nie łatwy biznes,
ba! jeden z najtrudniejszych, bo zakłada współprace z dziećmi i ich rodzicami …
Mam pomysł na biznes i oddam go w dobre ręce…
otóż:
jestem z miasta, moje dzieci są z miasta, moja rodzina jest z miasta.
nie mam nikogo bliskiego na wsi. mało tego - moi przyjaciele ze wsi mieszkają w domach szeregowych i kupują mleko w supermarkecie.
dzieci, jak wygląda krowa, świnia, koza wiedzą z książeczek, ew. z wyjątkowych wycieczek
(czy to organizowanych w ramach przedszkola ! tak, tak!, czy może jakiś przypadkowych "polowań" na krowę, gdy przejeżdżamy z miasta do miasta…
wiedzą jak krowy "robią"… ale już nie wiedzą jak pachną…
jaki mają język… jak pachnie krowi placek…
jestem prawdopodobnie ostatnim pokoleniem,
które zbierało ręcznie stonkę ziemniaczaną (i paliło ją w piecu)
nie wykluczone, że jestem ostatnim pokoleniem, które zrzucało siano na kopy, następnie na wóz ciągnięty przez konia (sic!) a następnie do stodoły, po to, by spać wśród wszechogarniającej i włażącej za kołnierz przyrody.
gdyby zaszła taka konieczność, to pewnie wydoiłabym krowę, ale uważałabym to za wyczyn na miarę nobla ;)
byliśmy ostatnio nad morzem. połączyłam pracę z wypoczynkiem,
rano i w ciągu dnia byliśmy razem, wieczorem jechałam zagrać spektakle…
pojechałyśmy na wycieczkę…
jechałyśmy drogami krajowymi… gdy padło hasło "Mama siusiu! teraz!"
znikąd pomocy. nie ma stacji, nie ma restauracji, zajazdu. nic…
skręciłam w pierwszą, boczną uliczkę, porzuciłam samochód przed jakimś budynkiem,
zrobiłyśmy co musiałyśmy na trawkę…
ale, ledwo co wyszłam z auta, dopadł mnie zapach krowiego łajna…
zapach wsi…
wsi spokojnej, wsi wesołej, wsi ze zwierzątami…
żeby załatwić potrzebę, musiałam odganiać kury, które łaziły wszędzie i łypały na nas jednym okiem…
taka okazja się nie zdarza!
chwyciłam Młodą za rączkę i wparadowałyśmy na czyjeś podwórko
- przepraszam, ale po zapachu wnosząc macie tu Pańswto jakieś zwierzęta…
- mamy…
- proszę wybaczyć, ale my jesteśmy z miasta i córka nigdy na żywo krowy, ani świni nie widziała… czy możemy zobaczyć… czy może nam Pan coś o nich poopowiadać?
(wiem, wiem, żenujące! :) )
- oczywiście, proszę bardzo !
to nie było byle jakie gospodarstwo!
to było gospodarstwo szczęśliwe, gdzie były kury, kaczki, krowy, świnie i to w kazdym rozmiarze!
pod lampą leżały dopiero co urodzone prosiaczki, obok maciora karmila nieco starsze,
cielaczek dzielił dach ze świnkami, krowy gryzły trawę, kręcąc mordą, a byczki poszturchiwały przechodzącą i zdumioną Stefanię…
wrażeń było tak dużo, że konkurs na najwspanialsze zwierze wygrała … kotka z młodymi :) najbezpieczniejsz opcja ;)
zastanawiałam się kiedyś, co zrobię, jak przyjdzie czas wakacji i będę chciała posłać dzieci na wieś…
gdzie znajdę takie sielskie miejsca, bez maszyn i komputerów. ba! bez zasięgu i wifi!
czy jest gdzieś skansen polskiej wsi, gdzie dzieci mogłyby przyjeżdżać, nie na wycieczki
("Prosze Państwa! tu na lewo krowa, na prawo koń…" takie wiem, że są),
ale na gospodarstwo by uczestniczyć w życiu wsi, tak, jak kiedyś wszyscy, także dzieciaki wiejskie…
wiem, że to nie może być duże gospodarstwo, nie przemysłowe.
wiem, że pewnie musialo by mieć jakieś dofinasnowanie, żeby mogło "przeżyć" w okresach poza wakacyjnych…
wiem, że chciałabym, żeby dzieci dowiadywały się jak wygląda życie wiejskie od narodzin do śmierci…
wiem, że chciałabym, żeby ktoś mądrze je wprowadzał w gospodarkę, a jednocześnie nie chciałabym, żeby się nad nimi jakoś szczegónie roztkliwiał…
chciałabym, żeby dzieci przy tym jeszcze dobrze zjadły…
to co same wykopią, żeby się napiły mleka prosto od krowy i same zrobiły chleb z masłem…
szukam takiego skansenu dla mieszczuchów.
skansenu dla hipsterów ;))
zatem: ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…
czy Wy też macie takie tęsknoty, czy mieszkając w mieście chcielibyście posłać dzieci na taką wieś, ale nawet nie wiecie gdzie i jak szukać…
a może macie takie miejsca?
dajcie znać…
Mam pomysł na biznes * - uwielbiam te chwytliwe tytuły ;)