Spotkałem dziś niewidzianego od lat kolegę. Spotkałem, to dużo powiedziane, bo pomachaliśmy sobie z samochodów i natychmiast zadzwoniliśmy do siebie (z zestawów głośnomówiących). Według moich obliczeń nie mieliśmy kontaktu jakieś 8 lat. Nieprzypadkowo.
Z rozmowy wynikało, że kolega (nazwijmy go Adam) zaglądał na mój facebookowy profil, bo rozpoznał mnie po samochodzie, który mam dopiero od dwóch lat. W związku z tym ja też czym prędzej odwiedziłem jego profil. Adam nie należy do grona moich facebookowych znajomych, podobnie jak wiele innych osób, które pamiętam z czasów studenckich, ale których do grona wirtualnych znajomych nigdy nie dodałem, lub po pewnym czasie usunąłem.
Usunąłem wielu znajomych, bo kiedy tylko urodziły im się dzieci, natychmiast zaczęli zalewać swoje ściany (i mój feed) zdjęciami bobasów i opisami tego, co pociechy robią (i w jakim kolorze). Wynurzenia młodego ojca na temat pępowiny omal nie doprowadziły mnie do wymiotów. Czym prędzej wydaliłem ze znajomych.
Rzecz działa się ładnych parę lat temu, zanim jeszcze Facebook umożliwiał sortowanie znajomych według niemal dowolnego klucza. Dziś pewne osoby mam w “dalszych znajomych”, innych po prostu ukrytych, bo mnie denerwują, a jeśli usunę ich ze znajomych, to co drugi dzień będą dobijać się z powrotem. Tylko raz kogoś zablokowałem i potem dostałem maila, że to było jak cios w twarz. Trzeba było się nie nadstawiać.
Ale nawet dziś mój skupiający ciekawych, inteligentnych i zabawnych ludzi feed nie jest wolny od zaślinionego bobaska, odwalonej na różowo córusi czy półnagiego synka (ma na sobie zawsze sandały i skarpety). Ba! Zdarzają się ludzie, którzy nie mają własnych zdjęć, ale nie mają żadnego problemu z umieszczaniem zdjęć swoich pociech. Ależ wam dzieci podziękują za parę lat!
Nie chcę odcinać się zupełnie od osób, które mają przebłyski świadomości w przerwie od karmienia piersią i zmian pieluch. Za to chciałbym móc definitywnie odciąć się od ich wychowawczych trudów. Niestety klikanie w opcję “nie pokazuj tego więcej” nie załatwia sprawy, bo Facebook nie rozumie (lub nie chce zrozumieć) kontekstu. W zdjęciu dziecka nie ma zwykle nic strasznego (poza sandałami i skarpetami, kupą, itp.). Po prostu nie chcę go oglądać dla zasady. Pokaż mi zdjęcie swojej nagiej córki, kiedy będzie miała 18 lat.
A na razie błagam, żeby Facebook wreszcie wprowadził opcję “ukryj zdjęcia dzieci”.