Każda mama wie, jak ważnym jest projekt pod tytułem: "Pakujemy torbę do szpitala". Oczywiście są przypadki, kiedy akcja porodowa dopada nas znienacka. Pędzimy do szpitala, pełne strachu i niepokoju, a tata maleństwa lub inna bliska osoba dowozi naprędce spakowany tobołek. Dla własnego zatem świętego spokoju lepiej samej spakować torbę (ewentualnie wspólnie), nie martwiąc się później, że ukochany tata dziecka pomyli wkładki laktacyjne z wkładkami do butów, a zamiast kremu na odparzenia wpakuje maść na odciski.
Kiedy rodziłam po raz pierwszy, a było to ponad 7 lat temu, torba była ciężka jak diabli i wypchana po brzegi, ale jak się okazało - nie do końca potrzebnymi rzeczami, za to zabrakło w niej na przykład chusteczek nasączonych. Musiałam sama pofatygować się piętro niżej do szpitalnego sklepiku po paczkę rzeczonych, gdyż nie mogłam na nie czekać do popołudniowego przyjazdu męża.
Pakując torbę dwa lata temu, po raz drugi, byłam już nieco mądrzejsza i bardziej świadoma tego, co jest absolutnie konieczne na sali porodowej i potem - na oddziale położniczym. A przede wszystkim, przyświecała mi myśl - "rodząca też jest kobietą!". Może i trochę egoistycznie (czyż nie tego uczą nas dzisiejsze poradniki - zdrowego egoizmu wobec samej siebie?), ale z drugiej strony - to, że rodzę (a niestety sam akt porodu jest niezbyt przyjemnym wizualnie doznaniem), nie oznacza, że mam się czuć i wyglądać jak przysłowiowa "mietła".
Zatem - tym razem w torbie nie mogło zabraknąć typowo kobiecych elementów. jak choćby kupionej specjalnie na tę "okazję" ślicznej koszulki w kolorze granatowym. Polecam każdej mamie choćby taki drobny akcent. To prawda, że w kilka godzin po porodzie, kiedy się czujesz zmęczonym i obolałym strzępem człowieka, Twój wygląd jest ostatnią rzeczą o jakiej myślisz, ale kiedy się Mama nieco wyśpi i - że tak powiem - ogarnie - świadomość, że ma się w torbie fajny ciuch poprawia nastrój.
Placówki medyczne różnią się jeśli chodzi o wyposażenie - tak sali porodowej, jak i oddziału położniczego, dlatego warto zawczasu sprawdzić - dopytać, na co można liczyć w danym szpitalu, a co trzeba wziąć ze sobą. Internet, książki, poradniki, gazety - pełne są list niezbędn akcesoriów, które mama musi włożyć do torby - tak dla siebie, jak i dla malucha. Oczywiście nie zapominamy o dokumentach, karcie ciąży, niezbędnych badaniach. Nie zapominamy także o ubrankach dla dziecka. W zależności od pory roku - zabieramy 3-4 body z długim rękawkiem i do tego 3-4 śpioszki lub odpowiednio - body z krótkim rękawkiem i pajacyki. Ta ilość powinna wystarczyć przy standardowej długości pobytu w szpitalu.
Jeśli się okaże, że z jakichś przyczyn będziecie musieli zostać w szpitalu dłużej, bliska osoba doniesie Wam ubranka. (W tym miejscu, nie mogę się oprzeć pokusie, by nie uwrażliwić Was, drogie mamy, na to, aby DOKŁADNIE wyedukować Waszego partnera czym jest body i jaka jest różnica pomiędzy śpiochami a pajacykiem. Wierzcie mi - faceci naprawdę nie zawsze są w stanie ogarnąć tę subtelną różnicę). Osobiście jestem "antyczapkarą", dlatego też nie jestem zwolennikiem zabierania do szpitala bawełnianych czapeczek dla malucha. Na sali jest wystarczająco ciepło i nawet największy łysol nie zmarznie leżąc w pokoiku szpitalnym. O ile podkłady poporodowe dla kobiet dostępne są (a przynajmniej powinny być) niemalże w każdym szpitalu i to w wersji "no limit", o tyle pieluszki dla dziecka mama musi mieć ze sobą.
To, czy będziecie używać wielo- czy jednorazowych to indywidualna sprawa każdej mamy, jednak ze względu na dość ograniczone warunki szpitalne, wygodniej będzie używać przez te kilka pierwszych dni pieluszek jednorazowych. Te z gotowym już wycięciem na kikut sprawdzą się najlepiej, gdyż nie podrażnią delikatnego gojącego się pępuszka. Na początek lepiej wybrać chusteczki jak najbardziej naturalne - bez alkoholu, bez mydła, bez parabenów i bez substancji zapachowych. W tym wypadku - mniej znaczy lepiej.
Z rzeczy, które nie zawsze znajdują się na poradnikowych listach "must-have" do szpitala, warto wspomnieć o swoim własnym zestawie sztućców, kubku i talerzyku. Proponuję także pamiętać o "jaśku" (przydać się może już na sali porodowej, a po porodzie jest wręcz niezbędny). Jest on namiastką domowych pieleszy i bardzo pomocny przy karmieniu w pierwszych godzinach po porodzie. Osobie, która będzie nas i maleństwo odbierać ze szpitala, dobrze jest przypomnieć nie tylko o foteliku do samochodu, ale i o okryciu wierzchnim i butach dla nas (chyba nie byłoby miło paradować w kapciuchach po zaśnieżonym chodniku) Dobrze jest zabrać ze sobą pomadkę ochronną i tabletki nawilżające gardło (np. Isla czy wit A+E) Niestety, w salach szpitalnych, gdzie mamy leżą razem ze swoimi pociechami, rzadko kiedy temperatura spada poniżej 27 stopni...
Mokre ręczniki na kaloryferach nie dają rady i gardło oraz usta są przesuszone. Nie zaszkodzi, jeśli do kosmetyczki dorzucimy lekki podkład i maskarę. Nie chodzi o to, by malować się na oddziale położniczym, ale w dniu wyjścia ze szpitala - dlaczego by nie pozwolić sobie na delikatne podkreślenie swojej urody? Wszak macierzyństwo dodaje nam skrzydeł, urody i seksapilu! I tak trzymajmy!