Codziennie zasypywani jesteśmy artykułami na temat zmian w asortymencie sklepików szkolnych oraz dań wydawanych na stołówkach. Postanowiłam, że również dodam kilka słów od siebie. Podobno narzekają na rozporządzenie wszyscy, czyli: dzieci, młodzież, rodzice i osoby prowadzące sklepiki szkolne.
Tym ostatnim się nie dziwię, ponieważ wielu z nich nie wie co może sprzedawać i boją się kar. Wynika to z tego, że wiele zapisów projektu jest niedopracowanych i można mieć wątpliwości w ich interpretacji. Poza tym ich strach wynika również z niewiedzy – dlatego podkreślam jak ważna jest edukacja żywieniowa. Najwyższa pora na zmiany i cieszę się, że coś pozytywnego zaczyna się dziać :)
Jednak nie rozumiem tylu głosów oburzenia, że państwo odbiera wolność, ponieważ w szkole nie można kupić coli i chipsów. Co ciekawe, rodzice są tymi, którzy narzekają najbardziej. Uważają, że ich dzieci nie zjedzą mniej słonego dania czy też nie wypiją mniej słodkiego kompotu. I jak to możliwe, że ich pociechy nie mogą sobie kupić pączka w szkole? Co więcej, rodzicom nie jest żal wydawać sporych sum na słodycze dla dzieci, a buntują się jak mają więcej zapłacić za zdrowsze obiady na stołówce.
Zawsze mnie zastanawiała tak często występująca sytuacja – na słodycze i przekąski nikt nie żałuje złotówek, a na wyższej jakości produkt wiele osób skąpi (nie mam na myśli osób, które muszą liczyć się z każdą złotówką). Dlatego warto się zastanowić nad tym czy dotychczasowy tok myślenia nie był błędny. Rodzice to apel do Was: jeśli Wasze dzieci mają szanse w szkole zjeść zdrowszy obiad za np. złotówkę więcej niż w poprzednim roku szkolnym to nie żałujcie pieniędzy. Wprowadzone rozporządzenie ma pomóc, a nie zaszkodzić. I o tym powinni pamiętać wszyscy, którzy je krytykują.
Cieszą mnie artykuły na temat tego jak wiele stołówek szkolnych świetnie sobie radzi z nowymi przepisami. I na dodatek dzieci chętnie spożywają zdrowe posiłki i ich nie wypluwają. Jednak wiele z tych stołówek już wcześniej starało się wydawać smaczne i wartościowe dania. Takie miejsca powinny stanowić przykład dla innych. Bo jak się chce to wszystko jest możliwe. Przecież nie można ciągle narzekać – trzeba w koncu zabrać się do pracy :)
Niestety reklamy sklepów i producentów nawołują dzieci i młodzież do złego, czyli do zakupu napojów i słodyczy. Idealnie przedstawia to zdjęcie dołączone do artykułu. Sklepy oraz producenci zasypują dzieci reklamami produktów, które korzystnie na zdrowie nie wpływają. Bardzo wymowna jest reklama Mlecznej Kanapki, która wmawia nam, że każda dobra mama daje swojemu dziecku ten produkt. A kto nie zna reklamy Nimm 2 – łakocie i witaminy? Dlatego reklamy powinny się nazywać – re-kłamy…
Poniższa grafika doskonale ilustruje jak wiele osób postrzega sprzedawanie zdrowszej żywności w szkołach… Pora zmienić takie myślenie. Istnieje naprawdę wiele zdrowych przekąsek, a kanapki bez tony majonezu są pyszne.
Grafika stworzona przez "Szkoła na widelcu" świetnie przedstawiła w postaci grafiki (wykonanej przez Zosię Różycką) asortyment sklepików szkolnych.
Trzymam kciuki za to, żeby zmiany się przyjęły i żeby dzieci nie kupowały po drodze do szkoły albo do domu chipsów ani coli. Może kupując wyższej jakości produkty w sklepikach szkolnych odzwyczają się od tłustego i słodkiego? Mam nadzieję, że te zmiany wpłyną korzystnie na stan zdrowia polskich dzieci.
Dlatego pamiętaj, że przesłodzone dzieciństwo to gorzkie konsekwencje…