcząć awanturę i wyładować swoją frustrację.