
Mówi się, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ja poszłabym dalej i powiedziałabym, że punkt widzenia zależy od tego co masz między nogami... Jesteśmy z M razem od 11 lat. Jakby nie patrzeć - to 1/3 mojego nader ciekawego (tiaaa...) życia, nie dziw więc, że znamy się jak łyse konie. ALE! Zanim dotarliśmy do obecnego etapu, w którym to jedno z nas siedzi na sedesie, a drugie stojąc obok myje zęby, przeszliśmy długą i wyboistą drogę. Od moich wcześniejszych porannych pobudek na lekki makijaż i uczesanie włosów, które pozornie miały wyglądać na roztrzepane podczas snu, przez spanie w wałkach na głowie, zabezpieczonych purpurową siateczką trzymającą je w ryzach ( M wciąż ma ciarki na samo ich wspomnienie), aż do chwili obecnej. Normalne. A jak ta droga się zaczęła?
- Ale piesek śpi, jaki słodki! Miał operację? - zaczęła głaskać Balbinę po rozdziawionym pysku.
- NIE PROSZĘ PANI. PIES ZDECHŁ.
Nie muszę chyba mówić, jak szybko się oddaliła. Ojciec oczywiście pomylił przychodnie weterynaryjne, więc zanim przyjechał minęło pół godziny, a ja do tego czasu miałem już całe osikane rękawy... Balbina nawet po śmierci wierna była swoim postanowieniom.
Sytuacja 2: "Mój osobisty Michael Schumacher"
- I jak ci się podobało? - zapytał M z szerokim uśmiechem i dziwnie wielkimi oczami.
Odgięłam palce, które zacisnęłam w panice na klamce, spojrzałam na niego najpiękniej jak w tamtym momencie umiałam i powiedziałam:
- Ale słabo prowadzisz!
- Ty...ty...- przez zaciśnięte gardło z trudem przecisnęłam słowa -...ty masz szczuplejsze uda od moich!
M podszedł wówczas do mnie, przykucnął, oparł swoje dłonie na moich kolanach, spojrzał mi prosto w oczy i powiedział:
- No i? Dla mnie i tak jesteś piękna. Lubię, gdy kobieta jest taka... - omiótł mnie wzrokiem-...okrągła.
