Wara od mojej macicy. Wszystkim
Boska Matka
17 października 2014, 19:18·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 17 października 2014, 19:18Dorota Wellman rzuca mięsem. Apple i Facebook rzucają ochłapy. A wszystko w kontekście mrożenia zarodków.
Nie wiem, co tak wpieniło Dorotę Wellman, że niepomna standardów dziennikarstwa telewizyjnego i zaleceń Rady Etyki Mediów postanowiła kilkukrotnie rzucić soczystą kurwą na antenie, bo na razie dostępny jest tylko ten
fragment Miasta Kobiet, w którym wyraźnie poirytowana pointuje dłuższą rozmowę słowami:
Mogę się tylko domyślać, skoro tematem odcinka było mrożenie zarodków. I mogę się tylko zgodzić.
Mnie za to wpienił dziś bardzo z pozoru wielkoduszny gest dwóch komercyjnych gigantów z Krzemowej Doliny. Oto
Apple i Facebook oferują swoim pracownicom dopłaty do zamrażania komórek jajowych tak, by te w spokoju mogły się poświęcić karierze w korporacji i nie musiały jej przedwcześnie kończyć, kiedy biologiczny zegar wybija ostatnie pięć minut płodności. Nawet 20 tysięcy dolarów na pobranie i przechowywanie jajeczek. No bomba.
Jasne, że mogło być jeszcze gorzej. W sumie Apple i Facebook mogłyby po prostu zadziałać jak przeciętna firma w Stanach czy Polsce, czyli wyjść z założenia, że pogodzenia macierzyństwa z karierą, to nie ich broszka, tylko tych tam programistek i graficzek, które, co prawda, są w swoim fachu równie dobre, co faceci, ale akurat (co za niefart!) mają macice. I czasem nawet ochotę zrobić z nich użytek. No więc niech sobie radzą. Life's hard.
Oczywiście problem nie dotyczy tylko branży IT. Choć tu akurat widać jak na dłoni, że nad jednym szklanym sufitem zwykle wisi kilka kolejnych. Udowodniły, że nie tylko faceci mogą pracować w Sillicon Valley? Owszem, do pierwszego dziecka.
Wg magazynu "Fortune" na 716 przebadanych kobiet, które wcześniej pracowały w firmach technologicznych, 484 odeszło z pracy z powodu macierzyństwa. Czy przyczyną odejścia był brak refundacji in vitro po 40-stce? Jasne, że nie. Ankieterom skarżyły się bardziej na nieelastyczne godziny pracy, brak firmowych żłobków, krótkie urlopy macierzyńskie. Czyli na to, co zawsze. Ilu facetów odeszło z Apple po tym, jak im się urodziło dziecko, pytać chyba nie warto.
Domyślam się, że kto jak kto, ale oni doskonale umieją liczyć – wybrali więc rozwiązane maksymalnie efektywne. Tylko błagam, nie mówcie mi, że po to, by
pomóc kobietom, wyrównać szanse, wesprzeć work-life balance. Dopóki bardziej opłaca się gmerać w macicach pracownic niż wpierać dzielenie się opieką z ojcem dziecka albo łączenie tej opieki z pracą, bliżej nam do antyutopii Huxleya niż do sielanki Skandynawów. A to z równością ani wolnym wyborem nie ma nic wspólnego.
"Ja bym nie chciała, żeby się nikt do mojej macicy wtrącał. Nikt, kurwa, nikt. Nawet lekarz, nawet polityk. To ja, JA, decyduję jak to ma być. Spadać od mojej macicy. WSZYSCY".