Jakiś czas temu wybrałam się na piwo z dawno nie widzianymi koleżankami. One mężatki, wszystkie jeszcze wtedy bezdzietne, ja świeżo po zaręczynach. Po jakiejś godzince, gdy już omówiłyśmy obowiązkowe „co w pracy, co w życiu” zeszło na seks, a właściwie jego częstotliwość. Gdy jedna z koleżanek bez chwili wahania przyznała, że trzy razy w tygodniu to dla niej chleb powszedni, popadłam w konsternację, moja druga koleżanka także.
Ale, jak to? Pracujecie przecież, tyle spraw do załatwienia. Wy tak macie czas?– No, tak. Nie wyobrażam sobie inaczej – odparła. Trochę mnie to zdołowało. Też bym chciała tak często, ale jakoś nie wychodzi. Praca, wyjazdy, konferencje, szkolenia, spotkania towarzyskie, przeziębienia, infekcje intymne, spadek libido – no jakby nie patrzeć, nie da się wyrabiać takiej normy! A nie mam jeszcze dzieci, strach pomyśleć, co będzie później…
Szukam pocieszenia w statystykach. Amerykańskie badania (National Sex Study) pokazują, że wśród osób w związku lub w małżeństwie średnia częstotliwość stosunków to od kilku razy w miesiącu do raz w tygodniu. Według rodzimych badań prof. Zbigniewa Izdebskiego (Seksualność Polaków, Wyd. UJ 2012) spośród ankietowanych osób aktywnych seksualnie większość odbyła stosunek w ciągu ostatniego tygodnia (ok. 60%), a 16% przyznało, że seks mieli w ciągu ostatniego miesiąca. Czyli nie jest ze mną tak źle… jeszcze.
Pytam znajomych mam i zaczyna mnie ogarniać niepokój. – Od kiedy mamy dziecko i łączymy jego wychowanie z pracą musimy umawiać się na seks. I nie jest to umawianie w stylu „o której jutro”, ani nawet „kiedy w najbliższym tygodniu”, tylko bardziej „kiedy w perspektywie miesiąca możemy to zrobić” – mówi jedna. Druga dodaje: - Gdy już w końcu uda nam się spotkać w tym samym czasie i miejscu to okazuje się, że ochota minęła. – No niestety, często staję przed wyborem czy wreszcie umyć włosy czy pójść do łóżka ze swoim facetem – wtrąca pierwsza.
Moja seksualna przyszłość rysuje się w coraz bardziej czarnych barwach, szczególnie jeśli zdecyduję się na powiększenie rodziny. Czy aby na pewno? Może to tylko kwestia odpowiedniego podejścia i zrozumienia, że nasze seksualne potrzeby i możliwości zmieniają się z każdym dniem i nie ma sensu oglądać się na koleżanki i statystyki. Lepiej zastanowić się czy taka ilość seksu, jaką mam teraz mi wystarcza. Gdy już przegadam temat sama ze sobą, a jestem aktualnie w związku, czas na rozmowę ze swoim mężczyzną/kobietą. Czy jemu lub jej taki seksualny harmonogram odpowiada? Jeśli coś nie gra to jak możemy to wspólnie poprawić? Dla każdej z nas i dla każdej pary rozwiązanie będzie inne. Jedni/jedne będą skrupulatnie zapisywać seks-randki w kalendarzu. Jeśli jesteście rodzicami, warto wtedy zainwestować w opiekę do dziecka i mieć prawdziwy luz choć na godzinę-dwie.
Inni/inne zrozumieją, że na dany moment potrzebują zmienić sposób przeżywania zbliżeń. Lubisz celebrować seks i przygotowania do niego – ciepła kąpiel, lampka wina, romantyczna muzyka, świece i niekończące się pieszczoty? Bywa, że w codziennym zabieganiu mamy na igraszki pół godzinki skradzione podczas gotowania obiadu. To też może być fajne i podniecające! Pozwól sobie na „szybki numerek” nad kuchennym blatem. Pamiętaj tylko, że krótka gra wstępna dla niektórych kobiet oznacza zbyt słabe nawilżenie pochwy i konieczność zastosowania lubrykantu.
A co jeśli szczegółowe planowanie lub spontaniczne bzykanko nam nie odpowiada? Co jeśli nie jesteśmy w stanie czasowo zgrać się z partnerem lub partnerką – czy mogę zrobić coś, żeby rozładować seksualne napięcie? Oczywiście! Fantazje seksualne i masturbacja są świetnym dopełnieniem lub tymczasowym substytutem kontaktów z partnerem lub partnerką. Nasz mózg i narządy płciowe dostają przypominającą dawkę przyjemności, my nie czujemy się sfrustrowani, lepiej poznajemy swoje ciało i jego reakcje, a głowa podpowiada ekscytujące scenariusze, o których możemy później opowiedzieć kochankowi/kochance… jeśli tylko chcemy.
Jeśli czujesz się z tym dobrze, możesz zaspokajać się sama obok partnera/partnerki tak, żeby na ciebie patrzył/patrzyła. Zachęcam was też to wypróbowania erotycznych zabawek. Dla kobiet, szczególnie tych które rodziły siłami natury, super opcją mogą być tzw. kulki gejszy – nie dość że pomagają wzmocnić mięśnie pochwy to jeszcze dają przyjemne uczucie pobudzenia i w efekcie zwiększają ochotę na seks. Dla pań jest też cała masa wibratorów i pulsatorów, także z nakładkami dodatkowo stymulującymi łechtaczkę. Jeśli wystarczy ci samo dotykanie zewnętrznych narządów płciowych możesz sprawić sobie mini wibrator, nakładkę na palec czy nawet urządzenie symulujące seks oralny. Panowie też znajdą coś dla siebie z seks-shopach. Nie musicie już kupować wielkich gumowych lal, producenci mają dla was ogromny wybór masturbacyjnych pomocników.
A jeśli dojdziesz do wniosku, że w tym momencie swojego życia nie masz nawet czasu i chęci na seks sam/a ze sobą? No cóż. Tak też bywa w życiu, nie dajmy się zwieść medialnym mitom, że na łóżkowe zabawy zawsze trzeba znaleźć czas. Nie wierz mądralom, którzy radzą ci, żebyś się zmuszała do zbliżeń z partnerem, bo inaczej on cię zostawi lub zdradzi. Jeśli naprawdę nie chcesz, nie rób tego. Lepiej zabierz go na spacer i porozmawiaj o swoich obawach i zmartwieniach. To najprostsza recepta na udany związek.