Stało się. Żebrzę po ludziach. Od niespełna czterech lat nieustannie. I tak jak nie umiem walczyć o siebie, prosić o uwagę, chwalić się moimi zawodowymi osiągnięciami itp., tutaj umiem. Tutaj czyli w Fundacji Mamy Dzieci. Sama chciała, sama z Agnieszką Chrzanowską założyła i sama ma.
Jakoś samo stało się, że pomagam. Nie, żebym się chwaliła, tylko jakoś samo się zrobiło, że w liceum już łaziłam do domu dziecka, wystawiałam Jasełka, grałam na skrzypeczkach i płakałam nad losem biednych dzieci, co proszą o miłość. Potem, na pierwszym roku studiów wraz z moim jeszcze nie mężem, jeszcze nie narzeczonym nawet, poszłam do Domu Dziecka nr. 9 na warszawskiej Ochocie i znowu płakałam i wpadłam po uszy. Robiłam wspólnie z Magdą Smalarą i kolegami, koleżankami zbiórki pieniężne, figurki z masy solnej, koncerty.... A potem powiedziałam sobie, że mój płacz to sobie mogę głęboko schować, bo on nikomu nic dobrego nie przyniesie. I pomyślałam sobie, że jak już będę bardzo sławna to będę mogła efektywnie pomagać. Sławna się nie stałam, ale Fundację założyłam.
Siedzieliśmy sobie pewnego razu z M. na tarasie przy winku w Turcji, pamiętam, przyległości smacznie spały, a my rozmawialiśmy o tym, co będzie, jak wrócimy do kraju. Że ja to na billboardach będę pierwszy raz w życiu i, że trzeba to wykorzystać. No i wtedy, buch, myśl, że trzeba tę Fundację zrobić teraz, bo dojście do mediów, bo będę mogła nagłośnić i uzbieramy kasunię i będziemy, uchacha, pomagać jak ta lala, jak szaleni. Wróciliśmy, założyłam Fundację, serial spadł z anteny po trzech odcinkach (pamiętam jak jechałam Puławską i widziałam jak "mnie" zdejmowali z billboardów) a Fundacja zaczęła żyć swoim życiem.
Trzy i pół roku partyzantki, zbierania kasy po znajomych, proszenia moich przyjaciół, cudownych kolegów aktorów - wystąpcie, proszę, jeden utwór w koncercie, a tyle dobra i hulało! Zrobiłyśmy pięć wielkich koncertów zwanych marcowymi, styczniowymi, październikowymi Dniami Dziecka itd., po teatrach i zbieralyśmy pieniądze, pieniążki, kasunię. Taką niewielką, ale zawsze to coś, parę dzieci pojechało na wakacje, paru pełnoletnich wychowanków zaczęło dzięki naszej działalności remontować swoje małe obskurne mieszkanka, ale satysfakcja jest.
Dziś sobie spojrzałam na to z perspektywy czasu i mimo trudności uśmiechnęłam się do wspomnień. Bo taki A., który, jak miał 6 lat został naszym chrześniakiem, pamiętam, jak po urodzeniu Z., ten wariat wziął wózek z Z. i ganiał po parku szczęśliwickim o mało nie wrzucając Z. z wózkiem do stawu.
Dziś ma lat 19 i jego losy nie są najszczęśliwsze. Albo taka N. zabrała mnie do taty, bo "ciociu chodź ze mną bo on teraz już nie pije" (pamiętam, że przygotowywałam się do roli Lilian Holiday w "Happy endzie", gdzie miałam do zagrania scenę, że moja świętoszkowa postać znajduje się w stadzie kryminalistów którzy zamykają ją i prawie dochodzi do sytuacji gwałtu) i przeżyłam prawie że scenę ze sztuki, bo okazało się, że tatuś już jednak pił, a towarzystwo przebywające w melinie rozpoznało mnie jako panią z telewizji i zamknęło za mną drzwi.... Przeżyłam.
Pamiętam sytuację, kiedy zabierałam dziewczyny, nastolatki na spektakl "Szkoła żon" w Teatrze Narodowym i pokazywałam im jak to wygląda od kulis. Wtedy jedna z najbardziej cenionych przeze mnie charakteryzatorek wyznała, że też wychowała się w domu dziecka. Spytałam, czy może o tym dziewczynom opowiedzieć, niech zobaczą, że z domu dziecka można wyjść na ludzi. Opowiedziała. Jedna sobie dziś radzi dzielnie, druga kilka lat później, w wieku 15 lat popełniła samobójstwo.
Wciąż wierzę, że nasza działalność ma sens, ma przed sobą ogromną przyszłość i, że zdziałamy wiele dobrego. Zrobiłyśmy z Agą teledysk, moi koledzy, cudowni, oddani, potwornie zdolni, zrobili go oczywiście non profit, przezywali mnie wtedy "Panią producent", co mnie śmieszyło i bolało, bo nie zapłaciłam im pół złamanego grosza, ale zrobili pięknie. (Zobaczyć można na naszej stronie www.mamydzieci.org) Jedna z dziewczyn, byłych wychowanek, która wzięła udział w teledysku wysłała czekoladki w podzięce, że mogła wziąć w nim udział, rozwaliło mnie to.
Tych ludzi w potrzebie jest potwornie dużo, a ja będę im pomagać. (Wy też możecie, piszcie na aneta@mamydzieci.org) Bo ten cały Kabaret, bo tak oni siebie nazywają, w porozumieniu wychowanków domów dziecka w Polsce jest taki slang - dziecko z Kabaretu - fajny, nie?, ten Kabaret składa się z fajnych, zagubionych ludzi, popatrzmy na nich przychylnie. Popatrzcie, proszę. Zajrzyjcie, proszę na stronę www.mamydzieci.org , za chwilę wrzucę tam info o najbliższym Wiosennym Dniu Dziecka (16 maja w Teatrze Lalka) i bądźcie z nami.
Moje dzieci mają świadomość, że mają szczęście i rodziców, odwiedzają ze mną domy dziecka. Wiedzą, że tam też są fajne dzieci, z którymi mogą się pobawić. A ja pragnę przedstawić je społeczeństwu, żeby ludzie nie myśleli, że w domach dziecka są te "złe" dzieci, tylko z mniejszą szansą na sukces. Pomóżcie nam w tym. Ja robię to z radością.