
A teraz uwaga, bo będzie o karmiących piersiach w miejscach publicznych, czyli temacie, który budzi takie kontrowersje, że w skrajnych przypadkach może wywoływać zamieszki uliczne lub wojnę domową.
Zamieramy bez ruchu jak skarceni uczniowie, którzy zostali właśnie postawieni do pionu przez „Panią nauczycielkę”. Odwracam się teatralnie do tyłu, aby sprawdzić, że za mną nikogo nie ma i kobieta na pewno zwróciła się z tą uwagą do nas. Synek patrzy co chwilę na mnie i na moją żonę, bo nie wie czy może dalej śpiewać, czy nie. Samochód oczywiście „jedzie w miejscu” dalej. Widać, że nie jedno już widział i słyszał, więc taką reprymendę ma w głębokim poważaniu.
Tata Miś mruknął dwa razy i zrobił krok do tyłu. Na początku myślałem, że bierze rozpęd w wiadomym celu, ale już za chwilę miałem się przekonać, że cofnął się, żeby nie dostać rykoszetem... Kobieta niemal w tej samej sekundzie jak stawiałem kropkę w moim zdaniu, podskoczyła nagle do góry, jakby ktoś ją ukuł pinezką i podleciała do mnie z prędkością bajkowego strusia Pędziwiatra. W kwestii wywalonej na wierzch wiszącej piersi nic się nie zmieniło, a mały bobasek był cały czas do niej przyssany. Otrzymałem solidny i bardzo głośny – można nawet spokojnie pokusić się o stwierdzenie „wrzeszczący” – wykład na temat tego, że jestem facetem, więc w kwestii karmienia piersią nie powinienem się nawet odzywać, bo nie wiem co czuje karmiąca matka, która musi nakarmić swoje dziecko. I gdzie ona ma to robić!? Pewnie chciałbym, żeby zamknęła się w nagrzanym samochodzie albo jeszcze lepiej – w toalecie. A w ogóle, to najlepiej, żeby cały czas siedziała w domu, bo innych gorszą karmiące piersi. I ona będzie tu karmiła, bo ma na to ochotę i nie obchodzą ją takie bubki jak ja. A jak mi się coś nie podoba, to ona zaraz zawoła ochronę i kierownika tego sklepu, żeby zgłosić, że ja napastuję karmiącą matkę. Powinienem się wstydzić swojego zachowania, bo przecież sam jestem ojcem i jak mogę jej tak bezczelnie zwracać uwagę.













