REKLAMA
Zaglądam do skrzynki na listy, gdzie pośród szarych i nudnych ulotek z Tesco i Auchan połyskuje ten ślizgi i gruby papier okładki, którego już sam dotyk zapewnia odbiorcę, że warto zajrzeć do środka. Wyciągam go szybko spośród tego ulotkowego chłamu niegodnego go dotykać i lecę do domu. Już nawet nie czekam na windę, tylko wbiegam po schodach na te nasze pierwsze piętro. Wpadam zziajany (bo to w końcu pierwsze piętro) i krzyczę od progu:
- Już jest! Przyszedł!
- Niemożliwe!? Tak szybko!? Pokaż!- niczym niewierny Tomasz niedowierza moja Dżona
- Patrz! - i prezentuję najnowszy, jesienny numer magazynu mody wydawany przez centrum handlowe Klif. - Oto i on!
Naszej ekscytacji nie ma końca. Wpadamy sobie w ramiona i cieszymy się tą wyjątkową chwilą. Nawet Jasiek wyczuwa te pozytywne emocje, bo zostawia swoje zabawki i biegnie do nas. W trójkę radujemy się i jednocześnie nie możemy się doczekać, aż odchylimy okładkę i naszym oczom ukaże się pierwsza strona pełna drogich i niezbędnych do podstawowej egzystencji produktów. Zaraz z należytym szacunkiem oddamy się celebracji tej chwili, a potem najnowszy, jesienny numer magazynu mody wydawany przez centrum handlowe Klif zajmie zaszczytne miejsce w domowej biblioteczne tuż obok najnowszego katalogu IKEA - jak na porządny, polski dom przystało.
I już jesteśmy w innym świecie, który kartka po kartce odsłania przed nami swoje tajemnice dostępne jedynie dla wybranych. Pośród tych niestandardowych jak na środek tygodnia emocji zauważam, że Dżoana nad wyraz za długo studiuje stronę poświęconą damskim zegarkom. W żołądku czuję lekkie ukucie. Moja męska intuicja podpowiada mi, że to zły znak. No i wykrakałem...
Nasze rodzinne święto zostaje przerwane przez jedno, na pozór niewinne pytanie, które zdecyduje o tym jak potoczy się dalej ten wyjątkowy dzień.
- Zgadnij, które zegarki podobają mi się najbardziej?
Czuję się jak na lekcji fizyki kiedy usłyszałem, że to właśnie mój numer został wytypowany do odpowiedzi. Zaczynam się pocić i nerwowo przełykać ślinę. Dobra zastosuje metodę sapera, który musi zdecydować jakiego kabelka na pewno nie przetnie - czyli najpierw eliminuje te zegarki, które są z definicji najbrzydsze. Zrobione. No dobra, no to jedziemy:
- Ten Ci się pewnie podoba... - rzucam szybko na próbę, aby sprawdzić czy poszedłem w dobrym kierunku
-Nie! - poleciało szybko jak Golf III na kartuskich tablicach.
Czyli ten kierunek nie był słuszny. Gdybym był prawdziwym saperem, to właśnie byłbym martwy.
- Słusznie, mi też się nie podoba - robię wprowadzenie do następnych wytypowanych modeli - No to w takim razie to musi być ten tu, ten i tamten.
Zapanowała cisza... Sąsiadka za ścianą kichnęła i przeklęła siarczyście, a Jasiek usiadł z wrażenia na dmuchanej piłce i zsunął się podłogę.
- Taaak! - usłyszałem głośny krzyk i otworzyłem oczy. - Ty to mnie jednak znasz!
Padamy sobie w ramiona i skaczemy po kanapie. Bierzemy Jaśka i śpiewamy razem z nim nasz najnowszy rodzinny hymn radości, czyli tytułową piosenkę z Teletubisiów. Chciałoby się krzyknąć, "chwilo trwaj", ale wiadomo, że takich słów lepiej głośno nie wymawiać. Zaczynamy tańczyć. Ja lecę do lodówki, aby otworzyć szampana, którego trzymaliśmy na 18-te urodziny Jaśka. Ah, gdyby tylko jeszcze był program "Czar Par" (gimba nie zrozumie) z pięknym Krzysztofem, to zgłosilibyśmy się i rozpykalibyśmy te wszystkie łamigłówki bez najmniejszego problemu. Zgarnęlibyśmy nowiutkiego Poloneza Caro albo wycieczkę do Czechosłowacji. Naszą euforię radości nagle przerywa zazdrosny sąsiad, który wpada nagle z pytaniem:
- A co u Was tak wesoło, co?
- A bo nie dość, że przysłali nam już najnowszy, jesienny numer magazynu mody wydawany przez centrum handlowe Klif, to jeszcze udało mi się strzelić, w których modelach zegarków gustuje moja żona.
- Strzelić? Jak to strzelić!? - rzuca w moją stronę z niedowierzaniem Dżoana
I w tym momencie wystrzela korek od szampana, który mieliśmy trzymać na 18-te urodziny Jaśka...
- Już jest! Przyszedł!
- Niemożliwe!? Tak szybko!? Pokaż!- niczym niewierny Tomasz niedowierza moja Dżona
- Patrz! - i prezentuję najnowszy, jesienny numer magazynu mody wydawany przez centrum handlowe Klif. - Oto i on!
Naszej ekscytacji nie ma końca. Wpadamy sobie w ramiona i cieszymy się tą wyjątkową chwilą. Nawet Jasiek wyczuwa te pozytywne emocje, bo zostawia swoje zabawki i biegnie do nas. W trójkę radujemy się i jednocześnie nie możemy się doczekać, aż odchylimy okładkę i naszym oczom ukaże się pierwsza strona pełna drogich i niezbędnych do podstawowej egzystencji produktów. Zaraz z należytym szacunkiem oddamy się celebracji tej chwili, a potem najnowszy, jesienny numer magazynu mody wydawany przez centrum handlowe Klif zajmie zaszczytne miejsce w domowej biblioteczne tuż obok najnowszego katalogu IKEA - jak na porządny, polski dom przystało.
I już jesteśmy w innym świecie, który kartka po kartce odsłania przed nami swoje tajemnice dostępne jedynie dla wybranych. Pośród tych niestandardowych jak na środek tygodnia emocji zauważam, że Dżoana nad wyraz za długo studiuje stronę poświęconą damskim zegarkom. W żołądku czuję lekkie ukucie. Moja męska intuicja podpowiada mi, że to zły znak. No i wykrakałem...
Nasze rodzinne święto zostaje przerwane przez jedno, na pozór niewinne pytanie, które zdecyduje o tym jak potoczy się dalej ten wyjątkowy dzień.
- Zgadnij, które zegarki podobają mi się najbardziej?
Czuję się jak na lekcji fizyki kiedy usłyszałem, że to właśnie mój numer został wytypowany do odpowiedzi. Zaczynam się pocić i nerwowo przełykać ślinę. Dobra zastosuje metodę sapera, który musi zdecydować jakiego kabelka na pewno nie przetnie - czyli najpierw eliminuje te zegarki, które są z definicji najbrzydsze. Zrobione. No dobra, no to jedziemy:
- Ten Ci się pewnie podoba... - rzucam szybko na próbę, aby sprawdzić czy poszedłem w dobrym kierunku
-Nie! - poleciało szybko jak Golf III na kartuskich tablicach.
Czyli ten kierunek nie był słuszny. Gdybym był prawdziwym saperem, to właśnie byłbym martwy.
- Słusznie, mi też się nie podoba - robię wprowadzenie do następnych wytypowanych modeli - No to w takim razie to musi być ten tu, ten i tamten.
Zapanowała cisza... Sąsiadka za ścianą kichnęła i przeklęła siarczyście, a Jasiek usiadł z wrażenia na dmuchanej piłce i zsunął się podłogę.
- Taaak! - usłyszałem głośny krzyk i otworzyłem oczy. - Ty to mnie jednak znasz!
Padamy sobie w ramiona i skaczemy po kanapie. Bierzemy Jaśka i śpiewamy razem z nim nasz najnowszy rodzinny hymn radości, czyli tytułową piosenkę z Teletubisiów. Chciałoby się krzyknąć, "chwilo trwaj", ale wiadomo, że takich słów lepiej głośno nie wymawiać. Zaczynamy tańczyć. Ja lecę do lodówki, aby otworzyć szampana, którego trzymaliśmy na 18-te urodziny Jaśka. Ah, gdyby tylko jeszcze był program "Czar Par" (gimba nie zrozumie) z pięknym Krzysztofem, to zgłosilibyśmy się i rozpykalibyśmy te wszystkie łamigłówki bez najmniejszego problemu. Zgarnęlibyśmy nowiutkiego Poloneza Caro albo wycieczkę do Czechosłowacji. Naszą euforię radości nagle przerywa zazdrosny sąsiad, który wpada nagle z pytaniem:
- A co u Was tak wesoło, co?
- A bo nie dość, że przysłali nam już najnowszy, jesienny numer magazynu mody wydawany przez centrum handlowe Klif, to jeszcze udało mi się strzelić, w których modelach zegarków gustuje moja żona.
- Strzelić? Jak to strzelić!? - rzuca w moją stronę z niedowierzaniem Dżoana
I w tym momencie wystrzela korek od szampana, który mieliśmy trzymać na 18-te urodziny Jaśka...
