Zakaz pracy kobiet pod ziemią został zniesiony ledwie 6 lat temu. Ale kobiety w kopalniach są obecne od zawsze. Komu meldują się po wyjeździe spod ziemi? Czy pozwolą swoim dzieciom pracować w kopalni? Czy mają dokąd wracać po urlopie macierzyńskim? – pytam dziennikarkę, ekspertką ds. górnictwa i autorkę książki "Babska szychta" Karolinę Bacę-Pogorzelską
boska matka: Czym się zajmują kobiety w górnictwie przede wszystkim? Bo mimo zniesienia zakazu pracy po ziemią na przodek się chyba nie pchają?
Na przodek nie, ale pod ziemią jest dużo innych stanowisk, które mogą zajmować panie. Mogą być geologami albo na przykład mierniczymi. A jedna z moich bohaterek jest sztygarem wentylacji i regularnie zjeżdża pod ziemię. Niemniej jednak panie, które stanowią ok. 10 proc. kopalnianych załóg, w większości pracują na powierzchni, choć nie tylko w administracji. Mogą pracować w lampowni czy markowni, czyli wydawać zjeżdżającym na dół lampy, aparaty ucieczkowe, numerowane blaszki czy dyskietki pozwalające na identyfikację, kto jest na dole. Ale trzeba powiedzieć, że na górze nie zawsze jest łatwiej. Choćby praca na tzw. płuczce (czyli w zakładzie przeróbki mechanicznej węgla, który znajduje się na powierzchni), w dużym zapyleniu i hałasie jest cięższa niż niektóre prace wykonywane pod ziemią. A na płuczce pracuje sporo pań.
Bycie matką, żoną czy córką górnika wiąże się z życiem w ciągłym napięciu i niepewności. Pewnie można przywyknąć, ale jednak. A bycie matką-górniczką? Czy Twoje bohaterki, zwłaszcza te pracujące na trudnych, ryzykownych stanowiskach, decydują się na dzieci?
Posiadanie górnika w rodzinie to w ogóle nerwówka. Mój pradziadek i dziadek byli górnikami, więc jak moja babcia w 2007 r. usłyszała, że i ja zjeżdżam na dół, to w sumie się nie dziwię, że się za głowę łapała. Tak, jak faceci górnicy są ojcami, tak panie górniczki są matkami. Moje bohaterki zgodnie przyznały, że i czas ciąży i urlopu macierzyńskiego czy wychowawczego wspominają dobrze, bo zawsze miały dokąd wrócić, nikt nie próbował się ich pozbyć z pracy. Tuż po premierze „Babskiej szychty” syna urodziła pani Ania Krasnodębska, która na co dzień pracuje na dole jako sztygar wentylacji. I na ile ją poznałam, to wiem, jak kocha swoją pracę i myślę, że będzie chciała wrócić do kopalni Murcki-Staszic.
Bycie matką-górniczką na pewno nie jest łatwe, ale czy w ogóle bycie matką jest łatwe? Dziewczyny w górnictwie muszą być twarde i są, dlatego świetnie godzą swoją pracę w kopalni z pracą mamy. Niektóre z moich bohaterek mają więcej niż jedno dziecko, niektóre mają dorosłe dzieci. I co? Rodzinna górnicza tradycja często zobowiązuje. Np. syn pani Iwony Widuch z PG Silesia uczy się w technikum na mechatronika górnictwa, a szkoła ma podpisaną umowę z JSW gwarantującą pracę najlepszym absolwentom. Ale jak to w górnictwie, panie zjeżdżające na dół po wyjeździe często muszą się meldować najbliższym,choć może po paru latach pracy już rzadziej. A komu w pierwszej kolejności? Oczywiście mamie.
I nie próbują odwieść swoich dzieci od pomysłu zatrudnienia w górnictwie? Naprawdę?
Nie, wręcz przeciwnie. Niektóre mówią nawet: „no niestety wybrał inną branżę”. Tradycja rodzinna w górnictwie i taki pokoleniowy zawód to bardzo silna sprawa, zwłaszcza na Śląsku. Poza tym przecież nie każdy musi pracować na dole.
Stosunek do kobiet w górnictwie jest ambiwalentny. Z jednej strony baba na grubie przynosi pecha, z drugiej św. Barbara– to dla górników ktoś więcej niż patronka, to niemal bogini. Skąd te paradoksy?
Cóż, widocznie jedna baba, św. Barbara, była zawsze wyjątkiem potwierdzającym regułę, że górnictwo to męski zawód. I te stereotypy pokutują do dziś. A przecież coraz więcej kobiet jest w zawodach uważanych za typowo męskie: kierują ciężarówkami, są pilotami samolotów, żołnierzami, policjantkami. Ja myślę, że górnictwo coraz bardziej oswaja się z tym, że panie są w tej branży, ale to musi jeszcze trochę potrwać.
Twoje bohaterki dzielnie to znoszą. I chyba nie tylko ze względu na wyższe niź przeciętnie wynagrodzenia?
Nie, choć kasa też nie jest bez znaczenia, co same przyznają (niektóre mówią, że wybrały tę pracę ze względu na stabilność pracy i płacy). One naprawdę lubią to, co robią. A moim celem też nie było jakieś heroizowanie kobiet w górnictwie. I choć rozdział o stereotypach faktycznie wyszedł najdłuższy, to moje bohaterki naprawdę nie cierpią w pracy, w przeciwnym razie by ją zmieniły.
Mnie się wydaje, że więcej nawet – praca w górnictwie pomaga im się emancypować, dodaje mocy i wiary w to, że naprawdę w niczym nie ustępują facetom. Górnikom i nie-górnikom.
Też tak myślę, ale one dalekie są od parafrazowania hasła „kobiety na traktory” na na przykład „kobiety po kilofy” albo „kobiety do kopalń”. Chyba jednak taka praca dodaje im swoistej pewności siebie.
A jednak Ty piszesz w pewnym momencie, że po głębokim namyśle dochodzisz do wniosku, że praca pod ziemią nie jest dla kobiet. Feministka we mnie się jeży na takie dictum.
Bo nie byłaś na dole, a ja byłam. Co prawda tylko kilkadziesiąt razy w ciągu 7 lat mojej pracy z górnictwem, ale zawsze. I byłam na przodku, i w ścianie wydobywczej, i jako jedna z dwóch pierwszych kobiet na najgłębszym poziomie wydobywczym w Polsce – 1290 m (JSW, kopalnia Budryk). I uważam, że to nie są miejsca do regularnej ośmiogodzinnej szychty dla kobiety. Koniec kropka. Zjechać tam raz czy drugi ok, ale robić dzień w dzień? I nie chodzi mi tu o potencjalne zagrożenia. Fizycznie kobieta nie da tam rady, tak uważam, ale nie musisz się ze mną zgadzać
Jak dla mnie, to nie jest praca dobra dla nikogo, ale zostawmy. Pisałaś „Babską szychtę” w ciąży, kończyłaś na chwilę przed porodem. To dobry czas na pisanie?
Gdy byłam w ciąży ukazała się też pierwsza książka Górnictwo 2_0 „Drugie życie kopalń”. „Babska szychta” była w mojej głowie jeszcze wcześniej, ale z kilku przyczyn ukazała się w tym roku. Dla mnie ciąża to super czas, w którym trzeba robić to, co się lubi. Ja nie mogłam zjeżdżać na dół, więc musiałam znaleźć sposób, by być blisko kopalni. W następnej ciąży postaram się o kolejną książkę.
No a jak się „Babska szychta” ukazała, Zula była już na świecie. Nie przeszkodziło Ci to w intensywnym promowaniu książki. I prawie wszędzie (w radiu, TV, na kongresach) towarzyszyła Ci maleńka córka. To było duże wyzwanie?
Owszem, bo to moje pierwsze dziecko i nie miałam pojęcia, jak się będzie zachowywać. Ale obie stanęłyśmy na wysokości zadania. Zosia nie pojechała tylko na katowicką premierę książki i nagranie w TVP Katowice. To dzielna dziewczyna, od samego początku (moja ciąża przez 5 tygodni była na początku zagrożona). Ona bardzo lgnie do ludzi, jest towarzyska i wesoła. A jak podrośnie, pojedziemy zwiedzać kopalnie, o których pisałam w pierwszej książce, m.in. zabytkową Guido czy Królową Luizę.
--- Karolina Baca-Pogorzelska (ur. 1983) pochodzi z Jaworzna. Dziennikarka, w latach 2003–2013 związana z „Rzeczpospolitą”, od 2007 r. zajmuje się górnictwem węglowym, od 2012 r. jest inżynierem górniczym trzeciego stopnia. Górnikami byli jej pradziadek i dziadek, a kopalnie stały się nie tylko tematem jej pracy zawodowej, ale i pasją – była np. jedną z pierwszych osób, które dotarły na najgłębszy dotychczas poziom w Polsce – 1290 m w kopalni Budryk. Laureatka m.in. konkursów Głównego Instytutu Górnictwa (2008 r.) i Wyższego Urzędu Górniczego (Karbidka 2011). Wraz z fotografem Tomaszem Jodłowskim wydała dwie książki Górnictwo 2_0. “Drugie życie kopalń” oraz “Babską szychtę”. Mama Zosi.